
W świecie pełnym niepewności grzyby, jak gąski sosnowe, uczą nas, jak przetrwać i współistnieć wśród ruin globalnego postępu. Ich aromat przypomina, że życie bez gwarancji wciąż może być pełne nadziei. Prezentujemy fragment eseju „Grzyb u kresu świata” antropolożki Anny Tsing.
Grań Takamato, obfitujqca w rozprzestrzeniajqce się kapelusze grzybów, zapełnia się i rośnie – oto cud jesiennego aromatu.
(Man-nyo Shu ze zbioru poezji japońskiej z VIII wieku)
Co robisz, gdy Twój świat zaczyna rozpadać się na kawałki? Ja idę na spacer i jeśli mam fart, znajduję grzyby. To one sprawiają, że przychodzę do siebie. Nie tylko dzięki swoim, przypominającym kwiaty, żywiołowym kolorom i zapachom. Także dlatego, że pojawiają się nieoczekiwanie, przypominając o szczęśliwym zbiegu okoliczności, gdy znajdujemy się we właściwym miejscu i czasie. Wiem wówczas, że pośród grozy nieokreśloności wciąż jeszcze może nas spotkać coś przyjemnego.
Groza, oczywiście, nie przemija i nie dotyka wyłącznie mnie. Klimat zaczyna wariować, a postęp przemysłowy okazał się bardziej śmiercionośny dla życia na Ziemi, niż przypuszczano jeszcze wiek temu. Ekonomia przestała być źródłem rozwoju i optymizmu. Każdy następny kryzys ekonomiczny łączy się z niebezpieczeństwem, że znikną nasze miejsca pracy. Nie chodzi tylko o to, że mogę bać się potoku nowych katastrof. Idzie także o to, że brakuje mi opowieści, które tłumaczyłyby, dokąd wszyscy zmierzamy i dlaczego akurat tam. Kiedyś wydawało się, że prekarność to los tych, którym się nie powiodło. Teraz okazuje się, że życie każdego z nas jest niepewne – nawet jeśli chwilowo opływamy w dostatek. W przeciwieństwie do sytuacji z połowy XX wieku, kiedy to poeci i filozofowie globalnej Północy czuli się zniewoleni przez zbyt dużą stabilizację, dziś wielu i wiele z nas, z Północy i Południa, zmaga się z realiami nigdy niekończących się problemów.
[…] Czytałam, że kiedy w 1991 roku upadł Związek Radziecki, wielu mieszkańców i wiele mieszkanek Syberii, pozbawionych wsparcia ze strony państwa, ruszyło do lasów, by zbierać grzyby. Nie szukali oni akurat tych grzybów, za którymi ja podążam, ale historia ta dobrze przedstawia moje stanowisko. Gdy zawodzi nas świat, który wydawało nam się, że kontrolujemy, nieokiełznane życie grzybów staje się darem i przewodnikiem.
Nie poczęstuję was grzybami, ale mam nadzieję, że wyruszycie w ślad za mną, by rozkoszować się „aromatem jesieni” wychwalanym w wierszu, który otwiera ten prolog. Jest to zapach gąsek sosnowych – aromatycznych, dzikich grzybów, wysoko cenionych w Japonii. Kocha się je, bo wyznaczają początek jesieni. Ich zapach wywołuje smutek z powodu utraty letniego urodzaju, ale przywodzi również na myśl ostrą intensywność i wzmożoną wrażliwość kolejnej pory roku. Ten rodzaj czułości będzie potrzebny u kresu lata globalnego postępu. Zapach jesieni prowadzi mnie ku wspólnemu życiu bez żadnych gwarancji. [To nie jest krytyka] marzeń o modernizacji i postępie, które kreśliły wizję stabilności w XX wieku. Wielu badaczy przede mną rozprawiło się z tymi fantazjami. Zamiast tego próbuję wyobrazić sobie życie bez punktów odniesienia, które niegdyś sprawiały, że – jako zbiorowość – myśleliśmy, że wiemy, dokąd zmierzamy. Jeśli otworzymy się na powab gąski sosnowej, może ona zasiać w nas ciekawość, która – moim zdaniem – jest pierwszym krokiem do wspólnego przetrwania w tych niepewnych czasach.
