
Ekstremalnie zatłoczone i przeciążone miasta już sobie nie radzą. Pilnie potrzebują naszej pomocy. Pora na nową strategię – radykalną łagodność wobec świata, jaki budujemy.
W maju 1940 r. Jane Jacobs napisała artykuł o studzienkach kanalizacyjnych w Nowym Jorku. Czule nazywała je „haftkami i guzikami miasta” – były to okrągłe i kwadratowe pokrywy ze stali rozmieszczone wzdłuż ulic i biegnących pod nimi ciągów kanalizacji, kabli tramwajowych oraz korytarzy poczty pneumatycznej przesyłającej skrzynki z listami. Każda ze studzienek miała unikatowe oznaczenie i zdobienia, które takim „miejskim botanikom” jak Jacobs sprawiały radość. Ta podziemna i, wydawałoby się, beznamiętna strona miasta wzbudzała jej zachwyt.
Każdy tekst Jane Jacobs (1916–2006) to mała lekcja miłości do wielkiego miasta, które większość z nas traktuje jak anonimową kolubrynę zarządzaną przez smętnych urzędników i chciwych biznesmenów. Jacobs udowodniła, że miasto jest sprawą osobistą. Jest moje i twoje. Może być takie, jakiego zapragniemy. Zostanie zawłaszczone przez dużych i cwanych, jeśli im na to pozwolimy. Może być dla nas codziennym rajem albo uciążliwym koszmarem. A przede wszystkim – miasto żyje, zmienia się i działa. Dopóki istnieje, dopóty może stawać się lepsze.
Jane Jacobs, sympatyczna okularnica, w Toronto czy Nowym Jorku była pedestrianką – przedstawicielką pieszych, najbardziej ignorowanego gatunku urbanistycznego, obywatelką wąskiego chodnika. Matką z wózkiem, dla której pokonywanie przestrzeni miasta było przeprawą, ale też rozkoszą wnikliwego obserwatora. Widziała, jakie formy życia rozkwitają, która dzielnica dobrze prosperuje, a która zionie martwą pustką. Urbaniści z a k ł a d a j ą, że ich plan się ziści. Jane w i e d z i a ł a, jak jest.
Nie miała oficjalnego tytułu, funkcji ani wykształcenia, które dałyby jej prawo do rozpętania batalii o szczęśliwsze, zdrowsze miasto. Nie były jej potrzebne, nie są też potrzebne nam, by w swoje ręce wziąć chodniki, parkingi i skwery. Jane Jacobs kochała miasta i fascynowała się nimi tak jak David Attenborough kocha przyrodę. Badaniu miejskich organizmów poświęciła dziesiątki lat, wyzywała na pojedynek ważnych urzędników. Pozostawiła nie tylko świetne diagnozy i trafne przewidywania. Najważniejsze, że pokazała nam drogę do galaktyki wyobraźni i udowodniła, że mamy prawo tworzenia miasta, jakie nam się marzy. Czas, byśmy