Uwaga, uwaga! Tylko u nas! Nasz niezastąpiony biolog-reporter Tomasz Sitarz rozmawia z maślakiem sitarzem. Skromny grzyb okazuje się nie lada mędrcem i daje gatunkowi Homo sapiens kilka bezcennych rad.
Latem wybrałem się ze znajomymi na biwak. Dzień po przyjeździe obudziłem się wcześnie, by przespacerować się po okolicy i nazbierać kurek do śniadania. Ambaras w tym, że okulary zostawiłem w namiocie, a bez nich mam problem z odróżnianiem gatunków. Byłem jednak zdeterminowany i po omacku nazbierałem garść kapeluszników, po czym wróciłem do obozu.
Przyjaciele, wciąż w objęciach Morfeusza, nie skorzystali z mojej oferty śniadaniowej, więc grzybową tofucznicę zjadłem sam. Po jej efektach rozpoznałem, że przypadkiem zebrałem grzyby z rodzaju Psilocybe. Nie wytrąciło mnie to jednak z równowagi – dałem się ponieść psylocybinowej pieśni. Gdzie byłem i co widziałem, tu opowiem. O ile starczy mi słów.
*
Ziemia zaczęła drżeć, a raczej mieszać się i wić, jak gdyby pod jej powierzchnią oddychała ogromna wężowata istota. Spomiędzy mchów i listowia wydobywał się pomruk i chemiluminescencyjny blask. Zapłonęły zielonkawe macki, które skręcając się, ukazywały mi drogę w głąb lasu. W tych niteczkach rozpoznałem grzybnię, zbudowaną ze strzępek stanowiących podstawową jednostkę organizacji grzyba, a źródłem blasku wydawała się lucyferyna – białko zdolne do emisji światła w wyniku reakcji enzymatycznej. Gdy zrozumiałem ten mykologiczny fenomen, przestałem się obawiać i ruszyłem przed siebie.
W trakcie przedzierania się przez knieje próbowałem usystematyzować sobie w głowie podstawowe informacje o grzybach. Są one królestwem należącym do domeny Eukaryota, czyli zbudowanych z komórek organizmów, które upakowują swój materiał genetyczny w chromosomy schowane w jądrze. Fakt ten czyni je dość podobnymi