Strach to więcej niż emocja niezbędna do przetrwania. Poza biologią odpowiadają za niego także wyobraźnia i świadomość. Kiedy warto się wystraszyć oraz co najbardziej przepełnia nas lękiem – wyjaśnia w rozmowie z Aleksandrą Pezdą psycholog Michał Olszanowski.
Strach i lęk to dwa różne stany mózgu. Strach odziedziczyliśmy w toku ewolucji po naszych zwierzęcych przodkach, mobilizuje i pozwala nam uciec przed nieoczekiwanym zagrożeniem, takim jak jadący wprost na nas samochód. Ale to tylko jedna emocja, którą upraszczamy w stwierdzeniu: „Boję się”. Inną jest lęk, który ma kontekst społeczny. Nie da się – przynajmniej na razie – wyleczyć go pigułką. Choć tabletek przeciwlękowych używamy powszechnie, nie łudźmy się, że będą one w stanie zwalczyć prawdziwe podłoże naszych wewnętrznych napięć.
Aleksandra Pezda: Dlaczego jedni ludzie boją się bardziej, a inni mniej? Na przykład kontrolerzy ruchu lotniczego przechodzą testy, które mają sprawdzić ich odporność na presję. Są ludzie, którzy te testy przejdą pomyślnie, i tacy, którzy ich nie zaliczą.
Michał Olszanowski: Nie jest oczywiste, dlaczego tak się dzieje. Częściowo decyduje o tym biologia – pewne predyspozycje do reagowania emocjonalnego i lękowego są genetyczne. O tym, czy jesteśmy dzielni, czy raczej się boimy, decydują również nasze doświadczenia: sytuacje, kiedy byliśmy zakochani, zmiany szkół, wypadki, przeprowadzki, relacje, które nawiązaliśmy, doznana przemoc. Wpływ na nas ma także model kulturowej socjalizacji, czyli normy i wzorce, zgodnie z którymi staramy się postępować.
Jak bardzo warunkują nas wychowanie i środowisko? Wiemy na przykład, że powtarzanie dziecku ostrzeżenia: „Nie ufaj nikomu” wyrobi w nim lękowe nastawienie do otoczenia.
Dyskusja na ten temat wciąż jest żywa wśród psychologów, obie strony sporu mają swoje argumenty. Przyjmuje się, że geny stanowią pewien potencjał, który może zostać zrealizowany w mniejszym lub większym stopniu w danym środowisku. Można wyobrazić sobie dziecko, które genetycznie ma większe predyspozycje, by reagować emocjonalnie i zamartwiać się bardziej niż inni, ale dorastało w otoczeniu stosującym skuteczne mechanizmy regulowania emocji, dzięki czemu w przyszłości będzie mniej zestresowane i lękowe. To działa również w drugą stronę: środowisko może zniszczyć odporność na stres każdego potencjalnie odpornego człowieka. Nadopiekuńczość, nadmierna krytyka i kontrolowanie dziecka raczej nie wzmocnią jego zdolności do radzenia sobie z problemami. Na przykład w kulturach patriarchalnych tradycyjny model męskości nie dopuszcza lękliwości, przyzwolenie na nią mają jedynie kobiety. Chłopcy słyszą więc od rodziców: „Chłopaki nie płaczą”. Są trenowani według zasady: „Jest przeszkoda? To ją zwalcz”. W przyszłości, nawet jeśli ich ciało zareaguje stresem, mogą nie rozpoznać jego źródeł. Nie znają też sposobów na rozładowanie negatywnych