Radość dla spragnionych Radość dla spragnionych
i
zdjęcie: Dragisa Braunovic/Unsplash
Pogoda ducha

Radość dla spragnionych

Tenzin Wangyal Rinpocze
Czyta się 11 minut

Buddyjski nauczyciel duchowy wyjaśnia, jak uwolnić w sobie twórczą energię i poczuć radość z tego, co robimy.

Kreatywność podsyca naszą naturalną radość. Kiedy żyjemy twórczo, cieszymy się życiem. Wszyscy mamy tę zdolność, czym jednak właściwie jest kreatywność? Czy przejawia ją artystka trudząca się nad swoim dziełem gdzieś na poddaszu? A może pochylony nad fortepianem muzyk albo twoja babcia, lukrując smakowity placek? A co z sąsiadem, który uprawia ogródek? Nikt nie wątpi, że wszystkie wymienione działania są przejawami kreatywności. Ale kreatywność rozumiana w świetle buddyjskiej tradycji bon to coś znacznie więcej niż pokaz szczególnych umiejętności czy talentów. Jest ona wyrazem naszej podstawowej natury. Kreatywność lub twórczość oraz charakteryzujący ją swobodny przepływ energii mają to samo źródło. Jest nim naturalna przestrzenność naszej najgłębszej istoty. Istotą kreatywności jest spontaniczny napływ pozytywnych wartości, które pochodzą z otwartej przestrzeni źródła wszystkich zdarzeń.

W tradycji dzogczen [praktyka duchowa w buddyjskiej religii bon – przyp. red.], którą praktykuję, owa pierwotna przestrzeń istnienia uchodzi za Matkę (ma). Z kolei niezakłócona świadomość tej przestrzeni nazywana jest Dzieckiem (pu). Jedność Matki i Dziecka zaś jest dynamiczną energią (tsal). Ich wzajemnych relacji nie mamy rozumieć intelektualnie. Możemy je poznać tylko na drodze osobistego doświadczenia. Kiedy przebywamy w stanie pełnej łączności z przestrzennym charakterem naszej najgłębszej istoty, wszystko robimy bez wysiłku. Wszystko wydaje się nam piękne. Jesteśmy gotowi na coś, co odmieni nasze życie. Gdy żyjemy w poczuciu więzi z mocą pierwotnej przestrzeni, mamy wszystko, co niezbędne, by uruchomić twórczy potencjał. W naturalny sposób przejawiają się takie właściwości, jak miłość, radość, zabawa, humor lub hojność.

Wszelka twórczość jest z natury cechą ludzką. Czy chodzi o dzieło sztuki czy gotowanie obiadu albo przekonanie córki, żeby zrezygnowała z czegoś zbyt ryzykownego – wszystko to są kreacje. Świadomość obecności wewnętrznego źródła, czyli innymi słowy znajomość własnej przestrzennej natury, sprawia, że twoje działania oraz ekspresja niosą w sobie potencjał dobroci, którą możesz obdarować świat. Nieważne więc, czy stworzysz dzieło sztuki lub zrobisz coś innego, gdyż wszystko, co autentycznie pochodzi z uniwersalnego źródła, jest święte. W reprezentowanej przeze mnie tradycji coś takiego nazywamy trinley. Oznacza to oświeconą aktywność. Kiedy w taki sposób wyrażasz siebie, wszystko, co robisz, ma znaczenie i służy jakiemuś celowi. Twoje działania przysparzają dobra innym, a przy okazji także tobie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tradycja dzogczen opisuje połączenie z podstawowym źródłem naszej egzystencji jako odnalezienie niewyczerpanego źródła czystej wody dla spragnionych. Odkrycie to jest też kluczem otwierającym skarbiec dla ubogich, lekarstwem dla chorych, domem dla zabłąkanych, serdecznym przyjacielem dla samotnych, wewnętrznym schronieniem dla uwikłanych w samsarę [cykl ciągłych narodzin i śmierci – przyp. red.], czego skutkiem jest cierpienie. Świadomość wewnętrznej przestrzeni uruchamia nasz twórczy potencjał. Nasze życie natomiast to ciągłe szukanie sposobów jego wyrażenia.

