Eddie Eagan nigdy nie traktował sportu do końca serio, ale na igrzyskach przebił nawet osiągnięcia fikcyjnego idola z dzieciństwa.
Takich sportowców już nie ma. Trochę nie chciał ich świat, trochę kibice. Atleci mieli coraz wyżej skakać, coraz dalej rzucać i coraz szybciej biegać. W tych ramach zmieścili się tylko profesjonaliści żyjący sportem 24 godziny na dobę. Którzy myślą nawet o tym, jak, ile i gdzie śpią, widzą zależność między ilością owsianki wchłoniętej na śniadanie a formą podczas zawodów, dzielą życie na przygotowania do startów, koncentrowanie się przed startami i starty. Którym bliżej do robotów niż do ludzi.
Eddie Eagan był inny. Sportowcem tylko bywał. Występy na igrzyskach wcisnął gdzieś między służbę wojskową, studia w Yale, Oksfordzie i na Harvardzie oraz praktykę prawniczą.
I został jedynym olimpijczykiem w historii,