Wiedza i niewiedza

Dziewczyny mają głos

Weronika Zimna
Czyta się 4 minuty

I co, feministką też pewnie jesteś? – z ironicznym uśmiechem pyta mnie młody mężczyzna, który już od dłuższego czasu spogląda na mnie z wyraźnym pobłażaniem. A dokładniej od chwili, w której zaczęłam odpowiadać na jego pytanie o działania mojej fundacji.

Zaczynam więc wywód o tym, dlaczego nią jestem, że feminizm rozumiem jako elementarną równość pozycji i szans i że to słowo jest niesłusznie obdarzane samymi negatywnymi konotacjami. Nagle słyszę:

– Masz chłopaka?

Zamurowało mnie, przyznaję. Co też natychmiast wykorzystuje mój rozmówca:

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Wiesz, ja rozumiem, ale młoda jeszcze jesteś, niebrzydka, znajdziesz sobie kogoś. Nie musisz się od razu w takie rzeczy pakować, odpuść sobie, uśmiechnij się, korzystaj z festiwalu.

W tym momencie biorę głęboki oddech.

Po czym ja, 18-letnia wówczas dziewczyna, zaczynam spokojnie wyjaśniać, że moje (nie)posiadanie partnera nie ma najmniejszego związku z działaniami, które podejmuję. Opowiadam mu o tym, że MamyGłos zależy na tym, by każda dziewczyna czuła się bezpiecznie w domu, w szkole, na ulicy i we własnym ciele. I że dziś, niestety, wcale tak nie jest. Tłumaczę, że prowadzę warsztaty aktywizmu czy ciałopozytywności nie z powodu utajonej frustracji i niezaspokojenia seksualnego, lecz dlatego, że chciałabym widzieć wokół siebie dziewczyny, które są pewne siebie, wiedzą, że mogą wszystko, i wspierają siebie nawzajem.

Mężczyzna wysłuchuje tego wszystkiego, przestępując z nogi na nogę. Obrzuca zniesmaczonym spojrzeniem festiwalowe stoisko MamyGłos, udekorowane girlpowerowymi hasłami. Widzę narastającą w nim irytację. Rzuca coś pod nosem, ale potem unosi wzrok i dodaje, że dobrze, tak, tak, dziewczyny powinny się czuć bezpiecznie, dziękuję, do widzenia.

***

Z takimi (ale też znacznie gorszymi) sytuacjami zdążyłam się w moim 19-letnim życiu zetknąć niepokojąco wiele razy. Ale czy w sumie powinnam się temu dziwić? Wystarczy spojrzeć na nasz system edukacji, który w podstawie programowej niewidzialnym atramentem zanotował cel „utrwalanie stereotypów i lekceważenie herstorii”.

Przemoc wobec dziewczyn jest lekceważona na każdym kroku, większość nastolatek (i nastolatków) nie wie, że istnieją jakiekolwiek kobiety prezydentki, a z naukowczyń poznaje tylko Skłodowską-Curie. Kanon lektur zgrabnie wpaja młodemu pokoleniu wzór dzielnego, odważnego chłopca, który przeżywa masę przygód, i kochanej, troskliwej matki, która pakuje kanapki na drogę. O edukacji seksual­nej nie warto nawet wspominać, bo jej po prostu nie ma. Jest straszenie chorobami, ciążą i niesławą oraz wychowywanie do życia w rodzinie (w roli znającej swoje miejsce żony i matki). Popkultura radośnie miesza w głowach i dopełnia dzieła, ukazując kobietę jako obiekt seksualny służący do spełniania pragnień (wszystkich poza jej własnymi).

Jedna z mamygłosek usłyszała kiedyś (w 2015 r. i w całkiem sporym pol­skim mieście), że zamiast męczyć się na fizyce, powinna ugotować chłopcom obiad. A było to już po tym, jak poddano ją testom psychologicznym i sprawdzeniu kompetencji, coby upewnić się, że jako dziewczyna „da sobie radę” z przenosinami do klasy politechnicznej. I po pytaniu, co zamierza po takiej szkole robić: kaski na budowie nosić?

I tym sposobem zebrała się grupa nastolatek, która stwierdziła, że coś tu nie gra i że one się na taki stan rzeczy nie godzą. Postanowiły zmienić świat. I udowodnić mu, że MająGłos.

Od trzech lat uparcie jeździmy po Polsce, głosząc karygodne przekonania – takie jak to, że dziewczyny niekoniecznie muszą najpierw zmienić swoje ciało, by mieć prawo je polubić, lub że mają w sobie dużo mocy i mogą nie wahać się jej użyć. Uparcie powtarzamy, w każdej miejscowości i zakamarku Internetu, że dziewczyny nie muszą wcale być takie, jak ich otoczenie by chciało, że dadzą radę i że w innych dziewczynach mogą mieć wsparcie, a nie konkurencję.

Czasami tylko milknę i oddaję się rozmyślaniom – kiedy to wszystko przestanie być tak strasznie rewolucyjne?

 

Czytaj również:

Jak koliber pokonał potwora Jak koliber pokonał potwora
i
Wangari Maathai, zdjęcie: Martin Rowe (CC BY-SA 2.0)
Marzenia o lepszym świecie

Jak koliber pokonał potwora

Agata Kasprolewicz

Walczyła o prawa człowieka, sadząc drzewa i rzucając klątwy na żołnierzy. Za swój upór została nagrodzona Pokojową Nagrodą Nobla. Oto niezwykła historia Kenijki Wangari Maathai.

Kobiety rozdzierają szaty przed żołnierzami. Nie chcą ich onieśmielić. Rozpinając spódnice, obnażając piersi, rzucają na nich klątwę. Tak głosi afrykańska tradycja. Jeśli mężczyzna podniesie rękę na starszą kobietę, grzeszy jak syn, który bije włas­ną matkę. Kobieta może go przekląć, pokazując mu się nago. Młodzi mężczyźni w mundurach biją pałkami i obezwładniają gazem łzawiącym matki swoich rówieśników, którzy zamiast służyć państwu prezydenta Moi, za polityczne nieposłuszeństwo siedzą w więzieniu. Łatwo do niego trafić w tamtych czasach. Jest rok 1992. Kobiety od kilku dni prowadzą strajk głodowy w parku Uhuru w Nairobi, domagając się wypuszczenia na wolność swoich synów. W parku, którego nazwa w suahili oznacza właśnie „wolność”, ich okrzyki wracają ponurym echem.

Czytaj dalej