Oto radykalne podsumowanie stojących przed nami wyzwań:
Wiele osób stara się nie dostrzegać krążącego nad nami widma, które tak naprawdę jest po prostu uświadomieniem sobie, że świat nie zostanie ,,zbawiony” … Jeśli nie wierzymy w ogólnoświatową rewolucyjną przyszłość, musimy żyć (de facto zawsze musieliśmy) w teraźniejszości. (Autor anonimowy, Desert, 2011)
Mówi się, że kiedy w 1945 roku Hiroszima została zniszczona przez bombę atomową, pierwszą żywą istotą, która pojawiła się w spustoszonym krajobrazie, była gąska sosnowa.
Ujarzmienie atomu było kulminacją ludzkich snów o kontrolowaniu natury. Dokonanie to stało się również początkiem niweczenia tych fantazji. Bomba, która spadła na Hiroszimę, zmieniła wszystko. W jednej chwili uzmysłowiliśmy sobie, że ludzie, intencjonalnie lub nie, są w stanie zaprzepaścić możliwości życia na Ziemi. W miarę jak dowiadywaliśmy się o zanieczyszczeniu środowiska, wielkim wymieraniu i zmianie klimatu, ta świadomość tylko rosła. W dużym stopniu obecne poczucie niepewności wynika z niepokoju co do losów Ziemi: jakie jeszcze zaburzenia spowodowane przez człowieka jesteśmy w stanie znieść? Choć wiele dyskutuje się o zrównoważonym rozwoju, to jakie są faktyczne szanse na to, że pozostawimy naszym wielogatunkowym potomkom środowisko, w którym da się żyć?
Zbombardowanie Hiroszimy dało impuls do pojawienia się drugiej przyczyny dzisiejszej niestabilności: zaskakujących sprzeczności powojennego rozwoju. Perspektywy modernizacji po wojnie, wspieranej przez amerykański przemysł nuklearny, rysowały się w różowych barwach. Miały przynieść korzyści wszystkim. Wiadomo było, do czego zmierzamy w przyszłości. Czy dziś jest to takie oczywiste? Z jednej strony nie ma na Ziemi miejsca nietkniętego przez globalną ekonomię polityczną, wywiedzioną z planów powojennego rozwoju. Z drugiej, nawet jeśli obietnice postępu są nadal kuszące, to wygląda na to, że utraciliśmy środki, by wcielić je w życie. Modernizacja miała sprawić, że praca rozumiana jako „standardowe zatrudnienie”: ze stałym wynagrodzeniem i świadczeniami pracowniczymi, stanie się normą na całym świecie – i w komunizmie, i w kapitalizmie. Takie miejsca pracy jednak są dziś rzadkością. Większość ludzi ma dużo bardziej nieregularne dochody. Ironią naszych czasów jest więc to, że każdy jest zależny od kapitalizmu, ale właściwie nikt nie ma tego, co nazywaliśmy kiedyś „stałą pracą”.
Życie w tych niepewnych warunkach wymaga czegoś więcej niż jedynie narzekania na tych, którzy nas w tej sytuacji postawili (aczkolwiek protesty także mogą mieć zbawienne skutki i nie jestem im przeciwna). Możemy się rozejrzeć, by dostrzec ten nowy, dziwny świat i wysilić naszą wyobraźnię, aby uchwycić jego kontury. Grzyby mogą nam w tym pomóc. Możemy eksplorować ruiny, które stały się naszym wspólnym domem, dzięki skwapliwości, z jaką gąski sosnowe pojawiają się w spustoszonych krajobrazach.
