Należę do pokolenia Z, ludzi urodzonych między rokiem 1995 a 2010. Bardzo ciężko jest scharakteryzować zarówno nas jako pokolenie, jak i czasy, które nas ukształtowały, bo mamy do nich za mało dystansu – one dzieją się teraz. Jedno jest jednak pewne: są to burzliwe czasy. Świat, w którym dorastamy, jest niepokojący. Nasza młodość przebiegała w cieniu 11 września i jego konsekwencji, czyli szeroko pojętej amerykańskiej walki z terroryzmem, wojen w Iraku i Afganistanie. Zaraz po nich nastąpił kryzys gospodarczy w roku 2008, a już jako nastolatki zetknęliśmy się z kryzysem uchodźczym.
Nie piszę tego wszystkiego, żeby się poskarżyć. Chcę tylko pokazać, że rzeczywistość, w której żyjemy, jest zupełnie inna od rzeczywistości naszych rodziców. Okazało się, że świata wcale nie da się podzielić na tych dobrych z Zachodu i tych złych ze Wschodu, bo zdecydowanie obie strony mają swoje na sumieniu. Do tego ostatecznie doszło do nas, że wielkim korporacjom i bankom raczej nie leży na sercu nasze dobro. Politycy bardziej zajmują się własnymi wewnętrznymi grami o władzę, a nie realizowaniem woli społeczeństwa. Słowem świat, w którym się wychowaliśmy, sprawił, że jesteśmy pierwszym naprawdę postmodernistycznym pokoleniem. Jedną z najważniejszych cech postmodernizmu jest utrata wiary w postęp, w to, że świat z roku na rok staje się coraz lepszy. I to chyba głównie dlatego jesteśmy w stanie tak bardzo zaangażować się w walkę o klimat. Bo przecież zmiany klimatu na Ziemi z powodu wpływu ludzi wykazują dokładnie odwrotną tendencję: z roku na rok jest coraz gorzej, naprawdę gorzej!
Jestem działaczem Młodzieżowego Strajku Klimatycznego – ruchu, który pod różnymi nazwami funkcjonuje teraz na całym świecie. To jeden z najbardziej globalnych i największych ruchów, jakie istniały w historii ludzkości. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego to właśnie my potrafiliśmy zjednoczyć się, ignorując podziały państwowe, kontynentalne, a nierzadko też wielkie różnice polityczne. Bo trzeba w tym miejscu dodać, że zarówno w Warszawie, jak i w wielu innych miastach w Polsce kolektywy strajkowe składają się z ludzi o skrajnie różnych poglądach politycznych. Odpowiedź nie wydaje się prosta.
Po pierwsze, nie było jeszcze sprawy, która dotyczyłaby naprawdę wszystkich tak bardzo, bo choć to może oczywiste, konsekwencje ocieplania się klimatu są dramatyczne. Nie są to cieplejsze lata i lżejsze zimy. Chociaż nie, są to cieplejsze lata i lżejsze zimy, tylko nie znaczy to, że będzie nam coraz przyjemniej. Oznacza to raczej powodzie spowodowane topnieniem lodowców, klęskę urodzaju czy ciągłe pożary, a są to konsekwencje pierwsze z brzegu, bo nie poruszyłem jeszcze tematu migracji spowodowanych tymi zmianami czy potencjalnych wojen o wodę. Nie chcę się tutaj nad tym rozwodzić, bo napisano dużo dobrych książek o zmianach klimatu, które ten temat opisują lepiej, niż ja kiedykolwiek mógłbym. Po prostu wydaje mi się, że mając świadomość tych zmian, ciężko się nie jednoczyć. Bo nie jest to kwestia w żaden sposób polityczna, choć czasem próbuje się ją jako taką przedstawić.
Po drugie, jesteśmy pierwszym pokoleniem naprawdę gotowym poświęcić się dla klimatu. Walka o zatrzymanie globalnego ocieplenia nie jest przyjemna, bo oczywiście, że fajniej jest lecieć na wakacje samolotem, niż jechać pociągiem; oczywiście, że fajniej jest zjeść kotleta, niż go nie zjeść, i że przyjemniej jest pojechać gdzieś samochodem niż rowerem czy autobusem. Naszym rodzicom ciężko jest z tego zrezygnować – to dla nich marzenie, na które pracowali całe życie, oznaka sukcesu, który zawsze chcieli osiągnąć. Dla nas to zbytek, niepotrzebny luksus, który możemy odrzucić. Jesteśmy w stanie poświęcić wiele też dlatego, że te zmiany naprawdę będą nas dotyczyć. To my z naszymi dziećmi będziemy musieli żyć w bunkrach chroniących przed ciągłymi pożarami, uciekać z miast zalewanych przez morze. Nie chcemy tego. Chcemy mieć prawo do normalnego życia i w imię tego prawa się dziś jednoczymy. I dlatego właśnie w nas, młodych, jest energia zmiany.