Dziewięcioro wspaniałych
i
ilustracja: Igor Kubik
Marzenia o lepszym świecie

Dziewięcioro wspaniałych

Agata Kasprolewicz
Czyta się 17 minut

Byli i są wśród nas tacy przedstawiciele gatunku Homo sapiens, którzy współczucie i empatię podnieśli do najwyższej rangi. To już jest miłość. Bezwarunkowa miłość do bliźniego, której poświęca się całe życie.

DASHRATH MANJHI – Pogromca góry

Rozpacz po utracie ukochanej kobiety może pchnąć mężczyznę w stronę nikczemności lub wielkości. W skądinąd całkiem nieprawdziwej legendzie książę wołoski Vlad III po samobójczej śmierci żony zmienił się w pijącego ludzką krew potwora (tak przynajmniej legendę Drakuli spisaną pod koniec XIX w. przez Brama Stokera wyobraził sobie prawie 100 lat później Francis Ford Coppola). To był przykład nikczemności. Ale już wielki władca muzułmańskiego imperium w Indiach Szahdżahan, na pamiątkę przedwcześ­nie zmarłej ukochanej żony Mumtaz Mahal, wzniósł jedną z najpiękniejszych budowli świata zwaną świątynią miłości Tadż Mahal.

ilustracja: Igor Kubik
ilustracja: Igor Kubik

Znacznie bliższa naszym czasom historia wdowca z Biharu w północno-wschodnich Indiach dowodzi, że nie trzeba być władcą, by z miłości przenosić góry. Dashrath Manjhi był biedakiem urodzonym w najniższej kaście. Po śmierci ukochanej żony własnoręcznie przekuł się przez górę, z powodu której zginęła. I to dosłownie, a nie w przenośni. Wioskę, w której mieszkali, odcinały od świata wzgórza Gehlour. To właśnie po nich szła feralnego dnia Falguni Devi, niosąc mężowi obiad, kiedy przewróciła się i niebezpiecznie potłukła. Najbliższy szpital znajdował się w miasteczku po drugiej stronie góry, a jedyna do niego droga wiodła naokoło na dystansie prawie 60 km. Zmarła, zanim dotarli na miejsce. Wtedy Dashrath Manjhi sprzedał trzy kozy, za które kupił młotek oraz dłuto, i przez kolejne 22 lata, od 1960 do 1982 r., kruszył skały, drążąc w nich drogę. Miejscowi wzięli go najpierw za szaleńca, ale po kilku latach zaczęli przynosić mu jedzenie i wodę, a także nowe młotki i dłuta. W efekcie Dashrath własnoręcznie przebił w skałach nową drogę długą na 110 m, szeroką nawet na 9 m. Odległość do najbliższego szpitala, szkoły, targu z 55 km skróciła się do 15 km. Dzięki temu zyskał przydomek Mauntain Man, czyli Człowiek Góra. Przez władze, które przez lata jego niestrudzonej pracy uparcie odmawiały mu pomocy, został doceniony dopiero po śmierci. W przeciwieństwie do historii o księciu Drakuli ta o Mountain Manie jest prawdziwa. Choć jego dzieło nie jest podziwiane tak jak Tadż Mahal, to droga Dashratha Manjhi pomaga ludziom żyć i można ją nazwać najdłuższym i najtrudniejszym wyznaniem miłości.

MACIEJ ZIMIŃSKI – 2 miliony niewidzialnych rąk

Antek

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Te, co skaczą i kochają
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 465/1954 r.
Wiedza i niewiedza

Te, co skaczą i kochają

Rozmowa z Fransem de Waalem
Agnieszka Fiedorowicz

Święty spokój to pułapka. I w świecie ludzi, i w świecie zwierząt bez stresu nie ma empatii – o zwierzęcych emocjach opowiada prymatolog Frans de Waal.

Agnieszka Fiedorowicz: Niedawno wybrałam się z dziećmi do kina na nową wersję Króla Lwa. Gdy nadszedł moment śmierci Mufasy i mały Simba pochylił się nad ciałem ojca, na sali rozległ się zbiorowy szloch dzieci. Mali widzowie nie mieli problemu ze zrozumieniem, że zwierzęta mają emocje, tak jak my kochają, cierpią i opłakują bliskich. Tymczasem dla wielu dorosłych to trudne.

Czytaj dalej