
Jakim cudem polscy lotnicy są od dekad najlepsi na świecie w lataniu precyzyjnym i rajdowo-nawigacyjnym? I jakim cudem od lat prawie nikt nic o tym nie wie?
Barak, w środku wyłożony boazerią z PVC, dwa fotele ze sklejki z żółto-brązowymi welurowymi oparciami, biurowe krzesło na kółkach ustawione przy stole z trzaskającą co chwilę radiostacją – „Papa, Oscar, Quebec”. Na ścianie kalendarz z roznegliżowaną panią reklamującą śruby. Na fotelu, odganiając ręką osy krążące przy pączkach, siedzi blisko 60-letni, niewysoki mężczyzna z brzuszkiem, siwym wąsem i równie siwą, przerzedzoną na czole fryzurą. Ubrany w wyciągnięty T-shirt ze stylizowanym na logo Top Gun napisem „Top Dad”.
To prawdopodobnie najbardziej utytułowany sportowiec w Polsce. Janusz Darocha – pilot, specjalista od latania precyzyjnego oraz rajdowo-nawigacyjnego. Jak mówi, ma „36 albo 37 medali na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy”. Nie może się doliczyć. Uznawana za polską sportsmenkę wszech czasów Irena Szewińska zdobyła 17 medali olimpijskich i mistrzowskich.
Obok baraku na lotnisku Michałkowo pod Ostrowem Wielkopolskim, na którym Darocha pełni dyżur Straży Leśnej, stoi wrak samolotu Wilga, w którym on i jego koledzy hurtowo zdobywali medale w latach 80. Pozbawiony nosa, bez śmigła, z częściami silnika walającymi się po kabinie. Aż chciałoby się napisać: idealny obraz polskiego lotnictwa sportowego. Ale byłaby to nieprawda.
Od roku 1983 do 1999 Polacy ani razu nie oddali złota mistrzostw świata w lataniu precyzyjnym (rozgrywanych co dwa lata), zdarzyły się edycje, w których zajmowali całe podium. Podobnie wyglądają tabele wszech czasów w lataniu rajdowo-nawigacyjnym. I nic się