Bolesław Chrobry: człowiek ze złotym tronem
i
ilustracja: Cyryl Lechowicz
Wiedza i niewiedza

Bolesław Chrobry: człowiek ze złotym tronem

Adam Węgłowski
Czyta się 6 minut

Bogactwo polskiego władcy olśniło Europę w roku tysięcznym. Wtedy to, jak przekazuje kronikarz Thietmar z Merseburga, Bolesław Chrobry gościł cesarza Ottona III. Podjął go z takim przepychem, że nawet niechętni Piastowi Niemcy przecierali oczy ze zdumienia.

„Trudno uwierzyć i opowiedzieć, z jaką wspaniałością przyjmował wówczas Bolesław cesarza i jak prowadził go przez swój kraj aż do Gniezna” – pisał Thietmar i faktycznie zapomniał języka w gębie, bo poskąpił szczegółów. Sto lat później więcej faktów zebrał (albo wymyślił) Gall Anonim. Stwierdził on, że Bolesław „na przybycie cesarza przygotował przedziwne cuda; najpierw hufce przeróżne rycerstwa, następnie dostojników rozstawił jak chóry na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna hufce wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze rzeczy, jakie można znaleźć gdziekolwiek na świecie. Złoto bowiem za jego czasów było tak pospolite u wszystkich jak [dziś] srebro, srebro zaś było tanie jak słoma. Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski zawołał w podziwie: »Na koronę mego cesarstwa! To, co widzę, większe jest, niż wieść głosiła!«”.

Żywy towar

Można stąd wywnioskować, że Otton już przed odwiedzinami u Bolesława słyszał, że to nie byle kacyk mieszkający w ziemiance. Musiał wiedzieć na przykład, że Chrobry wykupił od Prusów zwłoki świętego Wojciecha – za tyle złota, ile ważył zabity przez pogan misjonarz. Była to kwota całkiem niebagatelna. Na dzisiejsze warunki (jak oszacowali historycy po długim porównywaniu kosztów utrzymania teraz i ponad tysiąc lat temu) to równowartość prawie stu milionów złotych.

Skąd Bolesław miał pieniądze? Przecież nie odziedziczył fortuny po Mieszku I. A na pewno nie tyle, by szpanować przed samym cesarzem. Po pierwsze, jego skarbiec napełniały daniny, czyli ówczesne podatki. Eksportowano z państwa Piastów bydło i konie, a władca miał udział w tych zyskach. Po drugie, władcy zarabiali, poszerzając granice swego państwa. Łupili, co się da i – co też ważne, a może nawet ważniejsze – sprzedawali w niewolę podbite plemiona. Jeszcze sto lat później praprawnuk Chrobrego Bolesław Krzywousty po ataku na Prusów zgromadził, jak pisał Gall Anonim, „niezmierne łupy, biorąc do niewoli mężów i kobiety, chłopców i dziewczęta, niewolników i niewolnice niezliczone”. Nawet ówczesny palatyn, Sieciech, „z błahego powodu zaprzedawał w niewolę”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tymczasem za panowania Chrobrego podboje i łupy były jeszcze większe. Badania archeologiczne wskazują, że na ziemiach polskich funkcjonowały nawet specjalne grody – ograniczające się do paru budynków otoczonych palisadą – które służyły za punkty postojowe podczas pędzenia niewolników. Możliwe, że odpowiedni know-how Piastowie zapożyczyli od wikingów, bardzo sprawnych w łupieżczym biznesie. Bolesław napatrzył się też pewnie na czeskich krewnych, którzy nie gardzili dochodami z handlu żywym towarem.

Kto i gdzie kupował niewolników z Polski? Piastowie nie odkryli Ameryki, a korzystali z wypracowanych już kanałów dystrybucji. Przecież to we wczesnym średniowieczu na Zachodzie upowszechnił się na określenie niewolnika wyraz sclavus, oznaczający zarazem Słowianina. Podobnie było w języku arabskim z terminem saqaliba – mającym identyczne, podwójne znaczenie. Jednych niewolników pędzono na targ w Pradze, skąd trafiali m.in. do ówczesnych państw muzułmańskich na Półwyspie Iberyjskim. Innych zabierano do miast nadwołżańskich i dalej na Bliski Wschód. Pośrednikami często byli kupcy żydowscy, tacy jak pochodzący z kalifatu kordobańskiego słynny Ibrahim Ibn Jakub, który pozostawił po sobie relację z wyprawy do kraju Mieszka I. W Polsce znaleziono mnóstwo arabskich monet – pochodzących zapewne w dużej mierze z tego handlu, bo muzułmanie nie byli przecież zainteresowani bydłem na ubój czy bursztynem znad Bałtyku.

