Jak joga, to do Boga
i
Portret Wincentego Lutosławskiego, ok. 1885 r., zdjęcie: Albert Courrier/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Jak joga, to do Boga

Ewa Pawlik
Czyta się 8 minut

Cenił narodowe tradycje, ale było mu w nich za ciasno. Domowy katolicyzm łączył z naukami Wschodu. Poznajcie Wincentego Lutosławskiego, prekursora jogi w Polsce.

Zadbany, wysportowany. Nie pił, nie palił. Był wegetarianinem. Regularnie pościł i uprawiał jogę. Znał biegle osiem języków. Kosmopolita. Żył w kilku krajach Europy. Pisał i wykładał. Zawodowo zajmował się filozofią, karierę i rozgłos zawdzięczał uporządkowaniu dzieł Platona. Wydał książkę o tym, jak podróżować po świecie za grosze. A także podręcznik do jogi.

Brzmi jak opis współczesnego interesującego mężczyzny – sęk w tym, że gdy przyszedł na świat, trwało jeszcze powstanie styczniowe. I nie było ani Polski, ani takich mężczyzn, ani książek o tanim podróżowaniu czy jodze. Wincenty Lutosławski wyprzedzał swoje czasy. I to o kilka epok.

Podróże i melancholia

Urodził się w Warszawie, dorastał w rodzinnym majątku pod Łomżą. Patriotyczne tradycje domu skrzętnie przed dziećmi ukrywano. Ojciec był skonfliktowany z władzami rosyjskimi ze względu na swoje zaangażowanie w powstanie. Z półek zniknęły więc wszystkie polskie książki, które w przypadku rewizji (a te zdarzały się często) mogłyby przysporzyć rodzinie dodatkowych kłopotów. Ale opór trwał w najlepsze

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Święte ruchy
i
zdjęcie: truthseeker08/Pixabay (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Święte ruchy

Erik Davis

Asany mogą być wstępem do praktyki duchowej, ale czy to powód, by uznać, że joga jest religią? Chrześcijańscy radykałowie w Kalifornii sądzą, że tak – i postanowili jej zakazać w świeckich szkołach. 

Swoją praktykę jogi rozpocząłem 12 lat temu w nowo otwartej szkole Yoga Tree w San Francisco. Wychodziłem właśnie z jednego z wygięć w tył (a ściśle mówiąc, z ustrasany, czyli pozycji wielbłąda), kiedy moje umysł-ciało niespodziewanie – przez krótką chwilę – pogrążyło się w niesamowitej, oszałamiającej błogości. Po zajęciach zapytałem o to mojego nauczyciela. Byłem ciekaw, jak zinterpretuje niemal narkotyczny stan świadomości, którego doświadczyłem.

Czytaj dalej