Pomysł, aby pojazdy były zasilane energią elektryczną, jest dużo starszy, niż się wydaje. Elon Musk i jego słynna Tesla podążają drogą wyznaczoną przez naszych prapradziadków.
Już prawie 200 lat temu, w 1831 r., Szkot Robert Anderson skonstruował pojazd, który wyglądem przypominał powóz, jednak koła wprawiał w ruch mechanizm zasilany przez prymitywną, jednorazową baterię. Maszyna prezentowana na wiejskich pokazach wzbudzała wśród widzów sensację: „Zobaczcie, ludzie! Bez konia, a jedzie!”.
Kolejny Szkot, Robert Davidson, mniej więcej w tym samym czasie stworzył prototyp elektrycznej lokomotywy o nazwie Galvani. Jej próby przebiegły tak skutecznie, że pewnej nocy nieznani sprawcy – prawdopodobnie zwolennicy lokomotyw parowych – zniszczyli „diabelską” maszynę.
Pojazd Andersona był niepraktyczny, a lokomotywa Davidsona wciąż niedoskonała i za droga, lecz szlak do użycia elektryczności jako napędu pojazdów został przetarty.
Największym problemem był ówcześnie brak możliwości ponownego ładowania baterii elektrycznych. Przełom nastąpił w latach 60. XIX w., gdy Francuz Gaston Planté opatentował baterie ołowiowo-kwasowe oparte na ogniwach galwanicznych. Choć prototyp miał wiele wad, umożliwił kolejne próby stworzenia pojazdu zasilanego elektrycznością. Nie rozważano już, czy baterie zastąpią parę i węgiel – pytanie brzmiało: kiedy to nastąpi?
Podczas gdy w Londynie działało już elektrycz