Babie lato u Babalskich Babie lato u Babalskich
i
"Babie lato", Józef Chełmoński, 1875 r./MNW (domena publiczna)
Ziemia

Babie lato u Babalskich

Berenika Steinberg
Czyta się 6 minut

Znowu zawitałam do Pokrzydowa, do gospodarstwa ekologicznego państwa Babalskich. Tym razem chcę porozmawiać z panem Mieczysławem o jesieni. Na szczęście na rozmowie się nie skończy.

Już na początku spot­kania pan Mieczysław zachęca mnie, bym skosztowała piołunu spod płotu. Próbuję. Jest gorzki jak śmierć, ale podobno zbawienny dla żołądka.

– Aaa, gorzkie! – krzyczę i wypluwam na ziemię przeżute listki. – Jak pan może tak spokojnie to jeść? Czy to mnie przypadkiem nie otruje?

– A tam, otruje – uśmiecha się pan Mieczysław. – Przecież z tego absynt się robi. O, a tu podagrycznik, pani spróbuje. Delikatniejszy, prawda?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Rzeczywiście, takie zielsko mogłabym dodawać zamiast rukoli do sałaty z sosem winegret. Okazuje się, że jest dobre na dnę moczanową. Wolę nie wiedzieć, co to, więc rwę więcej drobnych liści i ładuję do ust.

– Kiedy w rolnictwie zaczyna się jesień? – pytam, siadając na tył skutera.

– Kiedy zboża schodzą z pól i robimy uprawki pożniwne – pan Mieczysław zakłada kask i odpala motor. Ruszamy do sadu. – Przygotowujemy glebę na przyszły rok. Jeszcze w sierpniu jest podorywka, czyli płytkie oranie. Potem brona wyrównuje glebę. I dopiero w drugiej połowie wrześ­nia idzie kultywator. Życie glebowe już wydało plon i na jesieni powoli zasypia. Ale właśnie wtedy chwasty robią się aktywne, łapią energię na przyszły rok. Perz, ostrożeń polny (oset). Kultywator wyciągnie ich rozłogi, czyli korzenie. Potem słońce je wysuszy. To też czas, kiedy zbiera się owoce i rośliny korzeniowe, żeby mieć jedzenie na zimę.

– A będzie pan coś jeszcze siał?

– Tak, na polu, gdzie mieliśmy wsianą grykę i facelię. Facelia to roślina miododajna, ale również bardzo ważna dla gleby; ma długie korzenie, które przenoszą wapno i fosfor z głębszej warstwy. Grykę zbieramy pod koniec sierpnia na kaszę, resztę się zaorywa. I w połowie października zasiejemy tam ozime, orkisz albo płaskurkę. Widzi pani, jak mało owoców w tym roku? – Wjeżdżamy między drzewa, pan Mieczysław parkuje skuter. – To wszystko jest związane z planetami. Zeszły rok był rokiem Wenus. Było najwięcej słońca, bo Wenus jest gorąca, jak kobieta. Na polach nie za bardzo nam wyszło, było za sucho. Ale sad dał dużo owoców, i to dobrej jakości. A ten rok to rok Merkurego, który jest przeważnie nieurodzajny, jeśli chodzi o owoce. Jest zmienna pogoda, rośliny się wypompowały po poprzednim roku. Przyszły będzie rokiem Słońca, będzie więcej deszczu i wilgoci.

– Co pan robi z tymi owocami?

– Kompoty jabłkowe. Gruszki pasteryzuje się na słodko. Ale przede wszystkim bardzo dużo suszymy. To najlepsza konserwacja i najlepszy pokarm na zimę. Wszystkie kwaśne jabłka, na przykład szara reneta, po wysuszeniu są słodkie i dobre.

– A śliwki?

– Też. Najlepsze są zwykłe węgierki zebrane we wrześniu – po pierwszych jesiennych przymrozkach. Cukry złożone zamieniają się wtedy w proste i w owocach jest więcej słodyczy. Marchew i buraczki też się zbiera po przymrozkach – są słodsze i dzięki temu lepiej się przechowują na zimę. Ale w ostatnich latach tych przymrozków nie ma. Zaczynają się dopiero w listopadzie. A wtedy już za późno – owoce i warzywa dawno pozbierane i nie mają tej słodyczy w smaku.

– Czy coś jeszcze się zmieniło w jesieni?

– Zaczyna się wcześniej, szybciej liście opadają. I trwa prawie do wiosny, bo nie ma prawdziwej zimy. Dawniej ziemia zamarzała na początku listopada i odmarzała w marcu. Teraz zamarznie rzadko na 2–3 dni i tyle. Życie glebowe uległo dużej zmianie. Czasem ziemia jest tak sucha, że trudno przygotować pole do zasiewów jesiennych.

– Te zmiany w pogodzie mogą znacząco wpłynąć na pana uprawy?

– Zobaczymy… Myślę, że wszystko może przetrwać, będzie dobrze. Dlatego najszczęśliwszy człowiek to taki, który 12 godzin na dobę ma zajęcie. Bo jak tego zajęcia nie masz, to musisz mieć bardzo dużo pieniędzy, żeby je w tym czasie wydawać. Kiedyś były hasła: „Praca uszlachetnia”, „Módl się i pracuj”. A teraz chodzą na pole i przeklinają! Rolnicy, za przeproszeniem, przeklęli rolnictwo!