W buddyjskiej tradycji bon funkcjonuje pogląd, że nasza natura jest pierwotnie nieskazitelna. A zatem w każdej żywej istocie znajduje się czyste źródło kreatywności, z którego wyłaniają się pozytywne właściwości i nieskończone okazje do wykazania się inicjatywą. Istniejące w nas źródło spontanicznie wyraża takie wartości, jak miłość, współczucie, radość czy harmonia pełnej równowagi. To z niego bije energia, która dodaje nam sił i sprawia, że czujemy twórczy przepływ.

Podróż przez czakry

Rodzimy się kreatywni, a nasza natura wciąż poszukuje środków wyrazu. Jednak jak połączyć się z twórczą energią w taki sposób, by swoimi unikatowymi talentami podzielić się ze światem? Jedna ze znanych mi najbardziej efektywnych metod polega na poszukiwaniu twórczego potencjału poprzez aktywację pięciu skupisk subtelnej energii w naszym ciele zwanych czakrami. Nie są to jedyne czakry, być może lepiej znasz podział, w którym występuje ich siedem. Tu jednak mówimy o systemie złożonym z pięciu czakr, które zabiorą nas w podróż rozpoczynającą się w otwartości nieograniczonej przestrzeni i prowadzącą nie tylko do odkrycia twórczego potencjału, ale też do zamanifestowania go na zewnątrz.

Uwalnianie naszej kreatywnej energii zaczyna się w czakrze korony na czubku głowy. Właśnie tam odkrywamy pierwszy twórczy potencjał, którym jest otwartość dająca nam pewność odkrycia pełni naszych możliwości. Jeśli otwartości nie odczuwamy bezpośrednio, możemy sobie pomóc, używając naszych trzech bram. Pozwolą nam one rozpoznać bezruch ciała, ciszę wewnętrznej mowy oraz przestronność umysłu.

Zaopatrzeni w otwartość i pewność siebie łączymy się z drugim wymiarem twórczego potencjału, którym jest świadomość subtelnej energii wypełniającej czakrę gardła. Odnajdujemy tam wrodzoną godność istoty ludzkiej, dzięki czemu łączymy się z prawdą o nas samych i czujemy się kompletni oraz spełnieni – tacy, jacy jesteśmy. W cieple naszej obecności rozpuszczają się tak dobrze znane obawy – nie potrafię tego, nie zasługuję na to. One blokują twórczą ekspresję.

Trzecim stopniem odkrywania naszego kreatywnego potencjału są inspirujące impulsy energii serca. Mieści ono w sobie miłość i radość. Wystarczy do nich dotrzeć. Kreatywność kwitnie w pozytywnej atmosferze, a wraz z napływem twórczych pomysłów wzrastają w nas ekscytacja i radość – są integralną częścią każdego twórczego procesu.

Czwarty poziom twórczego potencjału odkrywamy w czakrze pępka. Tam rzeczy dojrzewają. Świadomie tam przebywając, przypominamy sobie o czymś, co jest prawie gotowe, lecz nieskończone. Potrzeba jeszcze jednego pozytywnego bodźca i poświęcenia temu większej uwagi. To punkt zwrotny na drodze twórczej. Jeśli coś jest już prawie gotowe, mogą się zdarzyć tylko dwie rzeczy. Kiedy nasze niegotowe dzieło ogrzejemy światłem trosk­liwej uwagi, możemy je doprowadzić do końca i czerpać z tego satysfakcję. Gdy jednak naszą uwagę skierujemy gdzieś indziej, może się to skończyć tym, że nasze pomysły wylądują na stosie niezrealizowanych projektów i porzuconych marzeń. Jeżeli energia czakry pępka jest odblokowana, niemal nie trzeba się starać, żeby zrealizować każde przedsięwzięcie.