Łupy Piasta

Niewykluczone, że po dojściu do władzy Chrobry ograniczył jednak handel niewolnikami. Po pierwsze dlatego, że protestował przeciw temu za życia św. Wojciech, którego postać Piast wykorzystywał w celach propagandowych. Po drugie, Bolesławowi zależało na wizerunku świątobliwego władcy, by tym łatwiej zdobyć zgodę papieża na swoją koronację.

Nawet jeśli tak było, władca Polan miał dodatkowe źródła przychodu. Korzystając ze sporów między Czechami, zajął Pragę (1003). A kiedy ziemia zaczęła mu się palić pod nogami, zabrał stamtąd, co mógł, i wrócił do siebie. Potem, korzystając z niesnasek między ruskimi kniaziami, pojawił się w Kijowie (1018), złupił i wrócił nad Wartę obładowany skarbami, pędząc tabuny niewolników. Dodajmy, że oba te miasta – Praga i Kijów – były dużo bogatsze od Gniezna, Poznania czy Krakowa.

Za to toczone w międzyczasie długie wojny z Niemcami (1002–1018) na pewno były kosztowne. Pewnie by do nich nie doszło, gdyby Otton III nie zmarł już dwa lata po zjeździe gnieźnieńskim… Dodajmy, że Chrobrego stać było podczas spotkania w roku tysięcznym nie tylko na godne przywitanie cesarza i obdarowanie go trzystoma pancernymi wojownikami, ale również na odprowadzenie go z pompą do Niemiec. Tam wedle legendy dostał od cesarza prezent, który świadczył tyleż o wdzięczności Ottona, co i pozycji, jaką wypracował sobie Bolesław. Otóż wedle kroniki francuskiego mnicha Ademara z Chabannes, cesarz odkrył w Akwizgranie grobowiec Karola Wielkiego, a w nim szczerozłoty tron. Przekazał go Chrobremu w ramach wymiany za relikwie świętego Wojciecha. Niestety, do dziś nie wiadomo, co stało się z owym złotym skarbem. Wedle legendy jakiś tron został zatopiony w jeziorze Lednica. Może właśnie ten?

Kosztowny spadek

Po Bolesławie Chrobrym została z trudem wywalczona korona, którą po śmierci ojca (1025) włożył na głowę jego syn Mieszko II Lambert. Nowy król odziedziczył też popsute relacje z żądnymi rewanżu sąsiadami, wymęczony wojnami kraj oraz rozbestwionych, przyzwyczajonych do łupiestwa wojowników. To wszystko sprawiło, że trzydzieści lat po zjeździe gnieźnieńskim, na którym Chrobry tak eksponował swoje bogactwo i potęgę, Polska sama stała się ofiarą najazdów i wewnętrznych niepokojów. Kraj zubożał, wielkie grody zamieniły się w ruiny. A kolejni władcy nie dorównali Chrobremu ani pozycją, ani bogactwem, ani talentami.

Czytaj również:

Polska Beniowska
i
ilustracja: Natka Bimer
Wiedza i niewiedza

Polska Beniowska

Alternatywny Przekrój przez historię
Adam Węgłowski

„Chętnie zagrałbym w jednej drużynie z Mauriciniuniem” – mówi Robert Lewandowski. „Gra Roberta i porady żywieniowe jego żony zawsze były dla mnie wielką inspiracją” – odpowiada z kurtuazją madagaskarska gwiazda. Aż nie chce się wierzyć, że tak trudno o porozumienie w sprawie wspólnej kadry, skoro rok w rok dziesiątki tysięcy rodaków znad Wisły wizytują wyspę słynną z lemurów, a Polacy madagaskarscy przyjeżdżają do kraju przodków, by zobaczyć, czym różnią się baobaby od bab wielkanocnych.

Przypomnijmy, że II RP przez lata marzyła o założeniu kolonii na Madagaskarze, ale udało się to dopiero pod koniec roku 1937, po szczycie gnieźnieńskim z udziałem Francji i Wielkiej Brytanii. Strona brytyjska długo sprzeciwiała się przekazaniu wyspy przez Francuzów Polakom, który to akt miał być rekompensatą za utracone „sumy bajońskie” z czasów Napoleona. Tajemnicą poliszynela jest, że rząd Jego Królewskiej Mości zmiękł dopiero pod wpływem serwowanych w Gnieźnie wysokoprocentowych alkoholi. W efekcie szefowie MSZ-etów postanowili rozstrzygnąć sprawę, grając o wyspę w pokera. Wygrał polski minister Józef Beck dzięki trójce dziewiątek (stąd popularne do dziś powiedzenie, że kierunkowy na Madagaskar to 999).

Czytaj dalej