„Protestuję, bo to tak ważna kwestia, a nikt nic nie robi, nic się nie dzieje, więc ja muszę zrobić to, co mogę” – mówi młodziutka Szwedka, która odważyła się powiedzieć dorosłym, że fundują swoim dzieciom zagładę.
Jest nieduża jak na swój wiek. Kiedy spotyka się z dziennikarzami najważniejszych mediów, oni zawsze to odnotowują – zdziwienie, że ta drobna, nieskora do uśmiechu nastolatka wygłasza tak mocne, bezkompromisowe słowa. Wzywa władców świata na dywanik i daje im burę.
Greta Thunberg, 16-letnia Szwedka, która dziś jest ikoną walki z globalnym ociepleniem, nie urosła wyższa ani potężniejsza z powodu smutku. Kiedy miała 11 lat, zachorowała na ciężką depresję. Przestała jeść, mówić i chodzić do szkoły. Jedną z przyczyn jej zapaści był lęk o planetę. O przyszłość, która stanie się katastroficznym koszmarem, ponieważ nikt nie stara się go uniknąć. Z pewnością nie dorośli, którzy od 30 lat ponoszą w tej kwestii porażki. Greta wie o tym z książek, raportów i badań. Wie to wszystko, co ponad wątpliwość ustalili naukowcy. I co mógłby wiedzieć każdy z nas, gdyby zmiany klimatyczne – bezprecedensowa tragedia rozgrywająca się na Ziemi tu i teraz – zajmowały należne swej randze miejsce w serwisach informacyjnych, planach posiedzeń parlamentów i zarządów koncernów, a także w szkolnych programach nauczania. Tak uważa Greta.
Przypadkiem złożyło się też, że człowiek, który sformułował hipotezę globalnego ocieplenia i wpływu gazów cieplarnianych na atmosferę Ziemi, Svante Arrhenius (1859–1927), noblista w dziedzinie chemii, to jej daleki krewny.
Jeśli to piątek, to strajkuję
„Nie chcę waszej nadziei. Chcę, żebyście panikowali. Żebyście czuli strach, który ja odczuwam codziennie. A potem, żebyście zaczęli działać”. W sierpniowy piątek 2018 r. Greta rozłożyła karimatę przed budynkiem szwedzkiego parlamentu w Sztokholmie. Na tablicy napisała „Szkolny strajk dla klimatu”. I obiecała – najpierw sobie, a potem światowej opinii publicznej – że będzie opuszczać lekcje i przychodzić tam w każdy piątek do czasu, gdy władze Szwecji podporządkują się zobowiązaniom porozumienia paryskiego z 2015 r. i radykalnie, natychmiast obniżą emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Na to przecież umówili się światowi przywódcy: że nie dopuszczą do podniesienia temperatury na Ziemi o więcej niż 1,5°C w porównaniu z erą przedprzemysłową. W przeciwnym razie czeka nas seria niewyobrażalnych i niemożliwych do skalkulowania w modelach naukowych katastrof – zdarzeń nienaturalnych, sprowokowanych ludzką aktywnością i mających fatalne, dewastujące konsekwencje, a co gorsza – wzajemnie się zapętlających i napędzających.
Greta, kiedy mówi – a ponieważ cierpi na mutyzm selektywny, robi to wyłącznie wtedy, gdy musi – powołuje się na badania i raporty. Często wymienia opublikowany przez ONZ alarmujący raport naukowy dowodzący, że zostało nam zaledwie 11 i pół roku na ograniczenie emisji dwutlenku węgla o połowę. O połowę!
Tymczasem świat kręci się według dotychczasowych reguł chciwości i posiadania pomnażanego zgodnie z ideologią wzrostu gospodarczego. Cytowane przez Gretę ustalenia naukowe dotyczące zmian klimatycznych i ich konsekwencji publikowane są od co najmniej 30 lat, ale mimo zawarcia porozumienia paryskiego oraz licznych konferencji i apeli o powstrzymywanie ocieplenia globalna fabryka wcale nie zwalnia. Właśnie padł nowy rekord: my, ludzie – po krótkiej chwili spowolnienia – znów wyprodukowaliśmy więcej gazów cieplarnianych niż przed rokiem. A według corocznego raportu Banking on Climate Change 33 wielkie banki od czasu zawarcia porozumienia paryskiego w 2015 r. powierzyły blisko 3 biliony dolarów przemysłom paliwowym. Greta ma rację: praktycznie nikt nic nie robi, nic się nie poprawia.