Piąta czakra jest czakrą manifestacji. Dzięki jej otwarciu jesteśmy wytrwali i doprowadzamy nasze rozpoczęte działania do końca. Nasza kreatywność przestaje być wciąż niespełnionym potencjałem, ale przejawia się pod różnymi formami. Jej ekspresja może zachwycać i służyć innym.

Wszystko więc wydaje się bardzo proste, nieprawdaż? Jednak tak się tylko wydaje i połączenie z twórczą energią niekoniecznie jest łatwe. Gdyby tak było, wtedy bez problemu moglibyśmy dzielić się ze światem naszymi talentami i umiejętnościami. Ludzie na wiele sposobów odłączają się od własnej esencji i, co za tym idzie, od wrodzonej kreatywności. Znałem kiedyś utalentowanego muzyka. Kiedy zdobył lokalne uznanie, postanowił wypłynąć na szersze wody, chcąc rozprzestrzenić swoją muzykę na cały świat. Udało mu się nawet znaleźć ludzi, którzy mogli mu w tym pomóc. Ale ledwo jego kariera ruszyła do przodu, sam zaczął wszystko psuć. Nie potrafił poradzić sobie z nagłym sukcesem, powrócił więc do dobrze znanego mu miejsca, gdzie zaczynał. Ilekroć próbował wykroczyć poza pewien przeciętny poziom, zżerał go i paraliżował strach. Z tego powodu ciągle czuł się niespełniony i przygnębiony.

Wsparcie w sobie

Jak zatem dostać się do zasobów twórczej energii, kiedy czujemy się zablokowani? Jak znowu rozpalić ogień inspiracji? Mimo że już od urodzenia jesteśmy bogaci wewnętrznie i drzemią w nas wszystkie pozytywne wartości, to niekoniecznie ten fakt rozpoznajemy. Jak więc odzyskać połączenie ze źródłem? Kluczem do tego jest świadomość, ale taka, która pozwala dobrze poznać samego siebie. Pamiętajmy jednak, że wiedzy na temat naszej prawdziwej esencji nie zdobywa się, siedząc w ławce szkolnej i ucząc się czegoś na jej temat. Nie chodzi także o nabycie specjalnych umiejętności lub o gromadzenie faktograficznych wiadomości. Wystarczy sama znajomość otwartości oraz jej świadomość w każdej sytuacji. Otwarte źródło naszej najgłębszej istoty staje się wtedy naszym schronieniem – zawsze dostępnym wsparciem.

Jednak często jesteśmy zbyt zajęci albo rozproszeni, aby zwrócić się w stronę otwartości i w niej szukać rozwiązania naszych problemów. Wpadamy w pułapkę ważnych spotkań, niecierpiących zwłoki spraw, ostatecznych terminów, a na dodatek trudzimy się, próbując sprostać kolejnym zadaniom z naszej listy spraw do załatwienia. Potem zastanawiamy się, jak spędzimy upragniony weekend. Zatem planujemy nawet wypoczynek. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do życia w stanie oderwania od siebie oraz innych, że nie zauważamy dręczącego nas bólu i cierpienia. Aby odzyskać połączenie z naszą prawdziwą naturą, niezbędne jest szczere uznanie własnego niezadowolenia i nazwanie cierpienia po imieniu. Mamy z tym jednak duży problem, ponieważ za wszelką cenę usiłujemy unikać niewygody, w efekcie na różne sposoby uchylamy się od spojrzenia w kierunku tego, czego nie lubimy. Odpychamy od siebie niechciane doświadczenia, tkwiąc w błędnym przekonaniu, że umiemy powiedzieć im „nie”. Przyciąga nas to, co lubimy, ale mylimy to z autentycznym połączeniem. Przenikliwość naszej uwagi wciąż rozprasza mnóstwo rzeczy, które nazywamy rozrywką. Jesteśmy prawdziwymi mistrzami unikania tego, co nieprzyjemne.

