Powiedzieć o nim, że jest nawet na Marsie, to jakby nic nie powiedzieć! Piasek wciska się przecież także do wierszy, w marzenia senne i między karty historii.
Istnieją atomy i przestrzenie między nimi, reszta to domysły.
Demokryt z Abdery
Piasek należy do ogromnej, rozproszonej kategorii bytów, które można nazwać ledwie uchwytnymi. To rodzaj materii nie do końca określonej, rzadko opisywanej, lecz uporczywie obecnej – takiej jak mgła, dym, kurz, śnieg, cukier, żar, deszcz ze śniegiem, mydło, syrop, błoto, toffi czy żwir. Te pseudomaterie unoszą się, dryfują i przelewają, płynnie przechodzą między formą a jej brakiem, zachowują zwartość, ale wciąż się rozpadają. Wśród nich najbardziej niestały, najmniej godny zaufania jest zaś piasek.
Nikt poważny nie zdecydowałby się stanąć na chmurze, za to piasek zwiódł już niejednego architekta i niejeden budynek. Jest równocześnie strukturalny i strukturoburczy. XVIII-wieczna kontynuacja przygód barona von Münchhausena opowiada historię o tym, jak bohaterom udało się przetrwać burzę piaskową – wykopali na pustyni jamę w kształcie igloo, gdzie schronili się przed trąbą powietrzną, a następnie tunel, przez który wyszli na światło dnia. Piasek potrafi pochłonąć i zasypać, zatrzeć kontury, wymazać wszelkie krawędzie i usunąć każde wzniesienie. Dlatego stanowi ostateczną kpinę z trwałości kamienia: jest ledwie jednym z jego stanów; sposobem, w jaki kamień – rozpylony – pożera sam siebie. Wiersz Percy’ego Bysshe’a Shelleya Ozymandias opowiada o monumentalnym pomniku Ramzesa II, rozbitym na egipskich piaskach. Roztrzaskane kawały głowy, nóg i postumentu wieszczą dalsze rozdrobnienie, na jeszcze mniejsze fragmenty, kiedy to zmielone membra disjecta [rozbite skorupy naczyń i płytek ceramicznych – przyp. red.] zalegną płaską warstwą: „Gdzie stąpić, gruz bezkształtny oczom się ukaże/ I piaski bielejące w pustyni obszarze” (tłum. Adam Asnyk).
Z pewnością najbardziej zdradzieckie ze wszystkich są ruchome piaski – ich nazwa wskazuje, jak trudno przed nimi uciec, jeśli postępuje się nieostrożnie. Ruchome piaski potęgują wątpliwy charakter substancji; o ile piasek jest jednocześnie twardy i miękki, o tyle ruchome piaski – których drobne ziarna mieszają się z płynem – są także amfibiotyczne, mokre i suche zarazem, giętkie i sypkie, a jednak lepkie jak syrop.
Walter Charleton, autor nasyconego latynizmami tłumaczenia neoatomistycznych pism Pierre’a Gassendiego na język angielski, używa metafory ruchomych piasków, aby przedstawić paradoks całej materii, „wieczny niepokój Atomów, nawet w zbitych Konglomeratach… albowiem Rewibracje, bądź Rozprężenia Atomów skierowane ku różnym punktom rozległej przestrzeni, niczym Pszczoły splatające się w roju, muszą być nieustanne: a zatem nigdy nie mogą spocząć, lecz muszą być różnorodnie i wiecznie pobudzane nawet w najtwardszych lub adamantynowych Konglomeratach… Z pozoru nie ma nic bardziej cichego i spokojnego, jednak w rzeczywistości żadne ruchome piaski nie są bardziej wzburzone wewnętrznie”.
