Kurierzy pokoju
i
zdjęcie: Antonio López/Pixabay
Marzenia o lepszym świecie

Kurierzy pokoju

Aleksandra Kozłowska
Czyta się 15 minut

Pamiętajcie o swoim człowieczeństwie i zapomnijcie o całej reszcie – wzywali nobliści i naukowcy w 1955 r., powołując ruch Pugwash, który nieustannie nakłania świat do rozbrojenia. 

To były sekundy. Kiedy 6 sierpnia 1945 r. Amerykanie zrzucili bombę atomową na Hiroszimę, temperatura w mieście natychmiast wzrosła z 27°C do 2980°C. Zniknęło 90% zabudowań, zwęg­lonych ciał nie sposób było zidentyfikować. Bomba o niewinnej nazwie „Little Boy” w jednej chwili zabiła 70 tys. osób. Do 1950 r. liczba ofiar wzrosła do 200 tys. – choroba popromienna przez lata zbierała żniwo.

Gdy Hiroszima obracała się w popiół, w nowomeksykańskim Los Alamos fetowano. Świętowali uczeni, którzy w ramach projektu Manhattan zbudowali tę bombę. Radość dawała im świadomość, że po takim ciosie wspierająca Trzecią Rzeszę Japonia nie ma szans się podnieść.

Nie wszyscy jednak upajali się zwycięstwem. Józef Rotblat, polski fizyk żydowskiego pochodzenia, jeden z ojców „Little Boya” opuścił bazę naukowców już w 1944 r. Nie chciał tam zostać, gdy dowiedział się, że Niemcy jednak – mimo wcześniejszych obaw – nie zdołają wyprodukować w najbliższym czasie bomby atomowej. Poza tym był coraz bardziej przekonany o tym, że dla Stanów nowa broń ma być użytecznym narzędziem dominacji nad Związkiem Radzieckim.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

O Hiroszimie usłyszał w porannych wiadomościach BBC. Był przerażony. Nie spodziewał się, że Amerykanie zrzucą bombę na ludność cywilną. „[…] bomba rozszczepieniowa to dopiero początek. Wiedziałem, co robią w Los Alamos Edward Teller [węgiersko-amerykański fizyk jądrowy – przyp. A.K.] i Stanisław Ulam [polski i amerykański matematyk – przyp. A.K.]. Konstruowali bombę wodorową o tysiąckrotnie większej sile. Zrozumiałem, że jeśli rozpocznie się wyścig zbrojeń i zostanie użyta ta tysiąckrotnie silniejsza bomba, zginie nie tylko pojedyncze miasto takie jak Hiroszima, ale cała ludzkość jest zagrożona” – wspominał 50 lat później w wywiadzie udzielonym Katherine Thompson dla British Library.

Atomu jednak nie porzucił. Jeszcze przez dwa lata po Hiroszimie pracował przy projekcie budowy bomby, tym razem brytyjskim. Ale nie ukrywał przed opinią publiczną złych stron energii atomowej, przeciwnie – wielokrotnie publicznie przed nią ostrzegał. W 1948 r. porzucił pracę dla wojska i zajął się medycyną nuklearną – razem z lekarzem RAF-u George’em Ansellem badał przydatność jodu I-131 w leczeniu nowotworów. W kolejnym roku został szefem Wydziału Fizyki w Kolegium Medycznym przy Szpitalu św. Bartłomieja w Londynie. Placówka ta pierwsza w Anglii stosowała w leczeniu (np. raka) promieniowanie rent­genowskie. Skupienie się na nowej działalności pomagało Rotblatowi choć odrobinę uspokoić wyrzuty sumienia.

Niezrównane szaleństwo człowieka

Raz wypuszczonego dżina nie można już było jednak powstrzymać. Dziewięć lat po Hiroszimie, 1 marca 1954 r. na atolu Bikini w ramach próby eksplodowała bomba wodorowa „Shrimp”. Wybuchła z siłą 15 megaton (zamiast przewidywanych 4–5). Chmura odpadów promieniotwórczych skaziła obszar o powierzchni 18 000 km², przyniosła choroby i śmierć 20 tys. nieświadomym niczego mieszkańcom okolicznych wysepek. Mimo że Amerykanie próbowali ukryć konsekwencje wybuchu „brudnej bomby”, świat się o nich dowiedział, m.in. dzięki Rotblatowi. O grozie nowej broni opowiedział w programie telewizyjnym, w którym wystąpił także Bertrand Russell – filozof, matematyk, pacyfista, dla którego broń jądrowa była „kombinacją niezrównanej zdolności i niezrównanego szaleństwa człowieka”. Nie miał wątpliwości, że trzeba ją zniszczyć, a testów zakazać.

