„Za każdym idzie jego cień, a im mniej jest zespolony ze świadomością, tym jest ciemniejszy i większy” – pisał Carl Gustav Jung z właściwą sobie tendencją do formułowania enigmatycznych, a zarazem literacko efektownych fraz.
Za tą frazą stoi jednak całkiem solidna teoria czy raczej zbiór luźno powiązanych ze sobą refleksji – co u autora Aionu akurat nie powinno dziwić, nie miał on wszak ambicji budowania spójnego systemu myślowego. Refleksji rozbudowywanych i pogłębianych przez kilkadziesiąt lat. Problem zła – w wymiarze psychologicznym i moralnym, indywidualnym i zbiorowym – fascynował bowiem Junga od dzieciństwa (jeśli wierzyć jego baśniowej „autobiografii”, w której mit przeplata się z rzeczywistością w sposób właściwie niezauważalny).
***
Zasadnicza obserwacja, do której doszedł, obserwacja streszczająca się w zdaniu inicjującym niniejszy tekst jest tyleż – z pozoru – banalna, ile głęboka i nieoczywista.
Brzmi mianowicie: zło, a zatem jakaś dyspozycja do czynienia destrukcji i przysparzania innym cierpień, drzemie w każdym z nas. Nikt nie jest od niej wolny. Im bardziej natomiast sądzimy o sobie, że jesteśmy dobrzy i światli, tym ciemniejsze chmury zbierają się w naszej duszy i tym mocniej nawigują z tła naszym działaniem.
***
Największe zbrodnie dokonywały się często w imię szczytnych ideałów.
Najwięksi agresorzy sądzili sami o sobie, że są rycerzami sprawiedliwości.
Najwięksi okrutnicy bywali przeświadczeni, że działają w imię wyższej konieczności i wyższych wartości.
Ci natomiast, którzy padali ich ofiarą; ci wyzywani, bici, torturowani i zabijani, w przekonaniu swoich prześladowców reprezentowali totalne zło i niegodziwość, z którymi oni sami nie mieli przecież nic wspólnego.
***
Działa tu wprost dynamika opisana w Ewangelii św. Mateusza, w słynnym fragmencie o źdźble w oku bliźniego, które widzi się precyzyjnie i klarownie, oraz belce we własnym, której dla odmiany wcale się nie dostrzega.
Niewątpliwie posiłkując się tą ewangeliczną intuicją – i w ogóle często podkreślając, że religie stanowią nieprzebrane źródło psychologicznych obserwacji – zwrócił Jung uwagę na mechanizm tak zwanej projekcji cienia.
Wskutek tego mechanizmu rozliczne nieakceptowane w sobie cechy, całe wewnętrzne zło, to, co w nas niedoskonałe, słabe, ale także agresywne, skłonne do przemocy, niskie, otóż wszystko to zostaje – niczym obraz z rzutnika na ścianę – wyprojektowane na innego. Najlepiej – różniącego się od nas, obcego, posiadającego cechy dla naszej identyfikacji nieswoiste.
Na przykład kogoś o odmiennej płci, kolorze skóry albo orientacji seksualnej.
***
W ten sposób nasz własny wizerunek – tych światłych, dobrych i czystych – zostaje ocalony, a nasza pycha skutecznie nakarmiona.
W ten sposób najbardziej krwawa agresja wobec innych zyskuje szczytne usprawiedliwienie.