Co po wzroście?
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Marzenia o lepszym świecie

Co po wzroście?

Katarzyna Michalczak
Czyta się 12 minut

O suwerenności żywnościowej, kooperatywizmie spożywczym i alternatywach wobec kapitalizmu rozmawiamy z Wojciechem Mejorem, współtwórcą ruchu kooperatyw spożywczych, ruchu postwzrostowego i suwerenności żywnościowej w Polsce, członkiem m.in. kolektywu Nyeleni Polska i Kooperatywy Spożywczej „Dobrze”. Mejor działa na rzecz ekonomii solidarności społecznej w ramach sieci współpracy i wymiany wielu lokalnych organizacji na całym świecie.

Katarzyna Michalczak: Czy suwerenność żywnościowa nas ocali?

Wojciech Mejor: Nie wiem. Od czego?

Na przykład od problemów z dystrybucją żywności. Według raportu międzynarodowych organizacji, m.in. UNICEF czy WHO, 690 mln ludzi na świecie cierpi głód, a pandemia koronawirusa może sprawić, że ta liczba wzrośnie o ponad 130 mln. Albo od problemów ze skrajnym utowarowieniem żywności, co prowadzi do takich absurdów jak dopuszczanie do sprzedaży tylko idealnie prostych marchewek czy wyrzucanie do kosza jedzenia – około 20% w Wielkiej Brytanii i do 40% w USA.

Te problemy wynikają z faktu, że kto inny decyduje o naszej żywności – nie osoby, które ją produkują, i nie te, które ją konsumują, tylko ktoś trzeci, kogo cel polega na pomnażaniu kapitału. W związku z tym wiele elementów procesu produkcji żywności ma sens ekonomiczny dla konkretnych osób w konkretnym kontekście, a nie ma sensu dla nas, dla środowiska, dla przyszłości planety, dla ludzkości.

Wczoraj byłem u znajomych, którzy kupili kukurydzę. Patrzymy na opakowanie, a ona jest z Argentyny. Dlaczego komuś się opłaca sprowadzać kukurydzę z Argentyny, mimo że kukurydza rośnie 50 km stąd? Bo tak bardzo udało się obniżyć koszty produkcji i transportu, że produkcja tamtej wychodzi taniej. A jak to się udało? Wielcy producenci żywności nie płacą kar za niszczenie lokalnych społeczności w Argentynie ani za niszczenie tamtejszego środowiska przyrodniczego. Nie płacą kar za niszczenie środowiska tam, gdzie się wydobywa ropę, której pośrednio używają

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Planeta wolnych wiosek
i
Mahatma Gandhi, 1931 r., Londyn; zdjęcie: domena publiczna
Marzenia o lepszym świecie

Planeta wolnych wiosek

Paulina Wilk

Na spotkania z przedstawicielami globalnego imperium przychodził w sandałach, okryty pasem ręcznie tkanej bawełny. Mówił, że Indie mają dość ziemi, by nakarmić i ubrać swoich obywateli. Nie ufał masowej produkcji i globalizacji. Wierzył w samodzielność małych wspólnot, w ekonomię pozbawioną chciwości i przemocy. Co dziś radziłby nam Mahatma Gandhi?

Gdy jako delegat Indyjskiego Kongresu Narodowego przyjechał w roku 1931 na oficjalne negocjacje konstytucyjne z rządem w Londynie, Winston Churchill nie znalazł czasu, by się z nim spotkać. Mówił o nim drwiąco „półnagi fakir” – z niesmakiem tym większym, że kilka dekad wcześniej Mohandas Karamchand Gandhi studiował w brytyjskiej stolicy prawo, nosił pantofle, trzyczęściowy garnitur i zegarek w kieszonce kamizelki. Wydawał się wówczas chodzącą reklamą skuteczności imperium brytyjskiego w reprodukowaniu kolonialnej mentalności w najdalszych nawet zakątkach świata. Gandhi, urodzony w 1869 r. w miasteczku Porbandar na zachodnim wybrzeżu Indii, syn lokalnego indyjskiego urzędnika, odebrał królewską edukację i został wyszykowany do roli strażnika istniejącego ładu, miał więc służyć w hierarchii przewidującej dla niego jedną tylko rolę – subordynację. Po latach będzie krytykował prawników, lekarzy czy urzędników jako realizatorów przemocowej dominacji Europy nad Indiami, zatrudnionych w wielkiej kolonialnej machinie.

Czytaj dalej