Naukowców połączyły poglądy, potem także przyjaźń. Rotblat został jednym z 11 sygnatariuszy tzw. manifestu Russella–Einsteina skierowanego do naukowców całego świata i ogłoszonego w Londynie w 1955 r. W odezwie, którą podpisali uczeni (w zdecydowanej większości nobliści) – m.in. Leopold Infeld, Frédéric Joliot-Curie, Cecil F. Powell i, tuż przed swoją śmiercią, Albert Einstein – ostrzegano przed bombą wodorową i apelowano o zjednoczenie się w działaniach na rzecz rozbrojenia świata. Russell – współautor apelu – podkreś­lał, że mimo różnic poglądowych antagonizmy między Wschodem a Zachodem nie mogą być rozstrzygane metodą konfliktu zbrojnego. Istnieje przecież szansa na postęp w szczęściu, wiedzy i mądrości. Czyż nie warto postawić na nią, a nie na powszechną śmierć? „Jako ludzie apelujemy do ludzi: pamiętajcie o swoim człowieczeństwie i zapomnijcie o całej reszcie” – wzywali sygnatariusze. Przekonywali, by w rozwiązywaniu kwestii spornych zawsze szukać metod pokojowych.

Proklamacja wzbudziła spory odzew; pisały o niej wszystkie zachodnie media, również dlatego, że traktowana była jako testament Alberta Einsteina. To właśnie z tego manifestu dwa lata później wykluł się ruch Pugwash.

Zatrzymać mroczny wyścig

Po publikacji do Russella zaczęły napływać setki listów. Nadawcą jednego z nich był Cyrus Eaton, Kanadyjczyk mieszkający w USA, milioner zarabiający m.in. na stali i kolejach, a także filantrop. Zaproponował zorganizowanie debaty naukowców w swojej rodzinnej miejscowości Pugwash w Nowej Szkocji. Podobny pomysł zgłosili miliarder Aristotelis Onasis, który zapraszał naukowców na jeden ze swoich statków, jak również premier Indii Jawaharlal Nehru proponujący, by konferencja odbyła się w New Delhi. Ta ostatnia oferta wydała się Russellowi i Rotblatowi, który w tamtych latach blisko współpracował z brytyjskim filozofem, najbardziej prestiżowa, jednak jej realizację uniemożliwił konflikt o Kanał Sueski, rozpoczęty w październiku 1956 r.

W nowej sytuacji dotarcie do Indii drogą morską stało się niemożliwe, a dowiezienie zachodnich uczestników okrężną trasą byłoby bardzo trudne. Zapadła więc decyzja, że pierwszy zlot naukowców dla pokoju odbędzie się w Pugwash. W ten sposób – trochę przez przypadek – położona nad Cieśniną Northumberland skromna rybacka wieś i jej nazwa (w języku Mikmaków, rdzennych mieszkańców rejonu Pugwash, oznacza „płytką wodę”) na zawsze została związana ze światowym ruchem na rzecz pokoju.

Na kilka dni lipca 1957 r. położona w wiosce letnia posiadłość Eatona, zwana Thinkers Lodge (Domek Myślicieli, w 2008 r. wpisany na listę historycznego dziedzictwa Kanady), zmieniła się w forum wymiany myśli, w którym wzięło udział 22 intelektualistów z obu stron żelaznej kurtyny. Reprezentowali USA, ZSRR, Kanadę, Chiny, Japonię, Australię, Wielką Brytanię, Francję, Austrię i Polskę (Józef Rotblat zaprosił swojego przyjaciela, fizyka Mariana Danysza). Uczestnicy zjazdu dyskutowali o zagrożeniach powstających po użyciu energii atomowej w czasie wojny i pokoju, kontroli broni jądrowej i społecznej odpowiedzialności naukowców. Wspólne, mniej oficjalne aktywności, np. gra w krokieta, były tak samo istotne jak sesje plenarne – służyły nawiązywaniu znajomości i swobodnej wymianie poglądów.

