Bloki są jak my – mamy tyle samo lat. Nawet dziś, jadąc windą w swoim bloku w Berlinie, patrzę na datę jej produkcji i czytam: rocznik 1977. Jesteśmy – z moim retrofuturystycznym falowcem wyglądającym jak statek kosmiczny z Gwiezdnych wojen – rówieśnikami. W innym, warszawskim falowcu przyszedłem na świat
Gdy budowano osiedle Jelonki, z jednej strony mieszkania na 12. piętrze widać było pola kapusty ciągnące się po horyzont, z drugiej – wystawała strzelista sylwetka socrealistycznego Pałacu Kultury. Moją wrażliwość na dźwięki od małego kształtowało przeciągłe wycie syren Fabryki Nowotki, o szóstej nad ranem, i turkot pociągów. Potem doszły do tego tajemnicze bulgotanie w rurach i rzężące kosiarki do trawy. Nic dziwnego, że moje serce natychmiast podbiły słyszane z radia melodie grane na syntezatorach analogowych. Przełom lat 70. i 80. to początki electro-popu i new romantic