Ma gładką, skórzastą korę. Jego liście bywają jajowate lub eliptyczne. Razem z innymi bukami tworzy buczynę, która nierzadko strzeże lasu przed lawinami i uderzeniami wiatru. Szkoda, że nie przed Lasami Państwowymi.
Może dorastać do 50 m wysokości, o ile w pobliżu nie ma leśników. Żyje nawet do 400 lat, jeśli tylko mu na to pozwolimy. Może tworzyć gonne pnie, jakby odlane ze stali, a czasem przypomina drzewo, w którym żyły Gumisie. Jego kora jest gładka, skórzasta, ale bywa zmienna: czasem przywodzi na myśl powierzchnię dużych kamieni polnych, czasem skórę dorosłej świni, innym razem zgrubiałą skórę ludzkich pięt. Doskonale nadaje się do gładzenia i pieszczot. Buk ma bowiem ogromny potencjał terapeutyczny: leczy deficyt dotyku nazywany przez psychologów głodem skóry.
Korona buka to nierzadko osobny zagajnik, kilka drzew. Dzieje się tak przede wszystkim u sędziwych soliterów rosnących na otwartej przestrzeni. W lesie czy – jak mówią technokraci – „w zwarciu” korona jest mniejsza, umieszczona dość wysoko na kolumnie pnia, ale zawsze gęsta. Jakkolwiek by nam szumiała, jest po prostu śliczna i sensotwórcza. Dobrze się o niej pisze, można dojść do niepodważalnych wniosków, np.: „Łatwiej żyć, oglądając koronę buka niż koronę stadionu albo Koronę Kielce”.
Liście. Ach, liście! Mogą być jajowate lub eliptyczne! Całobrzegie albo ząbkowane! Prawie zawsze blaszki falują łagodnie jak woda, której są przecież pełne. Po rozwinięciu okazują się jedwabiście owłosione, z czasem włoski zostają tylko na skraju liścia. Błyszczą wtedy z wierzchu jak spryskane lakierem do włosów. W czasie marszu pomiędzy młodymi bukami takie liście fajnie świecą i miziają po gębie, a mniejsze buczki prześlizgują się między nogami, stymulując czule wewnętrzne partie ud.
Szum buka brzmi jak klasyczna pieśń liściasta lasów strefy umiarkowanej, coś pomiędzy dębem a grabem. Trudna do identyfikacji nawet przez doświadczonych słuchaczy krajogłosu. Na pewno nie mają z tym kłopotu popielice, małe ssaki podobne do wiewiórek, lecz znacznie od nich słodsze. Ich życie związane jest z bukami, a kłopoty i zagrożenia – z leśnikami.
Zapewne po to, by uniknąć wzajemnego szukania się po lasach i tęsknoty, buk wykształca kwiaty męskie i żeńskie na jednym osobniku, co bukanika (nauka o bukach) nazwała jednopiennością. Kwiaty męskie wiszą swobodnie jak ozdobne kutasiki, żeńskie siedzą cicho, zgodnie z najgorszymi stereotypami. Z tych żeńskich po zapyleniu wyrosną orzeszki bukowe zwane bukwią. A wszystko to dzięki wiatrowi, albowiem buk jest wiatropylny. To zaś oznacza, że zapyleniu towarzyszy szum liści. Że wszystkie buki biorą się z szumu. A wiatr jest częścią jakiegoś systemu rozrodczego.
Łacińska nazwa buka Fagus sylvatica da się przetłumaczyć jako leśny żarłok. Ale według niektórych interpretacji wskazuje raczej na jego jadalność, wszak bukiew jest jadalna. Byłby więc buk – Fagus – „drzewem jadalnym”.
Bukiwersum
Buki tworzą buczyny, czyli lasy, w których kształtują swoje otoczenie i mikroklimat. Pozostają przy tym w potężnym sojuszu z jodłami, jaworami i wiązami, w łacinie botanicznej nazywanym Fagion sylvaticae. Chodzi o osobne uniwersum roślinno-zwierzęce, którego nie wymyśliłby sam Tolkien. Takie bukiwersum dzieli się na wiele światów, z których pewne już zginęły, a inne właśnie giną. Do ocalałych resztek buduje się drogi.
Buczyna karpacka to na przykład lasy górskie o wspaniałej nazwie Dentario glandulosae-Fagetum. Dentaria glandulosa to zioło leśne, żywiec gruczołowaty, gatunek charakterystyczny dla tego bukiwersum. Charakterystyczny, czyli wraz z kilkoma innymi mówiący nam, w którym z królestw jesteśmy. W Dentario glandulosae-Fagetum? Czy może jednak w Galio odorati-Fagetum? Czyli w buczynie niżowej, gdzie ziołem rozpoznawczym jest Galium odoratum, przytulia wonna zwana marzanką (chodzi o lasy sprzyjające przytulaniu się i marzeniu).