Bertrand Russell w spotkaniu nie wziął udziału – nie pozwoliło na to zdrowie 85-latka. Powitał jednak gości nagraniem: „Nie reprezentujemy tu nikogo poza sobą i własnymi sumieniami”. Piękna, choć nieco naiwna deklaracja. Trwała przecież zimna wojna, w Stanach dopiero co skończyła się era makkartyzmu. Badania nad bronią nuklearną prowadziły USA, Wielka Brytania, ZSRR. Ten, kto przodował w tym mrocznym wyścigu, panował nad światem. Z kolei kto „siadał z radzieckimi naukowcami i rozmawiał o rozbrojeniu oraz pokoju, traktowany był jak człowiek ZSRR”. To mocne stwierdzenie nie było pozbawione podstaw. Podczas pierwszego spotkania w Pugwash Józef Rotblat zauważył, że Władimir Pawliczenko, tłumacz delegacji radzieckiej, ma imponującą wiedzę o Kanadzie, co wydało mu się podejrzane. I rzeczywiście – Pawliczenko okazał się człowiekiem KGB. Od tamtej pierwszej konferencji służby specjalne Wschodu i Zachodu już stale interesowały się obradami naukowców (zresztą po jakimś czasie wyszło na jaw, że również jeden z fizyków pracujących w Los Alamos nad bombą wodorową, Klaus Fuchs, był radzieckim szpiegiem).

Ponad podziałami

Mimo wszystko nie ma wątpliwości, że pierwsze spotkanie w Pugwash było rewolucją. W tamtym zimnowojennym czasie jakiekolwiek rozmowy naukowców z USA, ZSRR, Chin i Zachodu o broni jądrowej były nie do wyobrażenia; sama myśl o takim wspólnym stole była czymś podejrzanym. Pewnie m.in. z tego powodu naczelną zasadą ruchu Pugwash stała się tajność obrad. Do dzisiaj uczeni i zaproszeni przez nich goście spotykają się na dorocznej konferencji międzynarodowej oraz tysiącach mniejszych warsztatów i sympozjów. Za każdym razem uczestnicy wyrażają tylko własne zdanie – i znają je wyłącznie pozostali rozmówcy. To pozwala na otwarty dialog. Tematy oraz konkluzje są oczywiście potem przekazywane do rządowych think tanków, jednak nie jako publiczne informacje, ale jako poufne dane naukowe. Do prasy trafiają zaledwie krótkie komunikaty podsumowujące zjazd.

Pionierskie spotkanie w Pugwash zakończyło się oświadczeniem, w którym naukowcy ostrzegali przed wojną jądrową. Jej pokłosiem – jak pisali – byłaby śmierć setek milionów ludzi i skażenie ogromnych obszarów Ziemi. Zdając sobie sprawę z faktu, że wycofanie się z wyścigu zbrojeń jest nierealne, uczeni wezwali do zawieszenia testów nuklearnych. Oświadczenie zostało wysłane do prezydenta USA, przywódcy ZSRR, premiera Wielkiej Brytanii oraz innych polityków. Chodziło o zaangażowanie wszystkich stron. Dlatego ruch przyjął oficjalną nazwę: Konferencja Pugwash w sprawie Nauki i Problemów Światowych.

Spotkania Pugwash organizowano również w Polsce. Szumnie je zapowiadano, bo dla władz krajów socjalistycznych zlot ludzi nauki z całego świata był powodem do dumy i pożywką dla propagandy. Walka o pokój, walka o rozbrojenie – to były przecież obowiązkowe hasła na ówczes­nych pierwszomajowych transparentach. Także w naszym kraju konferencje stwarzały okazję do inwigilacji środowiska naukowego przez służby specjalne. Józef Rotblat i prof. Maciej Nałęcz, organizator spotkania Pugwash w Warszawie w 1982 r., zdawali sobie z tego sprawę, uważali jednak, że w imię pokoju warto zapłacić tę cenę.