Królowie są nadzy, a dziecko – szczere
„Kradniecie moją przyszłość” – powiedziała do przywódców i polityków na konferencji klimatycznej COP w Katowicach. Większość prognoz dotyczących przyszłości globalnej kończy się na roku 2050, Greta będzie miała wtedy 47 lat. Jeśli uwzględnimy rozwój medycyny wydłużającej życie, dzisiejsza nastolatka będzie wówczas wciąż przed półmetkiem swojego istnienia. Ale jakie ono będzie? I w jakich okolicznościach się potoczy? Ostatnie pięć lat to najgorętszy czas w historii nowożytnych pomiarów temperatur. Co dalej? Czy Greta dotrwa do połowy stulecia? Czy jej codzienność będzie ekstremalna, a życie stanie się walką o przetrwanie? Na to wskazuje nauka i to przeraża Gretę – bez metafor, bez trybu przypuszczającego. Ona się boi, że czeka ją piekło.
Po wystąpieniu w Katowicach „Financial Times” zwrócił uwagę, że ruch klimatyczny – różne, rozproszone i zorganizowane środowiska gotowe walczyć o zatrzymanie ocieplenia – długo czekał na swojego globalnego lidera. Na ikonę i głos. I że dopiero dziewczynka stająca w obronie przyszłości, którą będzie zamieszkiwać, nadała licznym postulatom i apelom przekonujący, autentyczny wyraz. Wyciągnęła też wsobną, nużącą debatę na ulice, tchnęła w nią nowe życie. Bo Greta powiedziała dorosłym, że z pełną świadomością szykują swoim dzieciom, i kolejnym pokoleniom, cierpienie. Teraz już nikt nie będzie mógł się tłumaczyć, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Nawet jeśli przeoczył setki badań, na pewno słyszał o dziewczynce ze Szwecji mówiącej wprost, jak jest.
W czasie jej przemówienia w Katowicach było pustawo, bo Gretę wpisano w plan obrad na późne popołudnie, ale film z nagraniem wystąpienia szybko pobiegł internetowymi kanałami na krańce świata. Ci, którzy słuchali na żywo, byli pełni podziwu. Nie inaczej zachowywali się odbiorcy jej brawurowego wykładu w serii TED oraz w Davos. Greta mówi, że dorośli na ogół reagują zaskakująco wyrozumiale. Czasem tylko nerwowo się uśmiechają, jakby nie wiedzieli, gdzie się podziać. I to ją bawi. A Greta – podobnie jak inne osoby z zespołem Aspergera – rzadko widzi powody do radości. Nie śmieszy jej ironia, niuans. Widzi świat czarno-biało. Dlatego z takim przekonaniem staje przed elitami i oświadcza, że nie pora na żarty. „Gdybym to ja miała władzę, powiedziałabym prawdę. O alarmującej sytuacji i o tym, co robić, żeby ocalić to, co jeszcze się da”.
W styczniu pojechała do Davos. Pociągiem, bo od kilku lat nie tylko nie je mięsa, nie używa plastiku, nie gromadzi rzeczy, ale także nie lata samolotami. Jej rodzice również, matka nawet przerwała karierę śpiewaczki operowej, bo nie chciała już latać na koncerty. Na potrzeby rodziny kupili elektryczny samochód. W szwajcarskiej mekce najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi świata Greta spała w namiocie w –15°C, porządnie opatulona śpiworem i w wełnianej czapce, a sądząc ze zdjęć, świetnie czuła się na górskim kempingu. Na spotkanie z biznesową elitą ubrała się w połyskujące liliowe spodnie i kraciastą bluzeczkę. Kartki z notatkami do przemówienia położyła na kolanach. Teksty, które wygłasza, pisze sama. Tak zapewnia w wywiadach. Mówi, że tata łapie się za głowę, prosi, żeby je stonowała, nie była tak radykalna – co tylko umacnia ją w przekonaniu, że warto mówić dosadnie.