Buki oglądane z perspektywy żaby przypominają sklepienia gwiaździste kaplic gotyckich z wyraźnymi żebrami sklepiennymi. Dziś mało ich już zostało, gdyż chciwość i buldożery nadleśnictw, takich jak Stuposiany, Cisna czy Lutowiska, docierają coraz głębiej w górski gotyk, w pobliże gawr niedźwiedzi i gniazd orłów, nawet źródlisk, czyli najbardziej intymnych miejsc strumieni górskich. Barbarzyńcy są już wszędzie.
Tymczasem w Dentario glandulosae-Fagetum rosły nasze największe i najpiękniejsze buki, jakich większość ludzi w Europie nie widziała i nie zobaczy. Chyba że w postaci sklejki, trocin bądź dymu, ale wówczas niezwykłe funkcje buka nie mogą się realizować.
W Bieszczadach, bliżej górnej granicy lasu, buki często przyjmują formę poskręcanych paralityków, ośmiornic i potworów. To tzw. buczyny krzywulcowe. Strzegą lasu przed lawinami i uderzeniami wiatru, lecz nawet ich leśnicy nie zostawią w spokoju. Dlatego na wysokości 1000 m n.p.m. spotkacie kolorowe kropki oznaczające drzewa do wycięcia. Tną, zamiast chronić i pokazywać światu.
W buczynach bywa ciemno jak w średniowiecznej kaplicy (tzw. światło kościelne), dlatego latem brak w nich warstwy krzewów i ziół. Takie buczyny bez roślin zielnych nazywamy nagimi. Jeżeli jednak dociera trochę światła i powstaje runo, możemy mówić o buczynach trawiasto-turzycowych, o ziołoroślowych albo paprociowych, a nawet czosnkowych (od czosnku niedźwiedziego). Tak, mamy w Polsce lasy bukowo-czosnkowe, nie tylko estetyczne, ale także smaczne. Mało kto je widział, więc nikt ich nie broni.
Złodzieje lasu
Rębnia IVd zwana złodziejską (wyraz „złodzieje” występuje tu jako rzeczownik oznaczający złe dzieje, smutną historię) to jeden z kilkunastu sposobów niszczenia przyrody zdefiniowanych przez zamożnych technokratów z Lasów Państwowych. Rębnia złodziejska ma więc oficjalną nazwę: stopniowa gniazdowa udoskonalona w wariancie górskim według zasad trwale zrównoważonej gospodarki leśnej. Nazwa ma odstraszyć krytyków wycinki lasów górskich, lecz skrywa zwykły skok na kasę. Las po rębni IVd wygląda jak splądrowana świątynia, okradziony dom.
Rąbanie polega na tym, że co kilka lat wycinają po kilkadziesiąt drzew. Na początek idą te największe i najpiękniejsze – pod pozorem zagrożenia dla pilarzy, ciężkiego sprzętu i młodego pokolenia drzew. Po 30 latach takiej rąbaniny powstaje młodnik w miejscu starej buczyny. To jak gdyby zbudować parterowy domek w miejscu katedry. Chwalą się przy tym, że nie tworzą zrębów zupełnych, choć skutek jest ten sam: młodnik i gęsta sieć dróg, po których deszczówka, miast zostawać w górach, szybko spływa do rzek i podnosi ich stan.
Więź z bukiem i wiązem
Trudno zrozumieć, dlaczego język polski zalicza buka, wiąza i jawora do rzeczowników rodzaju męskiego nieżywotnego. I każe mi pisać w bierniku – kogo? co? – „buk, wiąz i jawor”, a nie: „buka, wiąza i jawora”. Dlaczego o buku mam mówić jak o bucie czy drucie? Chcę go animować i mówić jak o zwierzęciu, ptaku i człowieku. Żeby żył. Trudniej go wtedy wyciąć.
Chcę mówić, że pokochałem tego buka, nie jakiś obcy mi buk. Że bronię wiąza, nie wiąz (jakieś drzewo typu wiąz). Że opisuję jawora, nie jawor. To „a” na końcu wyrazu sprawia, że buk jest nam bliższy i żywy. Konkretny, uosobiony. Jakby miał rodzajnik wskazujący na niego. Lubię więc buka, nie buk. Buk mówi się też o pociętym drewnie. A przecież buk żyje.