Gąski sosnowe to dzikie grzyby rosnące w lasach zaburzonych przez działalność człowieka. Podobnie jak szczury, szopy pracze i karaluchy, są w stanie do pewnego stopnia znieść środowiskowy bałagan pozostawiony przez ludzi. Gąski sosnowe jednak nie są szkodnikami, ale uznanymi smakołykami. Tak jest przynajmniej w Japonii, gdzie osiągają niekiedy tak wysokie ceny, że stają się najdroższymi grzybami na ziemi. Gąski sosnowe potrafią dbać o drzewa i w ten sposób pomagają regenerować się lasom rosnącym w niesprzyjających miejscach. Podążanie za tymi grzybami prowadzi nas ku możliwościom współistnienia w zaburzonym środowisku. To nie wymówka, by dalej pustoszyć świat. Nie da się jednak ukryć, że właśnie gąski sosnowe pokazują nam, jak wspólnie przetrwać.
Grzyby te rzucają także światło na pęknięcia w ogólnoświatowej ekonomii politycznej. W ciągu ostatnich trzydziestu lat stały się towarem funkcjonującym w globalnym obiegu: zbierane w lasach półkuli północnej są – jeszcze świeże – transportowane do Japonii. Wiele osób parających się zbieraniem gąsek sosnowych pochodzi z wysiedlonych i zepchniętych na margines społeczny mniejszości kulturowych. Na przykład w Stanach Zjednoczonych, na Wybrzeżu Półnono-Zachodnim, większość komercyjnych zbieraczy gąsek sosnowych to uchodźcy i uchodźczynie z Laosu i Kambodży. Grzyby te, jeśli uda się je zebrać, stają się istotnym źródłem dochodu, ponieważ osiągają niebotyczne ceny, niekiedy też pobudzają rewitalizacje kulturowe.
Mimo to handel gąskami sosnowymi nie daje nadziei na odrodzenie się dwudziestowiecznych fantazji o rozwoju. Większość grzybiarzy, z którymi rozmawiałam, podzieliła się ze mną przerażającymi historiami o wykorzenieniu i stracie. Dla osób pozbawionych innych możliwości zarobienia na życie komercyjne grzybobranie jest lepszym od innych sposobem na to, by jakoś dać sobie radę. Ale cóż to za sposób zarabiania na życie? Grzybiarze pracują na siebie, nie zatrudniają ich żadne firmy. Nie mają stałych pensji ani świadczeń pracowniczych. Sprzedają jedynie zebrane przez siebie grzyby. Zdarzają się lata, gdy gąski sosnowe nie obradzają, a wówczas zbieracze są pozostawieni sami sobie ze swoimi wydatkami. Komercyjne zbieranie dzikich grzybów to przykład niepewnego, pozbawionego zabezpieczeń, źródła dochodów.
[…] Okazuje się, że w każdym analizowanym przypadku otacza mnie fragmentaryczność, mozaika ruchomych asamblaży splątanych ze sobą sposobów życia, każdy z nich pozostaje otwarty na różne czasowe rytmy i przestrzenne zakrzywienia. Uważam, że tylko zdanie sobie sprawy z tego, że obecna niepewność jest stanem powszechnym jak ziemia długa i szeroka, pozwoli zobaczyć kondycję naszego świata. Eksperci i ekspertki nie dostrzegą niejednorodności czasu i przestrzeni – nawet tam, gdzie jest ona oczywista dla zwykłych uczestników i obserwatorek – dopóki autorytatywne analizy będą oparte na założeniu o nieodzowności wzrostu. Niestety mimo to teorie dotyczące różnorodności są wciąż w powijakach. Musimy ponownie uruchomić wyobraźnię, by móc zdać sobie sprawę z nieregularnej nieprzewidywalności, która stała się sednem naszej obecnej sytuacji. […]
Jeśli chodzi o handel, to współczesny biznes funkcjonuje w ramach ograniczeń i możliwości stwarzanych przez kapitalizm. Dwudziestowieczni adepci kapitalizmu zinternalizowali jednak – w ślad za Karolem Marksem – wizję postępu, w której istnieje tylko jeden potężny nurt, i nic więcej. [M]ożna studiować kapitalizm bez tej paraliżującej wizji. Jest to do zrobienia, gdy połączymy uważne zainteresowanie światem, w całej jego niepewności, z pytaniami o to, jak gromadzone jest bogactwo. Jak może wyglądać kapitalizm bez założeń o konieczności postępu? W połatany sposób: koncentracja bogactwa jest możliwa, ponieważ wartość wytwarzana w nieprzewidzianych łatach zostaje zawłaszczona na potrzeby kapitału.