W Davos mówiła spokojnym, poważnym i nieco monotonnym głosem. Używa profesjonalnego, a czasem specjalistycznego słownictwa. To jedna z cech charakteryzujących dzieci z zespołem Aspergera. Rozwijają specjalistyczne, czasem obsesyjne zainteresowanie wybranym tematem i posługują się fachowym językiem. Greta ma dużą wiedzę o zmianach klimatycznych, swobodnie operuje profesjonalnymi pojęciami i danymi. Ale o sile jej wystąpień decyduje co innego – ich bezkompromisowość i szczerość, na jaką zdobywają się niemal wyłącznie dzieci, szaleńcy oraz jednostki wybitne.
Plemię małych wojowników
W Davos przypomniała, jak pilna jest potrzeba działania w sprawie redukcji emisji gazów, a potem wystawiła rachunek: „Niektórzy ludzie, niektóre firmy, a w szczególności niektórzy decydenci wiedzą dokładnie, jakie bezcenne wartości poświęcają, by wciąż zarabiać niewyobrażalne ilości pieniędzy. I myślę, że wielu z was tu dzisiaj należy właśnie do tej grupy”.
Naomi Klein, kanadyjska badaczka i publicystka, która analizuje globalne mechanizmy korporacyjne i polityczne (kilka lat temu wydała książkę To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat, rozkładając w niej na czynniki pierwsze cynizm, hipokryzję i pozorność działań przeciw globalnemu ociepleniu), pośpieszyła ze słowami wsparcia dla Grety. Sama nieraz mierzyła się z gremiami biznesowymi i politycznymi. Na Twitterze napisała: „Trzeba wielkiej odwagi, by pojechać do Davos i panom tego świata powiedzieć prosto w twarz, że świadomie podpalili planetę, by się obrzydliwie bogacić”. A pod zdjęciem Grety w śpiworze dorzuciła: „Trzymaj się ciepło. Oni na Ciebie nie zasługują! Jesteś superbohaterką dla mnie i mojego syna. Cieszę się, że ma w Tobie wzór do naśladowania”.
To właśnie w imię przyszłości syna Klein prowadziła swoje analityczne śledztwo i wykazała w książce to, o czym dziś mówi Greta. Że tak naprawdę nikt nie robi nic, by ocalić naszą cywilizację i naturalny ład. Klein stawiała tezę, że jedynymi ludźmi, którzy występują w obronie planety, są środowiska lokalne – kanadyjscy Indianie, społeczności plemienne w Indiach… Ale teraz dołączył do nich jeszcze jeden szczep: dzieci i nastolatki.
Światowy strajk szkolny
W połowie marca w 2038 miejscach w 125 krajach na świecie odbyły się strajki szkolne dla klimatu. Łącznie udział w nich wzięło 1,6 mln młodych ludzi – uczniów i studentów. Według organizacji 350.org była to największa w historii demonstracja przeciwko globalnemu ociepleniu. A Greta mogła z przekonaniem powtórzyć: „Nigdy nie jesteś zbyt mały, by coś zmienić”. Transparenty z tym zdaniem podczas protestu trzymały nad głowami nawet trzyletnie dzieci siedzące na ramionach rodziców. Skala protestów zaskoczyła wszystkich – od Grety po polityków. Ci zresztą reagowali różnie. Angela Merkel i Jean-Claude Juncker poparli młodzież, zrobili to też burmistrzowie wielu miast – od Sydney po Vancouver. Jednak wciąż z ust dorosłych sączy się mantra o tym, że „dzieci powinny być w szkole”. Greta odbiera takie pouczenia jako próby zamknięcia ust i wie, co odpowiedzieć: „Po co mam się uczyć dla przyszłości, która nie nadejdzie? To nie ja nie odrobiłam zadania domowego, to wy – politycy – nie odrabiacie swoich lekcji. I my teraz sprzątamy wasz bajzel”. I puentuje: „Jeśli uważacie, że powinniśmy być w szkole, to wyjdźcie na ulice i zajmijcie nasze miejsce. Zacznijcie działać”.
