Może nie mieć ścian, a wibrować życiem. Albo odwrotnie – solidnymi murami chronić letarg. Jak mieszkają najubożsi z ubogich? I jak to jest nie mieć swojego miejsca na ziemi?
Jest maleńki i nagi. Dopiero uczy się raczkować. Stawia dłonie na chodniku wyłożonym brunatną kostką. Za rączkami przesuwają się drobne kolana i uda w kolorze ciemnego miodu. Połyskuje jasny naskórek na stopach. I metalowa bransoletka wciśnięta na kostkę zgodnie z hinduskim zwyczajem. Chłopiec chwiejnie zbliża się do oddalonego o metr celu wędrówki – leżącej na krawężniku zgniecionej plastikowej butelki po wodzie. Za chwilę stanie się ona jego zabawką. Jedyną rozrywką w zasięgu, jedynym w ogóle przedmiotem, który może wziąć do rączki, wepchnąć do buzi. Siada. Próbuje pogryźć spód butelki, ale ten jest zbyt pękaty, nie mieści się w jego małych ustach. Przesuwa ją więc, odwraca i teraz wpycha do ust szyjkę. Lekko ją podgryza bezzębnymi dziąsłami. Przez chwilę jest tym doznaniem pochłonięty. Wokół ryczy olbrzymi, niewybaczający Bombaj.
Żyje tu ponad 20 mln ludzi, na każdego spada w tym miejscu odpowiedzialność za własne przetrwanie. Dzieci nie stanowią wyjątku. Przywykliśmy sądzić, że miasta są bezpieczniejsze, przyjaźniejsze dla człowieka niż przestrzenie dzikiej przyrody. Istnieją jednak metropolie takie jak ta: drapieżne, wiecznie głodne, pochłonięte polowaniem na zasoby i pieniądze, na innych. W stłoczeniu żaden dramat nie urasta do rangi tak wielkiej, by budzić czyjeś wzruszenie. Za dużo tu cierpienia, zbyt wiele form niedostatku i rozpaczy, ale też zbyt wiele zwycięstw nad beznadzieją. Ludzie jakoś sobie radzą, co dzień dokonując niemożliwego. Nie rozpaczają ani nie świętują. Miliony katastrof są o włos, a jednak się nie wydarzają. Może dlatego mały chłopiec zaciskający dziąsła na butelce nikogo nie dziwi, nie niepokoi. Poza mną nikt nawet na niego nie patrzy.
W ryku samochodów, gorących kłębach ropnych spalin buchających ze starych silników utonąłby każdy płacz czy błaganie. Obojętność, z jaką po chodniku przemykają stopy w zdeptanych gumowych ćappalach, jest rutynowa, ale wynika także z doświadczenia. Owo miejskie cielsko to megadom. Nie martwi się o ludzi raz połkniętych i przechowywanych w jego wnętrzu. Karmi