Wakacyjną sondę przeprowadziła w 1993 roku Teresa Bętkowska.
Andrzej Sikorowski, piosenkarz
– Uważam, że człowiek który przeżył 40 lat i żyje w kraju tak ciekawym jak nasz, nie jest już w stanie niczym się zdenerwować. Nie denerwuje mnie więc burzliwe życie polityczne – bo się po prostu uodporniłem. Ale… Ale z całą pewnością złości mnie ilość kurzu, jaki zastałem w domu na meblach po kilkutygodniowej nieobecności w domu. Z tym kurzem muszę się sam uporać.
Maria Drewniakowa, pediatra
– Po powrocie ze Szwajcarii, gdzie życie płynie spokojnie, a ludzie cieszą się nim, przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie – kontrast był zbyt uderzający. Tam – wszyscy się pozdrawiają, życzliwie do siebie uśmiechają. Tu – warczą na siebie, są niecierpliwi, zacietrzewieni. Ten nasz wzajemny stosunek do siebie szczególnie uwydatnia telewizja. Włączyłam I program, a tam kłótnie, przepychanki słowne, brak wzajemnego szacunku u „dyskutantów”. Proszę, niech nikt mi nie tłumaczy, że tak, a nie inaczej ma wyglądać kampania wyborcza.
To, co uderzyło mnie najbardziej, to nawet nie szwajcarski dobrobyt czy sklepy, ale… rowery. Tak, nie jazda mercedesem, lecz rowerem podnosi prestiż! Poznałam przewodniczącego rady miasta, w którym mieszkałam. Okazało się, że on również do pracy jeździ rowerem. U nas? Nie chcę komentować, bo znów się poirytuję.
Zygmunt Konieczny, kompozytor
– Urlop podzieliłem na raty, kilka dni spędziłem w Zakopanem. I od razu wyznam: czegoś takiego, co teraz tam zastałem, nie widziałem nigdy. W Dolinie Kościeliskiej brakowało mi tylko policjanta, który by kierował ruchem. Na Krupówkach zaś wciąż gubiłem żonę, bo ginęła w tłumie. Wróciłem więc do domu, a tu znów klops; co chcę obejrzeć bardziej wartościowy program czy film w telewizji, to ona oferuje mi go w nocy, prawie nad ranem. Rozumiem, pchamy się do Europy. Naśladujemy małpio wszystko co „zachodnie”. Ale czyim kosztem?! Niechże wreszcie ktoś zrobi uczciwą sondę i sprawdzi, ilu ludzi ogląda nocne programy i ile one nas, abonentów – oczywiście! – kosztują. Złości mnie to wszystko, nie ukrywam. Tym bardziej że w godzinach wieczornych częstuje się nas zwykłym chłamem, najczęściej bełkotliwymi amerykańskimi i włoskimi filmami.
Krystyna Goldbergowa, redaktor
– Wróciłam z Prania od Kiry Gałczyńskiej, gdzie sielsko i anielsko. Włączyłam telewizor… Brrrr – naprawdę sytuacja polityczna w kraju bardzo mnie denerwuje.
Marek Pawlicki, onkolog
– Nic bardziej mnie nie stresuje jak sytuacja finansowa Instytutu, w którym od lat pracuję, jak kondycja – też finansowa – służby zdrowia w ogóle. Brak pieniędzy to brak leków. Brak leków to jeszcze smutniejszy los chorych. Ludzi, którzy biednieją w sposób widoczny.
Byłem niedawno w USA, teraz wróciłem z krajów skandynawskich. Proszę mi wierzyć, tam też nie znajduję już uspokojenia. Recesja wszędzie daje się we znaki, lecznictwo staje się coraz kosztowniejsze. Tyle że tam działają – lepiej lub gorzej – ubezpieczenia. A u nas się tylko o nich mówi. Pytam: kiedy zamiast gadać, załatwimy wreszcie podstawową sprawę społeczną?
Ania Zając, studentka
– Wróciłam ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pojechałam zarobić troszkę pieniążków, czego nie ukrywam. No i po tym powrocie szał! Idę do sklepu, a tu ciuchy po horrendalnych cenach. Podobne, albo i ładniejsze, w Nowym Jorku mogłam kupić na posezonowej wyprzedaży za jednego, za kilka dolarów. Druga sprawa: chciałam zadzwonić do znajomych w USA i przy telefonie, kręcąc do zbzikowania te same numery, straciłam wiele godzin. Bez rezultatu. Gdy stamtąd wykręciłam numer, w słuchawce od razu odezwał się głos mojej mamy, w Polsce oczywiście.