Warszawska konferencja odbyła się w ostatnim tygodniu sierpnia 1982 r., w środku stanu wojennego. Od początku budziła kontrowersje. Światowe organizacje naukowe próbowały odwieść Pugwash od obradowania w Polsce, by nie sankcjonować działań reżimu; zachodnie gazety nazwały warszawskie spotkanie przysługą zrobioną dyktaturze. Jednak organizatorzy postawili na swoim. Być może, planując konferencję, mieli nadzieję, że przypadnie ona już na spokojniejszy czas – tak jednak się nie stało. Podczas gdy uczeni świętowali w stolicy 25-lecie ruchu Pugwash, w wielu miastach Polski odbywały się demonstracje z Solidarnością na transparentach. W Lublinie milicja zabiła trzech manifestantów, 11 osób zostało rannych, a około 5 tys. protestujących w całej Polsce trafiło do aresztu.

Niespodziewanie mocnym komentarzem do protestów stał się przemycony przez kanadyjską delegację list noblisty Andrieja Sacharowa, uwięzionego w ZSRR za walkę o prawa człowieka. Sacharow był współtwórcą wodorowej „Car-bomby”, po której wybuchu w 1961 r. z mapy zniknęła wyspa w syberyjskim archipelagu Nowej Ziemi. Apelował do uczonych, by walka o rozbrojenie nuklearne toczyła się równolegle z walką o prawa człowieka. Przypomniał, że w czasie gdy uczeni z Pugwash deliberują z delegacją radziecką, w ZSRR są łamane prawa obywatelskie, a dysydentów torturuje się i pozbawia wolności. Prosił uczestników zjazdu, aby otwarcie wypowiedzieli się w obronie więźniów sumienia. Nie udało się – list Sacharowa nie pojawił się w oficjalnym porządku obrad.

Zwolennicy spotkania tłumaczyli oponentom, że Pugwash jest organizacją niezależną i apolityczną. Tok myślenia Rotblata i ówczesnego zarządu Konferencji trafnie oddał Bernard T. Feld, fizyk z projektu Manhattan i szef amerykańskiej grupy Pugwash w 1982 r., który w liście wysłanym do „New York Timesa” wyjaśniał: „Rozumiemy »kompleks Samsona« niektórych naszych kolegów, a nawet sympatyzujemy z nim. Ale będziemy nadal postępować w myśl rady Winstona Churchilla, że lepiej gadać, gadać, gadać, niż bojować, bojować, bojować”.

Kanał porozumienia

Tom Milne, asystent Józefa Rotblata w latach 90., w jednym z wywiadów nazwał swojego szefa moralnym, idealistycznym wizjonerem. Przypomniał przy tym, że za każdym razem, gdy twórcę Pugwash oskarżano o naiwność, ten spokojnie odpowiadał, że rozmowa to jedyny sposób, by ludzkość przetrwała. Że trzeba robić wszystko, co możliwe, w dążeniach do likwidacji całej broni nuklearnej na świecie. Nie do każdego przemawiała ta argumentacja. Brytyjscy konserwatyści przeświadczeni, że ruch służy interesom ZSRR, mieli trochę racji. W trakcie zimnej wojny radzieccy agenci inwigilujący spotkania pugwashowców starali się wzmacniać krytykę wobec USA i reszty Zachodu oraz ich podejścia do wyścigu zbrojeń. W 1980 r. został ujawniony raport, z którego wynikało, że Pugwash był wykorzystywany przez delegatów z ZSRR do promowania sowieckiej propagandy.

Mimo to ruch miał niekwestionowany wpływ na historię rozbrojenia. Tom Milne stwierdził: „To był wyjątkowy kanał porozumiewania się między Wschodem a Zachodem w czasie ostrej wojny, zimnej wojny. Nieformalna wymiana bardzo ważnych formalnie informacji. Naukowcy byli czasem kimś w rodzaju kurierów pokoju, a czasem po prostu, jako doradcy polityków, wpływali na nich, dlatego to zawsze musieli być ludzie z najwyższej półki, nobliści, geniusze w swoich dziedzinach, tak jak długoletnia prezydent Pugwash Dorothy Hodgkin”.