Drażni i ożywia
Piasek ma również moc ożywczą. Krążyła niegdyś opinia, że z kropli potu lub śliny, która upadnie na piasek czy kurz, spontanicznie rodzą się roztocza i pchły. Często z piasku powstawały mityczne istoty, takie jak dżiny wznoszące się do lotu w formie Zôba’ah – trąby powietrznej, która podrywa ów pył, nadając mu kształt potężnego filaru. W tradycji kornwalijskiej nieznośny duch Tregeagle został skazany na wieczną pracę: miał ukręcić sznur z piaskowych włókien, a następnie przenieść go z wody na skałę. Mówi się, że wycie sztormu to krzyki wściekłości, które wydaje Tregeagle, kiedy fale raz po raz niszczą jego pracę. Bardziej współczesną piaskową emanacją jest gniewliwy duszek Piaskoludek z książki Edith Nesbit Pięcioro dzieci i „coś” (1902). Znaleziony przez bohaterów powieści w żwirowni, potrafi spełniać życzenia, powiększając się do ogromnych rozmiarów, a potem nagle się kurcząc. Wyjaśnia on, że piaskowe duszki pojawiają się dziś rzadko; niegdyś zamieszkiwały zamki budowane przez dzieci na plaży, ale prawie wszystkie wyginęły, ponieważ przeziębiły się, gdy woda morska wpłynęła do fos.
Piasek jest pełen sprzeczności. Tylko coś całkowicie wysuszonego może przelewać się z taką mleczną gładkością. W starożytności zażywano kąpieli piaskowych, by zneutralizować wilgotne, wywołujące reumatyzm zimnice; wykorzystywano je także jako rodzaj sauny wspomagającej pocenie. Piasek to wytwór procesu ścierania, ale też sam ma właściwości ścierne: stosuje się go do piaskowania, przy ryciu i polerowaniu. Pliniusz Starszy wspomina, że piasku używa się pod ostrzem piły, aby równo ciąć marmur, a po rzeźbieniu – do wygładzania.
Piasek symbolizuje neutralność, obojętność i jednolitość, lecz jest również niebywale czuły i wrażliwy. Drażniące ziarno piasku (a w rzeczywistości najczęściej niewielki pasożyt) sprawia, że ostryga zaczyna wydzielać substancje ochronne, które nawarstwiają się i zamieniają w perłę. Poza tym piasek ma bliską relację z dźwiękiem – przyprawia brzmienie wiatru o zachrypnięte rzężenie i sam też wpływa na dźwięk. W 1787 r. niemiecki fizyk Ernst Chladni zademonstrował, że przesunięcie smyczkiem po krawędzi metalowej płytki, na której rozsypano drobny piasek, wywoła tajemne wizualizacje dźwięku – wzory przypominające drżące mandale i pomarszczone arpeggio. Choć piasek może szpecić i niszczyć, potrafi także odsłonić widmowy nadgarstek wiatru i perturbacje Ziemi. To system wczesnego wykrywania i odbiornik tworzący pofałdowane izobary, zarysy mięśni, które przebiega dreszcz, oscylogramy dłoni rzeźbiarza i powiewów powietrza.
Piasek pojawia się w snach i wizjach. Piaskun usypia dzieci, rzucając albo wdmuchując im go w oczy, ale nie tylko je pieczętuje: w wielu wersjach tej bajki zawartość worka Piaskuna to tworzywo, z którego przędzie się sny, otępiała materia oniryczna, wirująca i pylista. Nasenność piasku podkreśla scena z filmu Panowie w cylindrach (1935), w której Fred Astaire pomaga Ginger Rogers zasnąć w hotelowym pokoju, rozsypując pył na podłodze piętro niżej i cichutko, z zaledwie lekkim szmerem podeszew, sunąc po nim w tańcu. Korzenie kroku tanecznego moonwalk sięgają do nowatorskich poślizgów i szurnięć po pokrytej piachem scenie u artystów rewiowych, takich jak trupa Wilson, Keppel and Betty. Piasek, choć zwodniczy, jest też tajemną esencją omenów i przepowiedni w metodzie wróżbiarskiej polegającej na rozrzucaniu go z garści i przepowiadaniu z niego przyszłości; Arabowie nazywają ją ilm al-raml (nauka piasku), za jej grecki odpowiednik może uchodzić psammomancja.
Podszepty czasu
Piasek jest nie tylko tymczasowy, to również najbardziej osadzona w czasie forma materii. Stanowi jego obraz lub alegorię – ruchomy, lecz niewzruszony. To jakby nagromadzenie rozdrobnionych, usypanych w stertę lat, których trzeba na jego utworzenie; ziarna piasku reprezentują podstawę jednostki czasu, atom za atomem, chwila za chwilą. Piasek nie ma cech szczególnych, nie zawiera złączy ani części, choć podzielony jest do cna. A jednak to właśnie ta jego cecha sprawia, że przydaje się do mierzenia czasu, ponieważ – w odróżnieniu od innych materiałów – płynie gładko i jednostajnie, nawet gdy jego objętość maleje.