Notabene Greta nadrabia wszystkie szkolne nieobecności i mimo copiątkowych strajków wciąż jest najlepsza w klasie. Ale rozważa wzięcie rocznego urlopu od szkoły, żeby w pełni poświęcić się sprawom klimatu. Jest zmęczona. Wbrew swoim zaburzeniom rozwojowym, które skłaniają do unikania kontaktów z ludźmi, jest nieustannie w centrum uwagi, w tłumie, z mikrofonem przystawionym do ust. Jej piątkowe strajki zmieniły się, jak mówi, w „siedmiogodzinne konferencje prasowe”.
„Time” uważa ją za jedną z 25 najbardziej wpływowych nastolatków, Szwedzi nadali jej tytuł kobiety roku. W zaledwie kilka miesięcy stała się przywódczynią globalnego ruchu, teraz ma szansę wepchnąć globalne ocieplenie na czołówki światowych mediów. No i dostać Pokojową Nagrodę Nobla.
Nie ma planety B
Nominowali ją uprawnieni do tego politycy norwescy i szwedzcy. Greta jest wśród 301 zgłoszonych do tegorocznej, przyznawanej w grudniu nagrody – ubiegają się o nią 223 osoby i 78 organizacji. Ale ma poważne szanse. Jej postawa rozpaliła aktywność bardzo młodych ludzi na wszystkich kontynentach, także w krajach afrykańskich i azjatyckich, których mieszkańcy od lat odczuwają skutki zmian klimatycznych. Zainspirowani protestem jednej dziewczynki, połączeni mediami społecznościowymi, wsparci komunikacyjną zręcznością młodzi ludzie błyskawicznie skrzyknęli się i okazali dorosłym swoją złość, oczekiwanie, a przy okazji swój polityczny potencjał.
W większości protestowały osoby, które – tak jak Greta – nie uzyskały jeszcze prawa do głosowania. Teraz jednak mają już za sobą polityczną i obywatelską inicjację, a wiele z nich – bardzo poważny stosunek do przyszłości. I jeden postulat: szybkie, bezwzględne ograniczanie emisji gazów zgodnie z ustaleniami naukowców. Bo wiedzą, wbrew ekscentrycznym marzeniom Elona Muska czy Richarda Bransona o lotach w kosmos, że nie ma żadnej planety B, na którą wszyscy moglibyśmy uciec.
Wielka sprawa małych ludzi
Strajk Grety wziął się z poczucia bezsilności. Jej rodzice mówią, że kiedy zdecydowała się strajkować, wstąpiły w nią nowe siły. Protest okazał się dla niej terapią. Wcześniej Greta usłyszała w szkole od nauczycieli o ociepleniu klimatu, o tonach plastiku zawalających oceany. Zaczęła o tym czytać. Później wygrała konkurs prasowy na najlepszy artykuł o globalnym ociepleniu. To dodało jej skrzydeł i umożliwiło kontakt z aktywistami klimatycznymi. Ale te spotkania były rozczarowujące. Bo choć planowali strajki w klasach i na szkolnych boiskach, to kiedy przyszło do działania, nikt nie chciał się do Grety przyłączyć. Wzięła więc karimatę i sama poszła pod parlament. Miała dość zabójczej bierności.
Być może właśnie to – akt autentycznego przebudzenia, odnalezienia w sobie siły do działania, poczucia sprawczości – jest tą iskrą, dzięki której niemoc zmienia się we wściekłość i odwagę, by stanąć w kontrze wobec establishmentu, nim samemu zostanie się jego częścią, uwikła się w konsumpcjonizm i filozofię wiecznego kredytu. Jeśli przyjąć, że każde pokolenie potrzebuje swojej „wielkiej sprawy”, by móc kształtować własną tożsamość, miejsce i rolę w świecie, wygląda na to, że iGeneracja (nazwana tak od Internetu) właśnie odnalazła swój kamień węgielny. Stawką jest jej życie, przyszłość, której jakość i okoliczności kształtowane są dziś wciąż przez krótkowzrocznych dorosłych.