Urodzona w Kairze angielska biochemiczka – przez lata bliska znajoma Russella – przewodziła ruchowi Pugwash przez ponad dekadę, dłużej niż ktokolwiek przed nią. Stanowisko prezydentki objęła, mając 66 lat, zrezygnowała dwa lata przed osiemdziesiątką, jednak nawet później – już poruszając się tylko na wózku inwalidzkim – uczestniczyła w spotkaniach naukowców. Honorowana (głównie przez władze Związku Radzieckiego oraz innych krajów komunistycznych) za swoją działalność pokojową, była jednocześnie trzecią kobietą w historii, po Marii Skłodowskiej-Curie i jej córce Irene, która otrzymała Nobla w dziedzinie chemii. Jej zasługą było ustalenie (za pomocą promieniowania rentgenowskiego) budowy penicyliny, witaminy B12 oraz insuliny. Poza pracą badawczą zajmowała się prowadzeniem zajęć dla studentów – jedną z jej ulubionych uczennic była Margaret Roberts (później Thatcher), przyszła premierka Wielkiej Brytanii. Gdy jeszcze na studiach przychodziła na lunch do domu swojej wykładowczyni, mogła spotkać tam socjalistów, noblistów czy przyszłych przywódców krajów afrykańskich – ci akurat byli zapraszani przez Thomasa Hodgkina, męża Dorothy, eksperta ds. Afryki.

Swojego Nobla Hodgkin odebrała, mając 54 lata. W tym samym wieku Thatcher została premierką Wielkiej Brytanii. Politycznie stały na zupełnie różnych biegunach. Hodgkin – przez całe życie zwolenniczka Partii Pracy, za bliskie związki z Partią Komunistyczną ukarana czasowym zakazem wjazdu do USA, odwiedzająca Chiny i Wietnam, odznaczona Orderem Pokoju Lenina. Thatcher – Żelazna Dama, uosobienie bezdusznego kapitalizmu. Mimo różnic światopoglądowych zawsze darzyły się wzajemnym szacunkiem. Thatcher w swoim gabinecie premiera przy Downing Street 10 miała nawet zdjęcie dawnej nauczycielki. Ich relacja była właśnie tym, na czym tak bardzo zależało ruchowi Pug­wash: porozumieniem ponad podziałami.

Science diplomacy – międzynarodowa współpraca naukowa, którą zapoczątkował Pugwash – to współcześnie popularna droga wywierania wpływu na rządzących. Dopiero po latach wiadomo, jak istotną rolę w powojennym świecie odegrali członkowie tego ruchu. Tajemniczy, unikający rozgłosu „kurierzy pokoju” działali aktywnie m.in. na rzecz Układu o Zakazie Prób Broni Nuklearnej w Atmosferze, Przestrzeni Kosmicznej i pod Wodą podpisanego przez USA, Wielką Brytanię i ZSRR w 1963 r., a więc niedługo po kryzysie kubańskim, podczas którego wojna atomowa wisiała na włosku. Wiadomo też, że to dzięki pugwashowcom doszło do negocjacji między USA a Wietnamem Północnym.

Działacze ruchu mieli także swój udział w rokowaniach między USA a ZSRR w sprawie SALT1 i SALT2 – przełomowych układów o ograniczeniu zbrojeń strategicznych przez oba mocarstwa. W 1990 r. Solomon Zuckerman, doradca naukowy rządu brytyjskiego w latach 1960–1971, przyznał, że presja wywierana na polityków przez Pugwash i opinię publiczną w dużym stopniu wpłynęła na zawarcie układów kontrolujących zbrojenia. Również Michaił Gorbaczow mówił, że rola naukowców idealistów w ograniczeniu zimnej wojny jest nie do przecenienia.

Spory o Pugwash

W 1995 r., w 50. rocznicę zbombardowania Hiroszimy, ruch Pugwash i jego współtwórca Józef Rotblat zostali uhonorowani Pokojową Nagrodą Nobla w uznaniu misji „zmniejszenia roli broni jądrowej w polityce międzynarodowej i, w dłuższej perspektywie, wyeliminowania takiej broni”. Ale i tutaj nie obyło się bez kontrowersji. Po pierwsze dlatego, że spodziewano się, iż Nobla otrzyma brytyjski premier John Major za doprowadzenie do pokoju w Irlandii Północnej. Po drugie Rotblat był właściwie nieznany.

