Po grudniu, marcu i czerwcu można by położyć na stole wrzesień i rozkoszować się jego zapachem (wrzosy, babie lato, radość, że człowiek już swoje lata ma i nie musi iść do szkoły…), gdyby nie to, że Redakcja prosi, aby felieton był tym razem o grzybach. Pan każe, sługa musi – jak trzeba, to nawet grzyby zbierać. Ale sprytny sługa, który nie przepada za grzybami, woli pozbierać przysłowia o grzybach w nadziei, że mu to ujdzie na sucho.
Napracować się przy tym nie sposób, gdyż przysłowia grzybiarskie grzybom nie dorównują, ani smakiem, ani liczbą. Powszechnie znane i naprawdę o grzybach są chyba tylko dwa: „Dwa grzyby w barszcz” i „Lepszy rydz niż nic”. Prócz nich zaś jedno fałszywe: „Czekać jak kania dżdżu”, które w rzeczywistości odnosi się do ptaków, por.: „zauważono, iż kanie pojawiają się chętnie przed deszczem i że ich kwilenie przypomina wyraz »pić«” (J. Krzyżanowski, Mądrej głowie dość dwie słowie).
Mniej znane powiedzenia grzybiarskie to m.in. „Gdzie jeden grzyb, tam i drugi”, „Siedź, grzybie, aż cię kto zdybie”, „Kiedy nie ma ryb, dobry i grzyb”. Można by tę listę wydłużyć, ale i tak nie da się powiedzieć, aby się przysłowia o grzybach mnożyły „jak grzyby po deszczu”.
Więcej jest przysłów o znaczeniu ogólnym, których taki grzybowy profan jak autor tych słów nigdy by nie podejrzewał o związki z grzybobraniem, a które – rzecz godna uwagi – bywają tak rozumiane przez grzybiarzy, np. „Kto pierwszy, ten lepszy”, „Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi”, „Kto szuka, ten znajdzie”. Ostatnie z nich ma jednak rodowód biblijny („Szukajcie, a znajdziecie”), a dwa pozostałe wywodzą się z rzymskiej sentencji Potior est, qui prior est. Ich grzybiarskie korzenie są więc wątpliwe.
Jak widać, jeśli ktoś zamiast potrawki z grzybów zechce zrobić sobie potrawę z przysłów o grzybach, to będzie głodny. Naje się dopiero wtedy, gdy zacznie dobrze znane zwroty nadziewać grzybami, np. „Co dwa grzyby, to nie jeden”, „Dzieci i grzyby głosu nie mają”, „Głodnemu grzyb na myśli”. Współbiesiadnicy mogą zgadywać, jakie to prawdziwe przysłowia kryją się za tym daniem grzybowym, które im zaserwowano.
Zabawa przysłowiami to jeden z głównych sposobów ich użycia w naszych czasach. Dystansując się do tych „mądrości pokoleń”, wykoślawiając je i sprowadzając do absurdu, mamy wrażenie, że jesteśmy bardziej świadomi od naszych przodków, a przy tym inteligentni, twórczy i oryginalni. Jednak jak tu być oryginalnym, gdy np. powiedzenie „Gość w dom, garnek wody do rosołu” ma w sieci kilkaset wystąpień, a „Kto rano wstaje, ten leje jak z cebra” ponad tysiąc? Może więc chodzi tylko o zabawę, zgryw, ubaw, bekę, o to, żeby rechotać się i boki zrywać? A może jeszcze bardziej o wspólny język i wspólnotę pokoleniową (do przedrzeźniania przysłów mają zapał ludzie chyba dość młodzi)? Jeśli tak, to niezbyt się oddaliliśmy od staropolskich gawędziarzy w rodzaju pana Jowialskiego, którzy sypali przysłowiami na każdy temat i każdą okazję, wprawdzie bez intencji parodystycznej, ale z podobnym jak dziś zamiarem stworzenia więzi i poczucia bliskości. Skoro bowiem znamy te same przysłowia, to jesteśmy sobie dość bliscy, prawda?
„Lasy grzybne”, ale „sos grzybowy” – można się dowiedzieć ze słownika. Słownik nie wyjaśnia, jaki jest wrzesień, często kojarzony z wycieczkami na grzyby: grzybny, bo obfitujący w grzyby jak niejeden las, czy jednak grzybowy, choć nie nadaje się do jedzenia? „Po deszczowym lipcu będzie grzybowy wrzesień” – czytam na pewnym forum. „I Wam też życzę […] grzybnego września” – czytam na drugim i myślę, że życie toczy się dziś na forach zupełnie jak w miastach starożytnego Rzymu. Z tą różnicą, że Rzymianin nie mógł się łatwo dowiedzieć, co powiedziano na którym forum i czy w ogóle powiedziano coś, co go interesuje.
Przysłów o wrześniu jest całkiem sporo, proszę wejść na forum i posłuchać. Wśród nich jedno nowe, które może się przyjmie: „Grzybny czy grzybowy wrzesień – wszystko jedno, idzie jesień”.