Klepsydry weszły do użytku po części dlatego, że i na morzu, z dala od punktów orientacyjnych, trzeba było odliczać czas. Prędkość mierzono, licząc węzły na linie wypuszczanej z burty statku, a jednostką był czas potrzebny do przesypania się piasku przez półminutową klepsydrę. Półgodzinne miary wachty, zwane „szklankami”, też odmierzano w ten sposób. Ziarenka piasku w formie kryształów kwarcu oraz ich precyzyjne oscylacje nadal regulują w skali mikro nasz czas.
Trzeba wspomnieć, że w klepsydrach często wcale nie znajdował się piasek kwarcowy, lecz umieszczano w nich sproszkowany marmur lub skorupki jajek. Mimo to trudno nam pozbyć się myśli o powinowactwie między piaskiem a szkłem, przez które płynie: krzemiany piasku to wciąż najważniejsze źródło szkła. George Herbert wyobraża sobie właśnie to zlewanie się w jedno, kiedy pisze, że „ciało to ledwie szkło, które mieści pył/ Co mierzy czas nas wszystkich; i które też/ W pył się rozpadnie”, a dla Gerarda Manleya Hopkinsa sama dusza jest „sypkim spadkiem/ Piasku w klepsydrze – u ściany/ Spoisty jeszcze, ale osuwaniem się gładkim/ Podkopywany, w lej spychany” [tłum. Stanisław Barańczak].
Fizjologia światła
Piasek wchodzi w układ z kinem, które nieustannie pociągają jego drżące miraże. Ziarnistość charakterystyczna dla filmu – maleńkie cząsteczki srebra metalicznego utworzone ze światłoczułych halogenków srebra na jego powierzchni – to namacalna chropowatość, która zdaje się odróżniać obrazy analogowe od cyfrowych. A jednak ta ziarnistość przypomina też o tym, co łączy film i piasek, mianowicie możliwość stworzenia iluzji bez przerwy zmiennej fali z bardzo wielu odrębnych, niedostrzegalnych jednostek. Ściśle mówiąc, wszystkie pozornie analogowe formy to wygładzone akumulacje cyfrowych, czyli nieciągłych form, tak jak iluzja ruchu stworzona z wielu obrazów na taśmie filmowej. Glissanda piasku, wytwarzające molową zwartość i ruch z molekularnych zmasowań osobnych drobin materii, mają zatem fundamentalnie filmowy charakter. Można by rzec, że filmując piasek przez szklaną soczewkę, która sama jest kolejnym wcieleniem piasku, kino napotyka podstawową składnię własnego procesu.
Półkoliste pochyłości, wgłębienia wydmocieni i chiaroscuro skarp piasku – czasem niczym wykrojone brzytwą – powodują, że sprawia on wrażenie fizjologii samego światła. Nękany wiatrem, przesiany przez morze, długo tłuczony przez pulsujące słońce piasek usypuje się i nawarstwia, a potem zapada wśród westchnień. Jest areną halucynacji, ziemną zorzą. Oko domniemywa nawisy i łuszczące się laminarne zasłony, zmarszczone krawędzie o przejmującym blasku, skwierczące przyboje prądów morskich, unoszące się fartuchy, płachty farby z obwisami i bruzdami, kałuże płynu, które zasychają w mgnieniu oka, urwiska zapadające się łagodnymi, zadumanymi katastrofami; całe tafle nagle przechodzi dreszcz, powieki powoli opadają, rolety idą w dół. Nigdy mniej, nigdy więcej, nigdy już jak kiedyś (dopiero co) była pustynia – zamyślona nad sobą, gdy odnajduje własną miarę, podlicza i traci rachubę, zapisuje swoje obliczenia w długich, przygarbionych bryłach, kartka za kruszejącą kartką w kalendarzu jej powstawań, czesząc i pielęgnując, przesiewając i odsiewając, oddzielając ziarno od plew, oddzielając je nieustannie, raz po raz – przerabia samą siebie niczym nieobliczalną sumę.
Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie The Public Domain Review. Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji „Przekroju”, a cytowane fragmenty dzieł, jeśli nie zaznaczono inaczej, od tłumaczki artykułu.