Z badań nad amerykańskimi nastolatkami wynika, że nie są one zainteresowane polityką, ale mają wysoką zdolność oganizowania się wokół jakiejś sprawy. Są też mniej aktywne niż poprzednie generacje, wolniej decydują się na samodzielność, dłużej mieszkają z rodzicami i z nimi wyjeżdżają, dłużej pozostają od nich zależne finansowo. Masę czasu spędzają „w telefonie” i na ogół nie potrafią powiedzieć, co właściwie „tam” robiły. Mimo to wyniki badań nie są jednoznacznie negatywne, po prostu pokazują wielką zmianę. Mówią na przykład, że z punktu widzenia dzisiejszych dzieci dorosłość nie jest niczym fajnym ani upragnionym. Przeciwnie: jest czymś, czego chce się jak najdłużej uniknąć.
Ale co, jeśli dorośli zawodzą? Jeśli sami zachowują się jak nieodpowiedzialne dzieci?
Kto tu jest dorosły?
Inspiracją dla Grety był ruch amerykańskich nastolatków domagających się ograniczenia dostępu do broni. Maszerowały i wiecowały dosłownie w obronie swojego życia – to dzieci i nastolatki są ofiarami masowych mordów dokonywanych w szkołach czy na kampusach. Dlatego Greta wskazuje na zamianę ról, w psychologii nazywaną parentyfikacją: współcześni dorośli zachowują się jak rozbestwione, bezmyślne bachory, a dzieci przejmują odpowiedzialność za ich niebezpieczne zabawy. Szwedzka liderka uderza wręcz w typowy wiecowy ton i zapewnia, że dorośli zostaną rozliczeni ze swoich zaniedbań, choć to obietnica cokolwiek na wyrost. Młodzież zatroskana zmianami klimatycznymi dysponuje jedynie kapitałem komunikacji, zdolnością szybkiego łączenia się, wymiany wiedzy, aktywizacji. Ale Greta musi wiedzieć, że nie posiadają narzędzi ani siły niezbędnej do zmiany.
Jej znakomite i przejmujące przemówienia kuszą, by uwierzyć, że właśnie ona i jej pokolenie „rozwiążą problem globalnego ocieplenia”. W takiej fantazji przejawia się kolejny aspekt parentyfikacji – obciążania dziecka rolą opiekuna wobec osoby dorosłej, tak jakby to mała Greta i jej rówieśnicy mieli uratować chorujących na inercję i brak odwagi dorosłych. Jest w niej też złudne przekonanie, że na działania wciąż mamy czas. A czas się skończył. Katastrofa już trwa. Tego dowiedli naukowcy, o tym krzyczała Naomi Klein, pisząc kilka lat temu: „Musimy pędzić. Pędzić jak byk!”.
Nikt nie wie, co robić
Greta przez pierwsze 15 lat swojego życia była tą cichą dziewczynką w ostatnim rzędzie – czuła się niewidzialna i niesłyszana. W ciągu pół roku stała się osobą witaną owacjami, cytowaną, traktowaną z powagą przez szefów Unii Europejskiej, ONZ, Amnesty International. Jest tą, z którą każdy człowiek władzy chciałby mieć selfie. I w tym szybko zbitym kapitale czają się niebezpieczeństwa – dla niej samej i sprawy, o którą zabiega.
Jednym z nich jest niebezpieczeństwo nadmiernych oczekiwań. „Wciąż pytają mnie, jakie jest rozwiązanie kryzysu klimatycznego. Oczekują, że znam odpowiedź. To absurdalne, bo nie ma »rozwiązania« w ramach obecnego systemu. Nikt nie wie dokładnie, co robić” – pisze Greta na Facebooku.
Wiadomo jednak, co nie działa. „Nie możemy już skupiać się na pojedynczych zjawiskach, jak samochody elektryczne czy elektrownie atomowe, mięso, lotnictwo, biopaliwa itd. Pilnie potrzebujemy całościowego spojrzenia odpowiadającego na cały kryzys zrównoważonego rozwoju i trwającą katastrofę ekologiczną”.