Andrzej Bugajski, urolog
– Z pięknego półwyspu Jukatan wpadłem wprost… w rozgardiasz remontowy mojej kliniki. Remont, niestety, przeciąga się i jest dolegliwy przede wszystkim dla pacjentów.
Stefan Bratkowski, dziennikarz
– Jestem człowiekiem mało skorym do zdenerwowania, ale… Na czołówkach gazet, w dziennikach telewizyjnych miejsce zajmują awantury, oszczerstwa, katastrofy. Nie zwraca się zaś uwagi na akty dobrej woli, dowody zaradności ludzkiej, sukcesy przedsiębiorstw, ważne wypowiedzi intelektualistów czy mądrych polityków, prezentowanie ciekawych spektakli telewizyjnych, dobrych książek itp. W rezultacie ten kraj rozwijający się i stabilny wygląda na dom wariatów.
Niemniej to moje złe wrażenie zostało ostatnio zniwelowane wiadomością o spokojnej reakcji Rosji na ewentualne włączenie Polski do NATO.
Leszek Długosz, poeta
– Nie znam pojęcia urlopu, gdyż wszystko mam inaczej w życiu poukładane. Ale, owszem, wiele rzeczy ostatnio mnie denerwuje. Choćby śmietnik. Śmietnik akustyczny, dla ścisłości. Bardzo ożywione, rozweselone przez różnych „artystów” centrum Krakowa jest dla mnie trudne do zniesienia. Nagłośniona na cały regulator muzyka, śpiewy zespołów, pijackie zawodzenia, słowem: hulaj dusza. Nikt nie pamięta, co oznacza godzina 22.00, nikt nie liczy się z tym, że w domach wokół Rynku mieszkają ludzie, którzy pracują, mają dzieci. Chamstwo, zwyczajne chamstwo nas zalewa – głośne, okrutne, bezwzględne. Głosy mieszkańców błagających o pomoc to głos wołającego na puszczy…
Jerzy Jarocki, reżyser
– Mnóstwo rzeczy mnie drażni, irytuje. Wyrwała mnie pani akurat z próby [Teatr Polski we Wrocławiu, premiera aktualnie przygotowywanego spektaklu pt. „Płatonow” Czechowa odbędzie się z początkiem października – T.B.], więc trudno na poczekaniu dokonać odsiewu tych bardziej ważnych od mniej ważnych. Ale na pewno bardzo mnie denerwuje, kiedy w czasie kampanii wyborczej szuka się u przeciwników słabości akurat niezbyt ważnych przy sprawowaniu urzędu posła czy senatora; to atakowanie od dołu jest obrzydliwe!
W moim najbliższym otoczeniu, teatralnym, stresuje mnie to, co można z grubsza określić wchodzeniem sztuki w tak zwaną normalność. Ta normalność daleko odbiega od tej, do jakiej przywykliśmy latami, daleko jest jej również do autentycznej normalności. Mam nadzieję, że ten stan przejściowy jednak minie…
Leszek Mazan, dziennikarz
– Jak zwykle, zdenerwowała mnie żona.
Mieczysław Czuma, naczelny „P”
– Pisk budzika o godz. 6.00, zaszroniona lodówka, postępująca cywilizacja gier skrobankowych, lamenty psa więzionego w samotności przez sąsiada, przepełniony śmietnik, coraz większe tytuły coraz mniejszych artykułów w gazetach, telefony po godz. 22.00.
Nie lepiej pozbyć się tych stresów i zrezygnować z urlopu?
Niżej podpisana
– Wróciłam z urlopu i zaraz w pierwszym dniu pracy zdenerwował mnie… redaktor Mazan: „Zrób sondę, podzwoń do ludzi”. To „podzwonienie” wyglądało mniej więcej tak: zamiast Gustawa Holoubka w Warszawie zgłosił się jakiś miły pan w Krakowie, zapewniając mnie, że na pewno nie jest aktorem; zamiast dyrektora chorzowskiego zoo miła panienka z Sosnowca przedstawiała się w imieniu jakiejś firmy; zamiast Andrzeja Zalewskiego z Eko-Radia, w słuchawce znów ktoś z Krakowa…
Jezu, nie chcę bluzgać ani powtarzać za Anią (patrz wyżej). Niech tylko naczelny „Przekroju” wie, jak telekomunikacja – zarabiając na siebie – może abonentów puścić z torbami.
Zabawa w sondę okazała się przyczyną także kolejnej irytacji: coraz częściej co bardziej znane osoby zatrudniają automatyczne sekretarki! Jak tu z taką pogadać, skoro określa czas rozmowy najwyżej na 60 sekund!
Rozmawiała Teresa Bętkowska
Tekst pochodzi z numeru 2516/1993 r. (pisownia oryginalna), a możecie go Państwo przeczytać w naszym cyfrowym archiwum.