Marzenia o lepszym świecie

Dużo niewolników, mało pracy

Bartek Stefaniak
Czyta się 5 minut

Przerzucanie trudów pracy na innych ludzkość opanowała do perfekcji. Na samym początku zaprzęgnięto do niej udomowione zwierzęta, następnie w ramach porządku feudalnego – niewolników, a wraz z nastaniem rewolucji przemysłowej – robotników. To nie przypadek, że źródłosłowem terminu „robotnik” czy „parobek” jest rosyjski czasownik „rabotać” (ros. работать), który pochodzi z kolei od rzeczownika „rab” (ros. раб) oznaczającego niewolnika.

Stale przyspieszający rozwój technologiczny doprowadził nas tymczasem do miejsca, w którym robotnicy zaczynają przegrywać wyścig na wydajność z coraz bardziej autonomicznymi i wszechstronnymi robotami. Oto na naszych oczach zaczyna się urzeczywistniać marzenie o mechanicznym niewolniku towarzyszące ludzkości co najmniej od czasów powstania mitu o Golemie. Nasi nowi wysokowydajni niewolnicy to nie tylko coraz bardziej zaawansowane urządzenia mechaniczne i elektroniczne, ale przede wszystkim coraz bardziej wszechstronne algorytmy i aplikacje. Nie chorują, nie strajkują, nie muszą spać ani jeść i są absolutnie zawsze do naszej dyspozycji. Zawsze tak samo wydajni, zawsze w 100% skupieni na powierzonym im zadaniu. Dzięki nim w ciągu niecałego jednego pokolenia nasze życie zmieniło się nie do poznania. A to dopiero początek zmian. Czy jest się zatem z czego cieszyć? Niekoniecznie. 

Już dziś istnieją na przykład technologie umożliwiające pojazdom autonomiczne poruszanie się po drogach. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych, gdzie prace nad tego typu rozwiązaniami są najbardziej zaawansowane, samych kierowców ciężarówek są około 3 mln. Z czego będą czerpać dochód, kiedy technologie te staną się na tyle tanie i niezawodne, że zaczną im zabierać pracę? Automat może pracować przez okrągłą dobę za cenę, która jest ułamkiem kosztów zatrudnienia o wiele mniej wydajnego od niego człowieka. Koszt zatrudnienia spawacza wynosi dzisiaj w USA 25 dolarów za godzinę. Boston Consulting Group przewiduje tymczasem, że do 2025 r. koszty operacyjne robota spawacza na rynku amerykańskim spadną poniżej dwóch dolarów za godzinę. Z czego będą się utrzymywali dzisiejsi kierowcy ciężarówek, spawacze, kurierzy, ekspedienci sklepowi, budowlańcy czy górnicy, kiedy automaty zabiorą już im wszystkim pracę? Ilu z nich znajdzie zatrudnienie w nowych miejscach, które powstają w zamian za miejsca pracy znikające w wyniku automatyzacji procesów? Zapewne niewielu, ponieważ automatyzacja w pierwszej kolejności wypiera stanowiska wymagające najniższych kwalifikacji, a w zamian za to tworzy stosunkowo nieliczne nowe, wymagające z kolei dużych kompetencji. Ludzie o najprostszych kwalifikacjach i niskiej mobilności zawodowej konkurują więc dziś ze sobą w ramach stale zmniejszającej się puli dostępnych dla nich możliwości zatrudnienia. Wywiera to na nich presję, skutkuje ciągłym spadkiem płac i prędzej czy później w nieunikniony sposób wpycha ich w bezrobocie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nie należy przy tym ulegać wrażeniu, że problem dotyczy rynku pracy jedynie w krajach, w których nasycenie nowymi technologiami jest największe. Swoją konkurencyjność względem automatów sukcesywnie tracą bowiem nie tylko zatrudnieni na rynkach rozwiniętych, lecz także nawet dużo od nich tańsi pracownicy rynków wschodzących. Ośrodek analityczny Stratfor zwraca uwagę, że w zbliżającej się przyszłości może to być jednym z katalizatorów załamania procesu globalizacji, który do tej pory opierał się na korzyściach wynikających z przenoszenia miejsc pracy do krajów o niższych kosztach zatrudnienia. Po co inwestować na drugim końcu świata, skoro taniej będzie postawić zautomatyzowaną fabrykę u siebie? Szczególnie bolesne może to się okazać właśnie dla krajów rozwijających się, dla których niskie koszty pracy są podstawową przewagą konkurencyjną i głównym czynnikiem wzrostu. 

