Arystokraci sypkich piasków Arystokraci sypkich piasków
i
zdjęcie: Wilfred Patrick Thesiger; za zgodą Pitt Rivers Museum, University of Oxford
Ziemia

Arystokraci sypkich piasków

Paulina Wilk
Czyta się 16 minut

Krytykował globalizację, nim się na dobre rozpędziła. Propagował ekoturystykę i zrównoważony rozwój na kilka dekad przed powstaniem tych pojęć. Wilfred Thesiger przemierzył arabskie pustynie ramię w ramię z Beduinami. Oni ratowali mu życie, on oddał im serce.

Obładowanymi wielbłądami wstrząsał wysiłek, ale także lęk. Spod kopyt osuwały się kaskady piasku. Zwierzęta bały się stąpać po sypkim gruncie, niebezpiecznie przechylone na ostrych, ponad 100-metrowych zboczach. Stawały, zapierały się albo kładły. Beduini rozładowywali bukłaki, worki z mąką, daktylami, kawą, cebulą, masłem i cukrem, sami dźwigali je w górę. Choć na każdego z ludzi przypadało nie więcej niż trzy szklanki wody dziennie, wlewali ją zwierzętom do nozdrzy, by – mimo wycieńczenia i głodu – uległy im raz jeszcze i ruszyły.

Gdziekolwiek natrafili na odrobinę zieleni, puszczali wielbłądy wolno i pozwalali się im pożywić. Brytyjski eksplorator Wilfred Thesiger wspominał w wydanej później książce Arabian Sands – najważniejszej i najpiękniejszej, jaką napisano o Beduinach – że ci surowi mężczyźni, niewybaczający słabości innym ludziom, byli wobec zwierząt nieskończenie cierpliwi i zawsze łagodni.

Kwartał mniej pusty

„Zapadnięcie się wielbłądów to byłby koniec nas wszystkich. Śmierć była pewna – pisał Thesiger. – Zwierzęta trzęsły się straszliwie. Jak daleko zdołają jeszcze pójść?” – zastanawiał się przy każdej górze piasku, za którą czekały kolejne, jeszcze wyższe, aż po horyzont. „Nieskończony przestwór – nie widziałem żadnych oznak życia, ani jednej uwiędłej rośliny, która dałaby nadzieję. Nie było nic. Nie było dokąd iść”.

Tak w roku 1945 wyglądał Pusty Kwartał – martwy, budzący przestrach, najeżony łańcuchami usypanych przez wiatr wzniesień. Ostatni wówczas niezbadany i nietknięty zewnętrznymi wpływami obszar pustyni Półwyspu Arabskiego.

Jego eksploracja oznaczała przede wszystkim doznanie bezmiaru i nicości. Była próbą dla ducha. Thesiger nie przetrwałby jej, gdyby nie wrodzona pogoda i niemająca granic odwaga Beduinów. To oni, nie sam piaszczysty ogrom, stali się przedmiotem jego głębokiej fascynacji. Dostrzegł w nich szlachetność, skromność i elegancję ukształtowane w ekstremalnych okolicznościach. Jego książki i fotografie są jedynym dokumentem dawnego życia codziennego na arabskich piaskach. Są również hołdem złożonym dzielności i życzliwości pustynnych plemion. Ale też czymś znacznie bardziej wyjątkowym: zapisem intymnej relacji między Europejczykiem i chrześcijaninem a wyznającymi islam Beduinami, którzy nawet dziś

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Uciec z duszą na wyspę Uciec z duszą na wyspę
i
zdjęcie: Tzeli Hadjidimitriou, www.odoiporikon.com
Ziemia

Uciec z duszą na wyspę

Renata Lis

W bezliku wysp greckich trzeba sobie znaleźć jedną i zawrzeć z nią duchowy związek. Bo kto by dzisiaj sprostał wszystkim, skoro na każdej czyha inna przygoda?

Grecja to światło – uważa Tzeli Hadjidimitriou, urodzona na wyspie Lesbos fotografka i twórczyni krótkich filmów poetycko-dokumentalnych, która dzisiaj mieszka w Atenach. Wystarczy, że samolot znajdzie się w greckiej przestrzeni powietrznej, a już wszystko staje się wielowymiarowe. W każdym zakątku Grecji światło jest inne i wciąż się zmienia, kiedy przez chmury, po zboczach gór i powierzchni wód ześlizguje się z nieba na ziemię, przekształcając wszystko, czego dotknie. „Być może gdybym urodziła się gdzie indziej, nie zostałabym fotografką” – mówi Hadjidimitriou w rozmowie z „Greek City Times”. Na Lesbos, gdzie dorastała i gdzie jej zdaniem światło jest wyjątkowe nawet jak na Grecję, nie potrafiła oprzeć się jego magii i w wieku 12 lat zaczęła fotografować pejzaż. Temu, kto myśli, że przy takim świetle robienie zdjęć musi być łatwe, proponuję, żeby spróbował swoich sił na plaży w Skala Eresu albo nad zatoką koło mityleńskich term – niech uchwyci kładącą się tam na wodzie ni to słoneczną, ni to księżycową poświatę, co chwila odrobinę inną i przez to wciąż umykającą, i nie wpadnie przy tym w pułapkę pstrykania bez końca. Mnie się nie udało. Hadjidimitriou – tak. Jej zdjęcia z wyspy Safony to wspaniałe portrety miejsc ukazujące zmienną pogodę czasu i przestrzeni.

Czytaj dalej