Jeśli zaś chodzi o ekologię, to z punktu widzenia humanistyki założenia o tym, że ludzkość będzie w coraz doskonalszym stopniu panować nad światem, dały asumpt do postrzegania natury jako romantycznej przestrzeni stanowiącej przeciwieństwo nowoczesnści. Jednocześnie jednak w nauce XX wieku idee postępu zasadniczo wpłynęły na badania środowiska. Założenia o wzroście niepostrzeżenie wślizgnęły się w konceptualizacje biologii populacji. Dopiero nowe odkrycia w obszarze ekologii umożliwiły całkiem inne myślenie poprzez uwzględnienie interakcji międzygatunkowych i historii destabilizacji. Dziś, w czasach zmniejszonych oczekiwań, poszukuję ekologii opartej na zaburzeniach, opisującej środowiska, w których zdarza się, że wiele gatunków żyje ze sobą bez rywalizacji, ale też bez harmonii.
Sprzeciwiam się sprowadzaniu ekonomii do ekologii lub odwrotnie, jednak istnieje związek między ekonomią a środowiskiem, który warto wypowiedzieć wprost. To historia gromadzenia bogactwa przez ludzi poprzez czynienie z innych ludzi i nieludzi zasobów pod inwestycje. Historia ta sprawiła, że przedsiębiorcy zaczęli postrzegać człowieka oraz inne byty jako twory wyalienowane, to znaczy zdolne do całkowicie samodzielnego istnienia, jak gdyby splątanie wszystkiego, co żyje, nie miało znaczenia. Alienacja powoduje, że ludzie i przedmioty stają się ruchomymi aktywami. Mogą być usunięci ze swojego świata i przetransportowani na drugi jego koniec, gdzie wymieni się ich na inne towary pochodzące skądinąd. To coś zupełnie innego od jedynie używania innych jako części świata życia – na przykład podczas jedzenia i bycia zjadanym. W tym ostatnim wypadku wielogatunkowa przestrzeń istnienia pozostaje nienaruszona. Alienacja tymczasem niweczy splątania życia. Marzenie o niej napędza przekształcanie krajobrazu, w którym liczą się tylko niezależne od siebie aktywa. Wszystko inne uznaje się za chwasty lub odpady. W tym przypadku zajmowanie się splątaniem przestrzeni istnienia jest nieskuteczne, może nawet archaiczne. W momencie, gdy pokłady danego zasobu się wyczerpią, opuszcza się miejsce eksploatacji. Drzewa wycięto, skończyła się ropa naftowa, ziemia na plantacji nie wydaje już plonów. Wówczas poszukiwanie surowców przenosi się gdzie indziej. A zatem alienacja staje się zubażaniem środowiska i pozostawia po sobie ruiny, produkcja aktywów przeradza się zaś w pustoszenie krajobrazów.
Takie ruiny są dziś porozrzucane po całej Ziemi. Lecz, wbrew diagnozom wieszczącym śmierć tych obszarów, mogą one wciąż tętnić życiem. Porzucone miejsca eksploatacji stają się niekiedy domem dla nowego, wielogatunkowego i wielokulturowego życia. W stanie globalnej niepewności nie pozostaje nam nic innego, jak szukać życia w ruinach.
Pierwszym krokiem do tego jest obudzenie ciekawości. Wszędzie czają się węzły i drgania połatanego świata, nie obciążają ich narracje o postępie, możemy się w nie do woli zagłębiać. Gąski sosnowe to dobry punkt wyjścia, bo bez względu na to, jak długo bym je studiowała, zawsze mnie zaskakują.
Ach, gąski sosnowe
I ta ekscytacja tuż przed ich odkryciem.
Sodo Yamaguchi (1642–1716)
Fragment eseju Anny Tsing Grzyb u kresu świata, Wydawnictwo Naukowe UMK, Toruń 2024. Tytuł, lead oraz skróty tekstu pochodzą od redakcji „Przekroju”. Usunięto znajdujące się w tekście źródłowym przypisy.