Nawet w Polsce, kraju nieobfitującym przecież w noblistów, informacja o nagrodzie dla polskiego naukowca przeszła bez większego echa. „Gazeta Wyborcza” napisała o nim jako o angielskim fizyku urodzonym w Łodzi, a publicysta dziennika Dawid Warszawski nie krył oburzenia – uważał, że pokojowego Nobla powinien dostać Siergiej Kowalow, były radziecki dysydent sprzeciwiający się wojnie w Afganistanie: „Pokojowi zagrażają dziś nie głowice atomowe, lecz czołgi: irackie w Kuwejcie, serbskie w Sarajewie, rosyjskie w Groznym”.

Orędownicy fajki i pokoju, nobliści Bertrand Russell i Albert Einstein apelowali we wspólnym manifeście, by naukowcy wszystkich krajów połączyli się i razem pracowali na rzecz rozbrojenia świata; zdjęcia: Bettmann/Contributor/Getty Images
Orędownicy fajki i pokoju, nobliści Albert Einstein i Bertrand Russell apelowali we wspólnym manifeście, by naukowcy wszystkich krajów połączyli się i razem pracowali na rzecz rozbrojenia świata; zdjęcia: Bettmann/Contributor/Getty Images
Orędownicy fajki i pokoju, nobliści Albert Einstein i Bertrand Russell apelowali we wspólnym manifeście, by naukowcy wszystkich krajów połączyli się i razem pracowali na rzecz rozbrojenia świata; zdjęcia: Bettmann/Contributor/Getty Images
Orędownicy fajki i pokoju, nobliści Albert Einstein i Bertrand Russell apelowali we wspólnym manifeście, by naukowcy wszystkich krajów połączyli się i razem pracowali na rzecz rozbrojenia świata; zdjęcia: Bettmann/Contributor/Getty Images

Nobel niewiele zmienił, podobnie jak krytyka, która po jego przyznaniu spadła na Pugwash i jego twórcę. Rok po nagrodzie fizyk napisał o ruchu: „Spotykamy się od czasu do czasu, aby znaleźć drogi i sposoby zaspokojenia wyrzutów sumienia”. Bomba zrzucona na Hiroszimę do końca życia nie dawała mu spokoju. Proponował więc wprowadzenie etycznych zobowiązań dla naukowców zabraniających im udziału w pracy nad technologiami mogącymi stanowić zagrożenie dla świata. Zgłosił też pomysł przysięgi (na wzór Hipokratesowej), którą uczeni składaliby po ukończeniu studiów, deklarując, że będą dokładnie badali skutki nowych technologii dla bezpieczeństwa ludzkości.

Józef Rotblat zmarł w 2005 r., ale Konferencja Pugwash w sprawie Nauki i Problemów Światowych działa do dziś i gromadzi kilka tysięcy naukowców z całego świata. Każdy, kto choć raz uczestniczył w spotkaniu organizacji, uważany jest za pugwashowca. Ruchem zarządza

28-osobowa Rada powoływana na pięć lat, sześcioosobowy Komitet Wykonawczy wspomaga sekretarza generalnego. Obecnie jest nim Włoch Paolo Cotta Ramusino – fizyk, pracownik włoskiego Narodowego Instytutu Fizyki Jądrowej i członek International Institute for Strategic Studies. Funkcję prezydenta pełni Brazylijczyk Sérgio Duarte, były podsekretarz ONZ ds. rozbrojenia oraz dyplomata.

Pugwash wciąż jest ważnym głosem w dyskusji o rozbrojeniu, czego dowodem może być pierwsza zagraniczna (w Pradze) przemowa prezydenta USA Baracka Obamy w 2009 r., podczas której powiedział, że marzy o świecie bez broni jądrowej i publicznie uznał manifest Russella–Einsteina oraz ruchu Pugwash za własny program polityczny. Ruch podkreśla jednak, że dzisiaj do tematów, którymi zajmują się jego członkowie, należą nie tylko kontrola broni masowego rażenia, lecz także nowe technologie, nauka o klimacie czy etyczne obowiązki uczonych.

