Początek końca Początek końca
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Początek końca

Łukasz Kaniewski
Czyta się 3 minuty

Rok 1972 zapisał się w historii techniki komputerowej niezwykłymi wydarzeniami. Atari wprowadził do sprzedaży pierwszą popularną grę komputerową: Pong. Intel wypuścił ośmiobitowy procesor znany jako 8008. Urodził się Evan Williams, założyciel Twittera. Co jeszcze? Może to, że program World3, opracowany przez naukowców z MIT, po tygodniu żmudnych obliczeń doszedł do wniosku, że w roku 2040 rozpocznie się szybki upadek naszej cywilizacji.

Wyniki programu World3 stały się podstawą do publikacji książki Grani­ce wzrostu (ang. Limits to ­Growth) wydanej w 1972 r. przez Klub Rzymski. Była to jedna z najgłośniejszych pozycji początku lat 70. Dowodziła, że ograniczone zasoby, rosnąca populacja i odsuwanie na później problemu odpadów i zanieczyszczeń muszą prowadzić do katastrofy ekologicznej, humanitarnej i gospodarczej. Załamanie się cywilizacji – wyliczył program – wydarzy się, zanim jeszcze zapasy surowców zostaną wyczerpane, w sposób gwałtowny, i wiązać się będzie z kilkakrotnym spadkiem światowej populacji, czyli wyginięciem przeważającej części ludzkości.

Książka odebrana została rozmaicie. W tym okresie zim­nowojenne napięcia nieco zelżały i ludzkość przestała obawiać się wojny jądrowej, stąd niektórzy krytycy twierdzili, że Granice wzrostu wypełniają pustkę po tym zagrożeniu. Utrzymywali, że człowiek taki już jest, że lubi spodziewać się końca świata, więc jeśli bomby przestał się bać, to w zamian wynajdzie sobie jakieś apokaliptyczne proroctwo wyplute przez komputer i nie będzie przez nie spać po nocach, jeść, pić i beztrosko się weselić.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ta myśl jest tylko o tyle traf­na, że rzeczywiście oddalenie zagrożenia trzecią wojną światową mogło mieć wpływ na powstanie raportu Klubu Rzymskiego. Pozwoliło ludziom wreszcie w spokoju po­myśleć o przyszłości ludz­kości, kroczącej nie wojenną, ale pokojową ścieżką. Warto obejrzeć na YouTubie program z roku 1973 australijskiej telewizji ABC, w którym prowadzący, trzymając w rękach kilkumetrowy wydruk z drukarki igłowej, tłumaczy, że „po raz pierwszy w historii ludzkości udało się spojrzeć na świat jak na jeden system. I dostrzec, że Ziemia nie wytrzyma obecnej populacji i wzrostu gospodarczego dłużej niż przez kilka dekad”.

rys. Mieczysław Wasilewski
ilustracja: Mieczysław Wasilewski

Książka Granice wzrostu spotkała się nie tylko z krytyką – wielu wzięło jej przewidywania na poważnie, szczególnie że na jesieni 1973 r. rozpoczął się w USA i kilku innych krajach Zachodu kryzys paliwowy. Jednak z końcem lat 70. okres odprężenia w międzynarodowej polityce się skończył, rozpoczęła się „druga zimna wojna” i zagrożenie konfliktem światowym znów wysunęło się na pierwszy plan.

Nie będziemy tu analizować, dlaczego po upadku żelaznej kurtyny ludzkość nie zjednoczyła się, by stawić czoła wspólnym wyzwaniom, lecz zupełnie o nich zapomniała. W każdym razie sprawa raportu rzymskiego wróciła dopiero na przełomie stuleci. Wpływowy amerykański ekonomista Matthew Simmons w 2000 r. napisał: „Patrząc wstecz, wychodzi na to, że Klub Rzymski miał rację. Straciliśmy 30 lat, ignorując tę pracę”. Granice wzrostu zyskiwały też na zainteresowaniu, w miarę jak coraz bardziej namacalne stawało się zagrożenie zmianami klimatycznymi – choć sam program World3 globalnego ocieplenia nie uwzględniał (wiedza na ten temat była jeszcze bardzo nikła). Był to algorytm dość prosty, rachował zależności pomiędzy pięcioma dynamicznie oddziałującymi na siebie zmiennymi: liczebnością populacji, produkcją żywności, industrializacją, zatruciem środowiska i konsumpcją nieodnawialnych zasobów naturalnych.

Nie ma co jednak brać sobie do serca roku 2040 jako daty początku końca. Zdarzają się wprawdzie naukowcy, tacy jak Graham Turner z University of Melbourne, którzy uważają przewidywania programu za trafne, jednak większość znawców tematu mówi, że prognoza nie sprawdza się i nie może się sprawdzić (chyba że przypadkiem), bo interakcje między planetą a ludzkością są znacznie bardziej skomplikowane, niż przewiduje to algorytm napisany z myślą o komputerze sprzed pół wie­ku. World3 to bardzo wczesny przykład modelowania komputerowego. To, co w raporcie Klubu Rzymskiego jest najważniejsze, to raczej dostrzeżenie ścisłych zależności między ludzkością a planetą oraz próba odejścia od nieskrępowanej eksploatacji Ziemi, traktowania jej jak niewyczerpany skarbiec i nieskończenie pojemny kosz na śmieci w jednym.

Czytaj również:

Planeta szklarnia Planeta szklarnia
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Ziemia

Planeta szklarnia

Aleksandra Kardaś

Czy jutro będzie padać? Czy na wakacje przyda się sweter, czy raczej założymy przewiewne koszulki, jak w zeszłym roku? To typowy zakres zagadnień, którymi interesujemy się na co dzień. Z tej perspektywy trudno nam zauważyć stopniowo następującą zmianę klimatu. Tymczasem w ostatnich kilku dekadach średnie temperatury w Polsce wzrosły już o około 2°, fale upałów stały się normą, przybyło susz i powodzi. Zmiany postępują i przyśpieszają. To nie jest kwestia odległej przyszłości, ale teraźniejszości i najbliższych lat.

1. Światło i ciepło

Na czym polega efekt cieplarniany, najłatwiej pojąć, wchodząc do cieplarni (czyli szklarni) w słoneczny, lecz chłodny dzień. Wewnątrz będzie gorąco. Szklany dach przepuszcza światło widzialne, które jest potem pochłaniane przez podłoże. Dzięki temu podłoże może utrzymywać temperaturę, mimo że jednocześnie wypromieniowuje energię w postaci fal podczerwonych. A tych szkło nie przepuszcza już tak łatwo. Energia gromadzi się w szklarni. Podobnie do szyby działają gazy cieplarniane, np. dwutlenek węgla i metan. Przepuszczają promieniowanie słoneczne, ale zatrzymują ziemskie.

Czytaj dalej