Pod tym poczciwym mianem, jednym z wielu, kryje się ktoś, o kim chcielibyśmy wspomnieć nie inaczej, jak tylko z powściągliwością.
Publikując ostatnio nowości z zakresu mody dla czarownic, chcąc nie chcąc wkroczyliśmy w krainę dwuznaczności, a ściślej powiedziawszy, półmroku, w jakim kryje się cały ten świat. Teraz jednak nie chcemy wycofywać się. I oto pewne uwagi, nieodzowne jako konsekwencja tego, co raz się zaczęło. Dzisiaj kilka słów na temat pojawiania się kuma.
Wiadomo, że kum może przybrać każdą postać jaka mu się spodoba, zwierzęcia, człowieka, lub rzeczy. Zawsze jednak zdradzi go jakiś szczegół, a najwięcej kłopotów w tym względzie ma z ogonem. Oto widzimy rys. 1 żółwia który zapewne nie zwróciłby uwagi nieuprzedzonego obserwatora, gdyby nie … no, ale zgadnijcie państwo sami. Szczegół ten sprawia, że już nie odnosimy się do tego żółwia (czy też quasi żółwia, bo nie chciałbym niczego sugerować) z pełną ufnością.
Albo wracamy późno do domu, pociągamy za sznur od kołatki zwisający u drzwi, rys. 2. Myślimy sobie – „Zaraz znajdziemy się w ciepłym łóżeczku, pod kołderką”. Pod kołderką! He, he, he!… Trzeba uważać, za co się ciągnie. Nie minie chwila, jak kum, który czekał na nas za bramą i być może nawet zasnął znużony czuwaniem, otworzy nam bramę i pojawi się przed nami. Chyba, że zatną się rolki, na których opiera się całe to, szatańsko sprytne urządzenie.
Oczywiście kum ma swoich antagonistów. Oto widzimy scenę, w której jeden z antagonistów kuma zamierza wyrządzić mu małą, ale bolesną złośliwość rys. 3. Kim jest ów antagonista? Wszystko wyjaśni nam zamieszczony obok schemat rys. 4, przedstawiający część głowy antagonisty z przekrojem melonika. Widać wyraźnie, że nad wzmiankowaną głową, a pod dnem kapelusza, unosi się aureolka. Nie jest to nikt inny, jak tylko anioł po cywilnemu. (Skrzydła zwinięte i umocowane pod paltem, wzdłuż szelek).
Pewnemu stolarzowi ukazał się kum i zażądał w dodatku 20 zł za widzenie.
Przy okazji, sposób na lubczyk: przy pierwszej kwadrze księżyca ukradkiem zabrać ukochanemu portfel i potem nie pokazywać mu się na oczy. Prawie zaręczyć można, że ukochany sam zacznie cię szukać i to nawet przez osoby, które przedtem nic nie wiedziały o waszym uczuciu.
Tekst pochodzi z archiwum, nr 840 z 1961 r. (pisownia oryginalna), a możecie przeczytać go tutaj.