W lutym 2022 r., dwa dni po ataku Rosji na Ukrainę, Pugwash opublikował na swojej stronie oświadczenie podpisane przez prezydenta ruchu i sekretarza generalnego. Zostało w nim podkreślone, że ta pierwsza od ponad 50 lat znacząca rosyjska interwencja wojskowa w Europie budzi bardzo poważne zaniepokojenie całego świata. Zarząd Konferencji nie ma wątpliwości, że wszelkie ataki na Ukrainę trzeba powstrzymać. Jednocześnie Pugwash zaleca „uznanie autonomii regionu Donbasu na Ukrainie w zakresie samorządności i tożsamości językowej oraz uznanie Krymu za część Federacji Rosyjskiej”, a po wyjściu rosyjskich wojsk z Ukrai­ny zniesienie sankcji gospodarczych wobec Rosji. Ukraina ma pozostać neutralna, nie powinna zabiegać o członkostwo w NATO. Zamiast tego ważne jest, by zostały ustanowione dla niej gwarancje bezpieczeństwa międzynarodowego.

W swoim oświadczeniu Pugwash zwraca się do wszystkich stron o powrót do dyplomacji. Zgłasza też gotowość do pomocy w prowadzeniu dialogu zarówno na poziomie oficjalnym, jak i nieoficjalnym. Być może więc nawet teraz, gdy piszę te słowa, toczą się tajne rozmowy pokojowe z udziałem pugwashowców. Mam wielką nadzieję, że jesienią, gdy będą Państwo czytać ten numer „Przekroju”, wojna w Ukrainie zostanie już zakończona. I nieważne, czy przyczyni się do tego Pugwash, czy inna organizacja. Liczy się pokój. I nasze człowieczeństwo.

 


Cytaty z wypowiedzi Józefa Rotblata (i nie tylko jego) przytaczam za: Marek Górlikowski, Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój (wyd. Znak, Kraków 2018). Cytuję także: artykuł Pawła Smoleńskiego Lepiej być czerwonym niż martwym. Józef Rotblat, współtwórca pierwszej bomby atomowej, znalazł się na liście wrogów USA, który ukazał się w dodatku do „Gazety Wyborczej” – „Ale Historia”; artykuł Dawida Warszawskiego Co widać Oslo, opublikowany w „Gazecie Wyborczej”; artykuł Janusza Komendera, Życie i działalność profesora Józefa Rotblata („Nauka” 2021, nr 3) oraz materiały ze stron: pugwash.org (w tłumaczeniu autorki), upwikipl.top/wiki/pugwash_conferences_on_science_and_world_affairs i strony ptsp.pl/manifest-russela-einsteina (tłum. Ewa Nosarzewska).

 

 

Czytaj również:

Skąd się biorą wojny?
i
"Metellus", Armand-Charles Caraffe, pomiędzy 1793 r. a 1805 r., Ermitaż/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Skąd się biorą wojny?

Tomasz Wiśniewski

Popularne wyjaśnienia są trzy. Pierwsze: wszelkie konflikty biorą się z rywalizacji o terytorium i zasoby. Drugie: stoi za nimi nasza wrodzona skłonność do agresji. Trzecie: to wina męskości i patriarchatu. Czy którąkolwiek z tych teorii możemy uznać za w pełni przekonującą?

Słynny historyk Arnold J. Toynbee stwierdził, że najogólniejszą przyczyną upadku wszelkich cywilizacji w ostatnich czterech czy pięciu tysiącleciach był militaryzm. Około 2350 r. p.n.e., dzięki podbojom Lugalzagesiego z sumeryjskiego miasta-państwa Umma, pojawił się pierwszy organizm polityczny o charakterze imperialnym. Już wtedy wydarzenia następowały zgodnie ze schematem, który potem wielokrotnie obserwowano w historii ludzkości. Podbijanie kolejnych terenów oraz ich kontrola wymagają ogromnego i nieodwracalnego wydatku energii. Droga ekspansji i przemocy prędzej czy później prowadzi do samozagłady.

Czytaj dalej