Znowu zawitałam do Pokrzydowa, do gospodarstwa ekologicznego państwa Babalskich. Tym razem chcę porozmawiać z panem Mieczysławem o jesieni. Na szczęście na rozmowie się nie skończy.
Już na początku spotkania pan Mieczysław zachęca mnie, bym skosztowała piołunu spod płotu. Próbuję. Jest gorzki jak śmierć, ale podobno zbawienny dla żołądka.
– Aaa, gorzkie! – krzyczę i wypluwam na ziemię przeżute listki. – Jak pan może tak spokojnie to jeść? Czy to mnie przypadkiem nie otruje?
– A tam, otruje – uśmiecha się pan Mieczysław. – Przecież z tego absynt się robi. O, a tu podagrycznik, pani spróbuje. Delikatniejszy, prawda?
Rzeczywiście, takie zielsko mogłabym dodawać zamiast rukoli do sałaty z sosem winegret. Okazuje się, że jest dobre na dnę moczanową. Wolę nie wiedzieć, co to, więc rwę więcej drobnych liści i ładuję do ust.
– Kiedy w rolnictwie zaczyna się jesień? – pytam, siadając na tył skutera.
– Kiedy