Około 400 mln lat temu nasi przodkowie skierowali ku lądowi najpierw swoje oczy, a następnie płetwy, które wkrótce stały się nogami. Czy był to dobry wybór? Zdania wśród ich potomków wydają się podzielone.
Utkwił mi w pamięci rysunek Gary’ego Larsona, na którym dwie żaborybie istoty tęsknie wyglądają z wody na plażę. Jedna z nich w płetwołapie trzyma kij bejsbolowy, na piasku leży zaś nieopatrznie wybita piłeczka. Podpis głosi: „Great moments in evolution”, czyli „Wielkie momenty ewolucji”. Kiedy potem czytałem książkę At the Water’s Edge (Na brzegu wody) Carla Zimmera o tym, jak życie wyszło na ląd, po czym wróciło do morza, i ujrzałem, że pierwszy rozdział ma tytuł „Za zgubionym balonem”, natychmiast oczywiście pomyślałem, że autor odgrzewa dowcip Larsona z piłeczką. Jednak prawda okazała się znacznie ciekawsza.
11 lipca 1897 r. szwedzki inżynier i badacz polarny, Salomon August Andrée, na północy Svalbardu wsiadł wraz z dwoma towarzyszami do balonu – i tyle ich widziano. Wyruszyli na podbój bieguna północnego, ale po jakimś czasie obciążony lodem balon, jednocześnie tracący wodór przez nieszczelną powłokę, ostatecznie osiadł na lodzie, a dzielni zdobywcy wkrótce potem zginęli. Ich ostatni obóz, ciała i dzienniki przypadkiem znaleziono dopiero w roku 1930, na samotnej Wyspie Białej. Jednak w rok po zaginięciu śmiałków trwały intensywne poszukiwania w całej Arktyce. Wprawdzie szczątków podróżników wówczas nie odnaleziono, ale właśnie dzięki tym poszukiwaniom odkryto inne kości – dla nauki ważniejsze. Na wschodnim wybrzeżu Grenlandii, w odsłoniętych dewońskich skałach góry Celsius Berg szwedzcy badacze natrafili na skamieniałości ryb mięśniopłetwych oraz kilka innych okazów, których nie umieli zaklasyfikować.
Jesteśmy dziwnymi rybami
Same mięśniopłetwe, a konkretnie należące do nich współczesne ryby dwudyszne, były już opisane przez XIX-wiecznych przyrodników, dla których zresztą stanowiły nie lada zagadkę. Nie dość, że mają płuca i potrafią oddychać powietrzem atmosferycznym, to jeszcze