Niekiedy zwracano uwagę na fakt, że biel – wbrew powszechnym stereotypom – jest w istocie przerażająca. Czerń nie stanowi problemu, jest czymś nieodłącznym ludzkiej percepcji, znamy ją z każdego mrugnięcia okiem. Biel natomiast to wręcz bolesny brak koloru. Nie bez powodu niepokoi nas sterylność szpitali czy zakładów psychiatrycznych. Każdy polarnik czy alpinista dobrze wie, że zintensyfikowana biel oślepia, wypala oczy i nie tylko niszczy zmysł wzroku, lecz także potęguje wrażenie porażającej nienaturalności.
Z tych pojawiających się w literaturze od czasu do czasu trafnych spostrzeżeń nikt jednak nie wyciągał żadnych wniosków dotyczących naszego codziennego życia. Dopiero teraz socjolog Keith Hoffmann na łamach „New Society” zaproponował, by więzienia przyszłości nie były szare i niechlujnie umeblowane, z łóżkami pokrytymi rdzą; w jego wizji cele więzienne miałyby być krystalicznie czyste, z doskonale białą pościelą. Zdaniem Hoffmanna tylko tym sposobem jesteśmy w stanie postraszyć karą niebezpiecznych cywili. Z podobnych spostrzeżeń wywodzi się bardzo ciekawy pomysł austriackiego teologa Karla Stockhausena, aby odmienić tradycyjne wyobrażenia istot demonicznych i anielskich. Od tej pory to anioły miałyby stać się ciemne, diabły zaś – białe. Anioły, podobnie jak inne istoty mitologiczne, miałyby jego zdaniem brać się ze snów (Austriak odświeża w tym miejscu XIX-wieczne teorie religioznawcze). „A czy wy śnicie jasne sny?” – pyta prowokacyjnie Stockhausen. „Nie – odpowiada – sny są zawsze zamglone, ciemnawe i niewyraźne”.
Te głosy we współczesnej nauce upoważniają nas do przypuszczenia, że stoimy u progu epoki przewartościowania naszego rozumienia barw. Być może ściany naszych budynków, naszych mieszkań pokryje niebawem mrok, w którym poczujemy się dobrze.