– To kiedyś nie przeklinali?

– Jakbym ja przy moim dziadku przeklął, tobym w pysk dostał. 10 lat pracowałem w PGR-ach, jako zootechnik, i zawsze byłem czuły na przeklinanie. Miałem takiego jednego pracownika w oborze, który­ przeklinał. Mówię mu: „Przez to przeklinanie wszystkie twoje krowy są jałowe”. Bo przekleństwo to ­cha­os.­ A chaos to stres. Jak zwierzę żyje w stresie, to nie ma zapłodnienia. Kiedy przeklinasz, tworzysz wokół siebie złą energię. Przeważnie coś cię boli, cierpisz, cały czas czegoś się boisz. I tak samo w rolnictwie konwencjonalnym – jak będziesz niszczył i likwidował, to będziesz żył w stresie, bo nawet tych roślin się boisz. A człowiek musi żyć razem z przyrodą, nie przeciwko niej. Jeśli żyjesz w dobroci i masz dokoła siebie dobry klimat, nie musisz się niczego bać. Moi pracownicy wiedzą, że nie mogą przeklinać, ponieważ wtedy pożywienie, które pakują, jest przeklęte.

– A jak jesienią zachowują się zwierzęta?

– Są spokojniejsze, przybierają na wadze – przygotowują się na zimę. Dlatego najlepsze tuszki są w listopadzie. Ja na przykład jestem wegetarianinem, ale moja rodzina je mięso. Koguty musisz przeznaczyć na rosół. Jeśli je zostawisz, to kury z grzęd nie zejdą. Boją się, jak jest za dużo kogutów. Mówi się: „Kogut myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”. Indyk też.

– A jakie jest jesienią mleko od krów?

– Słodsze. Wiosną, kiedy jedzą soczystą trawę, jest bardziej wodniste. A od jesieni dostają siano i warzywa, przeważnie ziemniaki i buraczki, które zawierają dużo cukru.

– A dla pana czym jest jesień?

– Przychodzą mgły, na polach robi się czarno. Na przełomie września i października hula jeszcze babie lato, ale jest coraz mniej słońca, coraz mniej energii. Radość życia jest na wiosnę. A jesienią człowiek jest bardziej ospały, bo zmęczony latem. To już czas spokoju i odpoczynku.

– Odpoczynku? Przecież pan ma tu tyle do zrobienia!

– Spokojnie, zdąży się. Rano można pospać dłużej, do wpół do siódmej. I wcześniej się chodzi spać, zazwyczaj już o dziewiątej leżę w łóżku. Bo jedna godzina snu przed północą to jak dwie godziny po północy.

– A jak pan się budzi, to nie myśli pan: „O nie, dzisiaj jeszcze muszę przelecieć tym kultywatorem”?

– Dla mnie praca jest radością! Ja nie mogę się doczekać, kiedy rano wstanę, pójdę i będę robił! Jakbym to z musu robił, toby mi z musu ­rosło. Bo ziemię musisz kochać, wtedy będzie ci wdzięczna. Jest takie stare powiedzenie: „Ziemia jest jak matka”. Jak ją będziesz szanował i pielęgnował, będzie rodziła. A jak będziesz się nad nią znęcał, ona zacznie zamierać. I dlatego z rolnictwem konwencjonalnym jest coraz większy problem. Gleba przez stosowanie nowoczesnych nawozów stepowieje, staje się martwa.

– To co dalej?

– Mówi się: „A jakbyś wiedział, że jutro będzie koniec świata, tobyś dzisiaj robił?”. Ja myślę, że bym robił. A może nie będzie końca? Dzięki rolnictwu ekologicznemu będzie można wrócić do normalności.

– A pali pan liście w sadzie?

– Nic z nimi nie robię. Liście paliło się dawniej, po to, żeby oczyścić pole. Palisz i masz od razu porządek. Ale ucieka wtedy dużo energii. Bo liście zawierają składniki pokarmowe dla życia glebowego. Kiedy zgniją, są pożywką dla dżdżownic przez cały rok. Rozkładają się i robi się próchnica, czyli życie. A jak je palisz, to zostaje tylko martwy popiół.


Mieczysław Babalski:

Gospodarz w gospodarstwie ekologicznym w Pokrzydowie.

Czytaj również:

Zagajnik – 4/2019 Zagajnik – 4/2019
i
W Japonii istnieje pojęcie "momijigari", czyli oglądania jesiennych liści (dosłownie „oglądania klonów”). Zdjęcie: VadoIn Giappone/Pixabay (domena publiczna)
Dobra strawa

Zagajnik – 4/2019

Łukasz Łuczaj

Sezon na momijigari

W niektórych stronach Japonii je­sienią jada się liście klonów (po japońsku momiji) w tempurze! Oczywiście nie dla ich smaku, gdyż pożółkłe klonowe liście smakują celulozą. Są one rusztowaniem dla ciasta, które układa się w klonowy kształt. W Japonii istnieje też pojęcie momijigari, czyli oglądania jesiennych liści (dosłownie „oglądania klonów”). Delektowanie się ulotnością jest ważną częścią estetyki japońskiej. W ogrodzie opiera się ona na kontraście niezmienności pewnych elementów, takich jak kamienie czy rośliny zimozielone, i krótko kwitnących ogrodowych pereł. Powstaje krajobrazowe haiku.

Czytaj dalej