Tymczasem nie da się uzyskać dostępu do własnych mocy twórczych ani zamanifestować pozytywnych właściwości, nie rozpoczynając od otwartości. Od niej się wszystko zaczyna, bo jest ona niezbędną podstawą dla dalszych kroków. Nie możemy tego uniknąć. Skoro naturalna otwartość naszej istoty jest źródłem kreatywności, to cokolwiek ją blokuje, niweczy także radość związaną z tworzeniem. Gdy się zamykamy, nie jesteśmy w stanie zaprezentować niczego pozytywnego. Zastanawiając się nad tym, co cię blokuje w różnych sytuacjach, przytoczysz pewnie długą listę przyczyn: Mam za mało czasu, żeby się ze wszystkim uporać, więc nie ma mowy o robieniu dodatkowo czegoś twórczego. Jestem za bardzo zabiegany. Nie mam prywatności. Muszę opłacać rachunki. Po wyjściu z pracy nie mam już na nic energii. Znam takich ludzi, dla których wieczne nie mogę stało się mantrą. Zazwyczaj kiedy powtórzysz ten zwrot wystarczająco wiele razy, kreatywność nie będzie miała żadnych szans!

Twórcze impulsy można blokować na różne sposoby. Wymyślamy sobie mnóst­wo wymówek, żeby za wszelką cenę nie podejmować niezbędnych działań. Wykreślamy jedną niewygodną sprawę z naszej listy tylko po to, żeby zaraz zastąpić ją inną. W ten sposób nigdy nie uda nam się rozwiązać wszystkich problemów umieszczonych na naszej liście. Jednak nie na tym polega trud­ność. Trzeba zapytać siebie nie o zewnętrzną sytu­­a­cję zablokowania twórczej energii, ale o to, kto ją blokuje.

Nie tylko jedno ja

Główną przeszkodą, która blokuje nam dostęp do twórczego, wewnętrznego potencjału, jest sposób, w jaki odbieramy siebie oraz wymyślamy sobie konkretną tożsamość. Jednym z podstawowych błędów, wskazywanych przez wszystkie szkoły buddyjskie, jest wiara w solidne i rzeczywiste ja, które miałoby nas nigdy nie opuścić. Nasze cierpienia nie są jednak efektem zewnętrznych zdarzeń. Wynikają bowiem z uporczywego lgnięcia do poczucia odrębności, czyli do czegoś, co określamy mianem ja. To właśnie ono jest prawdziwą przyczyną cierpienia. Da się ją jednak przezwyciężyć. Służy temu medytacja, która pozwala zajrzeć w głąb siebie i bezpośrednio zbadać owo sztywne, cierpiące ja. Medytacja pokazuje nam, że posiadamy je wyłącznie dlatego, że bez przerwy je wzmacniamy. Robimy to za pomocą myśli i wyobrażeń. Wystarczy przestać, aby jego żelazny uchwyt nieco się rozluźnił. Czujemy się wtedy bardziej otwarci. Nasza wąsko zorientowana jaźń wreszcie porzuca kontrolę nad myślami i przestaje blokować dostęp do wewnętrznej przestrzeni będącej prawdziwym źró­dłem wszelkiej kreatywności.

Szkopuł tkwi w tym, że nasze fałszywe ja często działa pod przykryciem, kierowane podświadomymi impulsami. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do identyfikowania się z nim, że zachowujemy się tak, jakby było prawdziwe. Lgniemy do niego tak mocno, że bez niego nie wyobrażamy sobie życia. Innym zaś razem ze wszystkich sił staramy się od niego uwolnić. Świat jest pełen dobrych rad na temat samorozwoju, wielu ludzi medytuje więc tylko po to, żeby niepożądaną wersję siebie zastąpić inną, bardziej pozytywną. Jednakże takie wysiłki okazują się bezowocne oraz mijają się z celem. Dopóki ja obstaje przy przekonaniu o konkretnej i niezmiennej tożsamości, dopóty pomijany jest fundamentalny problem. Zasadnicze nauki reprezentowanej przeze mnie tradycji duchowej podkreślają znaczenie odkrycia prawdy o braku ja lub też o nieistnieniu konkretnej osobowości. Odkrycie to jest niezbędnym krokiem do zamanifestowania wewnętrznych zasobów pozytywnych właściwości.

