Z pewnością czytelnicy zakonnika cysterskiego Henryka z Sawtry pamiętają legendarne jezioro Lough Derg, położone w środkowej Irlandii. To właśnie tam na jednej ze skalistych wysepek mieści się jaskinia, która według średniowiecznych przekazów prowadzi wprost do czyśćca.
W ostatnim czasie tak się składało, że nie miałem specjalnie czystego sumienia, a pragnienie odnowy moralnej było we mnie żywsze niż zazwyczaj. Pomyślałem, że na wzór XII-wiecznego rycerza Owena udam się do tej jaskini i odpokutuję swoje grzechy.
Długo wędrowałem po tym podziemnym labiryncie, szukając słynnego wejścia w zaświaty. Po drodze mijałem wiele czaszek i kości, nie tylko ludzkich, wiele najdziwaczniejszych przedmiotów: zarówno zardzewiałe blachy, fragmenty dawnych zbrojeń, jak i zużyte gumy do żucia czy walkmany, co świadczyłoby o tym, że ta jaskinia była odwiedzana jeszcze w latach 90.
Wreszcie, kiedy niemal mdlałem z wycieńczenia i braku powietrza, w głębi jednego z tuneli dostrzegłem światło. Z początku niewielkie, rosło w moich oczach, choć stałem bez ruchu, aż w końcu mnie zalało.
Poczułem zapach wody różanej; poczułem, jak całą moją skórę objęła jakaś puszysta tkanina; usłyszałem dźwięki słodkiej symfonii; moim oczom zaś, kiedy je wreszcie otworzyłem, ukazały się setki najpiękniejszych zjaw-dziewcząt i zjaw-chłopiąt (oczywiście nagich). Tygrysy, pantery, egzotyczne ptaki, wszystko to też tam było, ale łagodne i przyjazne. Jakimś cudem znalazłem się pod gołym, jasnym niebem.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że jestem w Raju.
I choć spędziłem tam kilka niewiarygodnych tygodni, wreszcie przyszło opamiętanie. Wszak nie tego miejsca szukałem.
Wyrzuty sumienia pojawiły się ze zwielokrotnioną mocą:
„Jakże to – pytałem sam siebie – ja, istota grzeszna, nieczysta, mogę cieszyć się tym niepojętym szczęściem?”.
Zacząłem wściekle poszukiwać wyjścia (nieudolnie, ale pomógł mi jeden z życzliwych archaniołów). Zakręciło mi się w głowie: po chwili znów stałem na irlandzkiej ziemi.
Przez kolejne miesiące wędrowałem, smutny i z poczuciem beznadziei, poszukując innych jaskiń, lecz bez zadowalającego rezultatu.
Zdecydowałem się wrócić do kraju.
Co mi pozostało? Prawdopodobnie nic innego jak tylko opublikować wierny zapis tych wydarzeń wraz z towarzyszącym im stanem ducha, z nadzieją, że czytelnicy odbiorą go jako wyraz szczerego pragnienia pokuty; być może znajdzie się wśród nich ktoś, kto posiada bardziej zadowalającą mapę wspomnianych podziemi.