Postęp technologiczny powoduje, że automaty coraz częściej zaczynają nas wyręczać zarówno w pracach fizycznych, jak i w coraz bardziej zaawansowanych czynnościach o charakterze intelektualnym wymagających samodzielnego podejmowania decyzji. Automaty potrafią nie tylko skuteczniej od człowieka zarabiać na wahaniach giełdowych, lecz także na przykład lepiej od niego interpretować zdjęcia radiologiczne czy dawkować leki pacjentom z mniejszym ryzykiem błędu. Mogą nawet wyręczać ludzi w pisaniu informacji prasowych. Używany przez agencję Associated Press program potrafi z suchych danych wyjściowych dotyczących określonego zdarzenia stworzyć spójny tekst. Jego producent w wywiadzie udzielonym magazynowi „Wired” stwierdził, że w perspektywie kilkunastu lat od teraz będzie powstawało w ten sposób ponad 90% newsów.

To wszystko sprawia, że wzrastającej na rynku pracy presji ze strony automatów poddawani są pracownicy o coraz wyższych kwalifikacjach. Naukowcy z University of Oxford twierdzą, że w ciągu najbliższych 10–20 lat z rynku pracy zniknie aż 700 zawodów. Według nich w samych Stanach Zjednoczonych w tym czasie przestanie istnieć z tego powodu aż połowa obecnych miejsc pracy. Nowe zawody, które powstaną w zamian, będą wymagały coraz bardziej wyśrubowanych kwalifikacji, przez co próg wykształcenia potrzebnego do efektywnego wejścia na rynek pracy będzie się stale podwyższał. Już dzisiaj duża część profesji pozwalających utrzymać się na satysfakcjonującym poziomie to zawody, których nie było jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Te zaś, które istniały, np. lekarz czy inżynier, wymagały wtedy zupełnie innych kwalifikacji niż obecnie. Duża część ludzi rodzących się teraz będzie z kolei wykonywała zawody dzisiaj jeszcze nawet nieistniejące. Wszystkim tym, którzy nie będą w stanie podnosić swoich kwalifikacji w tempie odpowiadającym coraz szybciej zmieniającym się potrzebom rynku, zagrozi zepchnięcie na margines i bieda. Im więcej takich osób, tym większe ryzyko, że zamiast kolejnego etapu rewolucji przemysłowej doświadczymy rewolucji, tyle że w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Kto będzie bowiem kupował produkty i usługi wykonywane przez roboty, jeśli prawie nikt nie będzie miał pracy?
 

Czytaj również:

Miłość i praca Miłość i praca
i
rys. Marek Raczkowski
Pogoda ducha

Miłość i praca

Jonathan Haidt

Zepsuty komputer nie naprawi się sam. Musisz go otworzyć i trochę w nim pomajstrować albo zawieźć do specjalisty, żeby go zreperował. Metafora komputera tak bardzo przeniknęła nasze myśli, że czasami postrzegamy ludzi jako komputery, a psychoterapię jako serwis naprawczy albo swego rodzaju przeprogramowanie.

Jednak ludzie nie są komputerami i na ogół stosunkowo szybko odzyskują równowagę – sami, bez pomocy specjalisty – niemal po wszystkich nieszczęściach, jakie ich spotykają. Według mnie dużo trafniejsze byłoby porównanie ludzi do roślin. Podczas ostatnich lat studiów mieszkałem w Filadelfii, w domu z niewielkim ogródkiem. Nie byłem zbyt dobrym ogrodnikiem, a latem dużo podróżowałem, dlatego zdarzało się, że moje rośliny usychały i były bliskie śmierci. Jednak rośliny mają pewną zdumiewającą cechę – dopóki zupełnie nie uschną, w krótkim czasie mogą powrócić do pełni życia, jeśli tylko zapewni się im odpowiednie warunki. Nie sposób naprawić rośliny, można tylko stworzyć jej odpowiednie warunki: zapewnić jej wodę, słońce i żyzną glebę – i czekać. Reszta należy do niej.

Czytaj dalej