Oklaskiwana po takich wyrazistych słowach przez decydentów dziewczynka jest ich brawami honorowana, ale jednocześnie pacyfikowana. Jej klarowne stwierdzenia nie podlegają dyskusji, lecz ich realna implementacja – już tak. Zachwyt nad prawdomównością Grety pozwala na chwilę odsunąć inną prawdę: że kluczowi decydenci znają te fakty, a także wymaganą skalę działań, aby osiągnąć zmianę realną, nie kosmetyczną. I właśnie to – rzeczywiste trudności – blokuje
nawet tych, którzy mają wiedzę i wolę. Zredukować emisję gazów cieplarnianych o 50% w ciągu nieco ponad dekady? Oczywiście. Ale jak? I kto za tę redukcję zapłaci? Nazwać konieczność zmiany to jedno. Znaleźć sposób, by ją przeprowadzić, to drugie. I tego drugiego dotyczą nieudane, nieprzynoszące prawie żadnych rozwiązań konferencje i panele klimatyczne oraz podpisywane w bólach kompromisowe porozumienia. Greta ma rację, stawiając rządzącym wymagania. Jednak brakuje jej doświadczenia życia, w którym mało co jest czarne albo białe i w którym dobre intencje nie wystarczają. Trzeba się jeszcze dogadać i być konsekwentnym.
Od tej żmudnej części dorośli chętnie by odetchnęli, dlatego z taką łatwością wiwatują na widok protestujących nastolatków, gratulują im i mówią, że teraz one wezmą świat w swoje ręce. A to byłoby przecież najgorsze. To byłoby właśnie okradaniem ich nie tylko z przyszłości, lecz także z dzieciństwa. Jeśli postęp cywilizacji mierzymy dobrostanem kolejnych pokoleń, to protestujące dzieci są dowodem na monstrualną porażkę i regres.
Gdy brawa ucichną
Co dalej stanie się z Gretą Thunberg? Z przyszłością planety i jutrem iGeneracji? Może zostanie zagłaskana i w ten sposób uciszona, a sprawy pobiegną prostym torem wprost ku klimatycznej katastrofie. Szybka droga do sławy szwedzkiej aktywistki oznacza, że równie szybko zaczną działać mechanizmy degradujące jej sukces. Już słychać głosy powątpiewania – w mediach pojawiały się insynuacje, że za Gretą stoi firma public relations promująca ekologiczną książkę napisaną przez jej matkę. Jeden z belgijskich ministrów sugerował, że szkolny strajk klimatyczny 15 marca był organizowany przez ekoradykałów, którzy wysyłają dzieci na pierwszą linię frontu. Ale choć prędko odwołał swoje słowa i podał się do dymisji, legion krytyków powtarza jak mantrę, że globalne ocieplenie to mit, a sama Greta jest pacynką wykorzystywaną przez ekologicznych ekstremistów.
Pokojowa Nagroda Nobla najprawdopodobniej włączyłaby ją do grona zawodowych aktywistów, takich jak walcząca o równouprawnienie kobiet Malala Yousafzai, która w 2014 r. jako najmłodsza w historii odebrała tę nagrodę (miała wtedy 17 lat). Paradoksalnie to wyróżnienie mogłoby uwikłać Gretę w jałową dyskusję, która wokół zmian klimatu toczy się od dekad i której pustkę dziewczynka dziś pokazuje palcem.
Tymczasem głównym celem Szwedki jest zmuszenie nas wszystkich, a zwłaszcza rządzących, do nowego sposobu myślenia. Za jej alarmistycznym i surowym tonem kryje się bardzo wysokie wymaganie: budowa nowego, lepszego świata. Od zaraz.
Dziesiątki tysięcy młodych ludzi na całym globie wyszło dziś na ulicę, ogłaszając Młodzieżowy Strajk Klimatyczny w proteście przeciwko bierności rządów wobec zbliżającej się katastrofy klimatycznej. W poniedziałek rozpoczyna się szczyt klimatyczny ONZ w Nowym Jorku. Będzie na nim obecna inicjatorka strajku, 16-letnia Szwedka Greta Thunberg. Zachęcamy do udziału w dzisiejszym Młodzieżowym Strajku Klimatycznym!