Człowiek nie ma na ogół wyczucia wagi przemian historycznych. Czasami trzeba przy pomocy środków przymusu fizycznego wrażać mu w pamięć takie czy inne wydarzenia.
W dniu hołdu pruskiego, jak zapewniają historycy, najwyższe czynniki Rzplitej urządziły „łapankę” w Krakowie na młodzież szkolną i złapanych siekły rózgami, usiłując tą niezbyt wykwintną drogą do mózgów przyszłej inteligencji polskiej przesączyć poczucie doniosłości ceremonii, uwiecznionej przez Matejkę w „Hołdzie Pruskim”.
Mamy dzisiaj o wiele bardziej nowoczesne sposoby informacji i propagandy. Ale ludzie XX wieku, równie jak w wieku XVI, zmysłu historycznego w sobie nie wyrobili. Tymczasem czymże jest hołd pruski wobec wydarzeń, których jesteśmy świadkami.
Spróbujmy wyrwać się z gorącej rzeczywistości i wyobraźmy sobie nas za lat 50 lub 100. Europa podówczas nie będzie półwyspem, w którego sercu sterczy kolosalny wulkan, co kilkadziesiąt lat zalewający lawą ognistą winnice Szampanii, pola ryżowe nad Padem, pszeniczne lessy lubelskie i kwitnące stepy między Donem i Wołgą. Niemcy przestaną być niebezpieczeństwem światowym. Poskromieni, wychowani w nowym dla siebie kierunku, opierającym się jednak na pewnych zdolnościach wrodzonych, które im są właściwe, będą wyrabiać zegarki, pierwszorzędne szkła do okularów i przyrządy optyczne, protezy, niewielkie agregaty przemysłowe w rodzaju przenośnych wiatrakowych elektrostacji, no i oczywiście piwo. W tym czasie wychowanie to posunie się już zapewne tak daleko, że odpadnie konieczność trzymania na ich granicach w pogotowiu większych sił zbrojnych.
Na wschód i południe od Niemiec rozciągnie się wielki świat słowiański. Jego zachodnim bastionem będzie Polska, której oblicza dzisiaj nawet sobie nie wyobrażamy. W tym czasie w znacznej mierze zanikną już przeciwieństwa między pracą przemysłową i pracą rolniczą, między pracą fizyczną i pracą umysłową. Nastąpi okres uprzemysłowienia rolnictwa, co niebywale podniesie wydajność płodów ziemi z każdego hektara. Chłop nie będzie marnował swojej siły fizycznej i czasu na ręczne obrabianie roli. Jego gospodarstwo będą obsługiwać stacje maszyn, zorganizowane przez dalekich potomków dzisiejszego Związku Samopomocy Chłopskiej. Jego energia będzie mogła znaleźć wyładowanie we wszystkich dziedzinach życia umysłowego i kulturalnego, które dzisiaj są dostępne tylko dla garstki wybranych.
Również i robotnik będzie w znacznej mierze odciążony od wysiłku fizycznego. Parę godzin pracy przy maszynach będzie rekompensował resztą dnia, spędzana w osiedlach willowych, za miastem, w bezpośrednim zetknięciu ze słońcem, powietrzem i ziemią. Nie będzie niewykwalifikowanych. Będą technicy, inżynierowie, dozorcy i lekarze maszyn.
Zmieni się bardzo układ ośrodków życiowych Polski. Morze stanie się tym magnesem, który zrodzi cały wieniec wielkich miast na wybrzeżu i sieć dróg, łączących je z wnętrzem kraju. Przemysłowe południe, rolniczy środek i przemysłowo-handlowa północ — taki będzie, z grubsza biorąc, schemat przyszłej Polski.
Polska będzie grała wielką rolę w świecie słowiańskim. Jej kultura, obca dzisiaj zachodowi i nieznana na wschodzie i południu, zdobędzie sobie odbiorców zarówno w Rosji, jak w Jugosławii czy Czechosłowacji. Wielka kultura rosyjska, przemocą dotąd niedopuszczana do Polski stanie się u nas powszechnie znana.
Ciężar gatunkowy świata słowiańskiego w przyszłej Europie zwiększy się ogromnie. Obok kultury angielskiej, czy rozwijającej się dopiero kultury amerykańskiej, obok kultury francuskiej, stanie się on czwartym, zasadniczym elementem, wartością, bez której ludzkość byłaby uboższa o całe kategorie piękna i mądrości.
Sielanka — powie czytelnik. Oczywiście, będą w tym świecie również konflikty, walka, próby doskonalenia się. Ale i konflikty te i walka, bez której rozwój ludzkości jest niemożliwy, nie przybiorą nigdy form tak potwornych, jak te, które zrodziła epoka dzisiejsza, epoka faszyzmu.
50, 100 lat to oczywiście okres daleki. Ale nie trzeba aż tyle czasu, aby ludzkość, Słowiańszczyznę, Polskę, pchnąć na poziom życiowy, godny człowieka. Znacznie bliżej jest epoka dostatku i kultury. Jedno jest tylko niezbędne — pokój. Trzeba nam pokoju trwałego. Trzeba, abyśmy zamiast bohaterskich zrywów i fatalnych błędów, zamiast nadludzkich ofiar, straconych wysiłków, zamiast klęsk, które nas nawiedzają od dwustu lat, mogli się wreszcie zabrać do tego, co nie jest obce duchowi polskiemu, czego jednak aż dotąd nie mogliśmy rozwinąć tak, jak trzeba: do pracy.
A dzisiaj wreszcie zyskaliśmy wszystkie dane, aby zdobyć dla naszego kraju okres długotrwałego, zbawiennego dla nas i naszej nadwątlonej kultury pokoju. Przekleństwo dziejowe Polski, które ciążyło od ostatnich Jagiellonów nad nami, zostało zażegnane. Z dwóch potężnych sąsiadów, jeden, nasz śmiertelny wróg, został pokonany, jak się zdaje na zawsze. Z drugim, po okresie wzajemnych nieporozumień, pretensyj i sporów uzyskaliśmy wreszcie porozumienie i przyjaźń. W okres powojenny wkraczamy znużeni, zdziesiątkowani. Ale okres ten daje nam najlepszą z możliwych pozycję wyjściową do wielkiej ofensywy pokojowej — ofensywy pracy i odbudowy.
Tekst pochodzi z numeru 4/1945 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.