Zamiast pomijać swój ból i od niego uciekać czy starać się go pozbyć, musimy się w pełni na niego otworzyć. Również na związane z nim niewygody. Nieważne, jaką formę w danej chwili przybierze twoje zmieniające się wraz z przelotnym nastrojem ja, zawsze wyraża ono pewien rodzaj bólu. Nazywam to bolesną tożsamością. Może akurat twoje ja przeważnie czuje się niepewnie. Niepokoi się i chciałoby pozostać poza zasięgiem zainteresowania ze strony innych. Ale jakieś inne ja może uważać, że zasługuje na większy szacunek okazywany mu przez innych. Twój strach lub niepewność może występować pod postacią krytycznych głosów albo paraliżującego cię poczucia nieszczęścia. Całkiem możliwe, że jest ono z tobą już długo. Jednakże bezpośrednie rozpoznanie utajonego bólu daje wielką moc twojej uwadze. Jest ona wtedy jak igła do akupunktury, precyzyjnie nakłuwająca określony punkt, co uwalnia zablokowaną energię. Jak więc widać, odpowiednia postawa wobec własnego strachu i niepewności może prowadzić do odkrycia naszej prawdziwej natury.

Aby świadomość mogła się połączyć z bolesnym doświadczeniem, zwróć uwagę na to, co dzieje się z twoim ciałem, oraz na towarzyszące temu myśli i emocje. Otwórz się na to wszystko i obserwuj bez oceniania. Nie staraj się unikać nieprzyjemnych doświadczeń. Nie oddalaj się. Przebywaj w tym, co jest. Nie uciekaj przed sobą i swoim niezadowoleniem.

Często sugeruję, żeby ból lub strach traktować jak bliską przyjaciółkę, która cała drży z nerwów. Co zrobisz, kiedy zacznie ci się zwierzać? Przede wszystkim będziesz w stosunku do niej całkowicie otwarty. Czyż nie tak? W takiej chwili nie będziesz dzielił uwagi pomiędzy przyjaciółkę a trzymany w ręku telefon, z którego właśnie teraz „musisz” wysłać SMS-a. Nie mówisz więc komuś pogrążonemu w cierpieniu: Poczekaj chwilkę, właśnie piszę do kogoś, ale mów, bo ciągle cię słucham. Oczywiście, że tak się nie zachowasz, całą uwagę poświęcisz zatroskanej przyjaciółce. Będziesz wyłącznie dla niej. Gdy jesteś rzeczywiście obecny w cudzym bólu, naturalnie wyzwalają się takie emocje, jak troska oraz spontaniczna dobroć serca. Takiego samego ciepła potrzebuje także twoje ciągłe poczucie niezadowolenia. Jeśli chcesz je odmienić, musisz być wobec niego całkowicie obecny. Potem, kiedy ból się uwalnia, spontanicznie rodzi się naturalne ciepło naszego jestestwa.

Tekst ukazał się pierwotni pod tytułem „Źródło”.


Fragment książki Tenzina Wangyala Rinpoczego Spontaniczna kreatywność, wyd. Rebis, Poznań 2023. Tytuł i lead pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Nasze dosze Nasze dosze
i
„Ayurvedic Medicine”, źródło: Wikimedia Commons
Promienne zdrowie

Nasze dosze

Agnieszka Rostkowska

Żyj w zgodzie ze swoją prawdziwą naturą – zachęca ajurweda. W jaki sposób warto to robić i jak odkryć odpowiednią dla siebie ścieżkę zdrowia, mówi Agnieszce Rostkowskiej ajurwedyjski lekarz Dilbag Jindal.

Ajurweda to jeden z nielicznych starożytnych systemów medycznych, które z powodzeniem są stosowane do dziś. Każdego pacjenta traktuje się w nim indywidualnie – uznając, że to, co służy jednemu, drugiemu może zaszkodzić – oraz holistycznie: wierząc, że ciało, umysł i emocje tworzą jedność, a zdrowie to znacznie więcej niż brak chorób.

Czytaj dalej