Mały reportaż – 1/2020 Mały reportaż – 1/2020
Rozmaitości

Mały reportaż – 1/2020

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Na londyńskim dworcu King’s Cross, podenerwowany, wsiad­łem do pociągu pospiesznego do Leeds w hrabstwie West Yorkshire, by zwiedzić i opisać dzielnicę opanowaną przez słynnych chuliganów. Choć przedział, w którym siedziałem, był nieco staroświecki, widoki za oknem w pełni rekompensowały techniczne niedogodności podróży. Anglia zasypana śniegiem miała w sobie coś magicznego; z drugiej strony może po prostu śnieg tak na mnie oddziaływał.

Niespodziewanie pociąg się zatrzymał i musiałem wysiąść na jakimś niezbyt wyszukanym przystanku, pozbawionym budynku dworcowego; sądziłem, że to jakaś awaria. Nieskutecznie próbowałem zasięgnąć języka, być może moja angielszczyzna brzmiała w tych rejonach niezrozumiale. Kiedy spostrzegłem, że tory nie prowadzą dalej, zdałem sobie sprawę, że to nie awaria, lecz przystanek końcowy.

Nagle stanęła naprzeciwko mnie ogromna postać; facet miał wielką czarną brodę i rozwichrzone czarne włosy.

– Cholibka, zimno, co nie?

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Olbrzym od razu wzbudził moją sympatię i zgodziłem się z nim; jego szczera życzliwość wydawała mi się wybawieniem. Stwierdził, że musiałem przez przypadek wsiąść do złego pociągu; zapewniał mnie jednak, że nie mam czym się martwić, bo ma bardzo dobry pomysł, jak rozwiązać mój problem.

Szedłem z nim przez rozległą równinę, podejrzewając, że prowadzi mnie na jakiś przystanek autobusowy, z którego będę mógł już bezpośrednio dojechać do Leeds.

Po jakimś czasie marszu śnieg wokół mnie wydawał się niemal nieskończony. Jego biel i brak innych obiektów sprawiały, że już z odległości kilkuset metrów ­dostrzegłem jakieś duże zwierzę, tak jak dostrzega się pchłę na białej pościeli.

– Co to? – zapytałem, wskazując na ten niezrozumiały i dynamicznie wijący się kształt w oddali.

– Spiżobrzuch ukraiński.

Nic z tego nie rozumiałem, więc dopytałem o gatunek, do którego przynależy ta istota.

– To smok – odparł.

Uznałem z pewnym rozczarowaniem, że facet, choć niezwykle sympatyczny, musi być jednak wariatem.

– Drogi młodzieńcze, będziesz mógł na jego grzbiecie dostać się do Leeds w mniej niż 20 minut. Zanim na niego wejdziesz, musisz go tylko pogłaskać, ma się rozumieć.

Wtedy odwróciłem się i zacząłem uciekać.

Szczęśliwie pociąg, którym przyjechałem, właśnie odjeżdżał w drugą stronę. Wskoczyłem do środka. Zapłaciłem ogromny mandat za brak biletu, ale wróciłem do Londynu, z którego udałem się w dalszą drogę.

 

Czytaj również:

Tygrys nie patrzy w oczy Tygrys nie patrzy w oczy
i
Poranek na Sundarbanach. W oczekiwaniu na przypływ i pierwsze łodzie z turystami; zdjęcie: Paulina Wilk
Ziemia

Tygrys nie patrzy w oczy

Paulina Wilk

Pomiędzy żyznymi równinami Bengalu a wodami Oceanu Indyjskiego rozciąga się archipelag zielonych wysp, które dwa razy dziennie znikają w morzu. Hindusi wierzą, że w leśnym labiryncie delty Gangesu przetrwać mogą tylko ludzie o czystych sercach.

Godzinę przed wschodem słońca robi się jas­no. Niebo pociągnięte pastelowym różem szyb­ko traci mglistą powłokę. Wisząca nad wodą wilgoć zaraz ustąpi gorącu. Łodzie śpią jeszcze, zacumowane na środku rzeki. Za dwie szósta, jaskrawozłota kula wysuwa czubek znad leśnej gęstwiny. Od tej pory sprawy toczą się szybko. Za pół godziny upał będzie parzyć.

Czytaj dalej