Współczesny, zachodnioeuropejski szaman siedzi za biurkiem w domowej bibliotece w Hanowerze. Na pozór nie ma żadnych atrybutów szamańskich. „Kiedy ostatnio podawałem pacjentom grzyby albo ecstasy? Przecież się pani nie przyznam” – śmieje się prof. Torsten Passie. Dziś jest szanowanym badaczem, jego najnowsza książka Terapia z użyciem MDMA wyszła właśnie po polsku. Ale zaczynał od wypraw z plecakiem do Meksyku, tropienia lokalnych szamanów i nadziei, że halucynogenne grzyby pomogą mu złapać kontakt z jądrem wszechświata. Czy też z Bogiem – jeśli ktoś woli.
Prof. Passie od 30 lat bada zjawiska, do których dostępu broni mu prawo. Czasem działa legalnie, czasem – jak to mówi – w undergroundowych projektach badawczych. Urodził się w 1961 r., kiedy psychodeliki były w centrum uwagi badaczy w USA i Europie jako przydatne w leczeniu traum, lęków, depresji, uzależnień. I jako środki poszerzające świadomość. Ale LSD „wyciekło” z laboratoriów na ulice i społeczeństwa, przerażone wielką rekreacyjną karierą kwasu, zażądały zaprzestania badań.
Dziś Passie mówi mi o renesansie zainteresowania psychodelikami w terapii. Jednocześnie nadal nie może swobodnie stosować ich w terapeutycznej praktyce. Cytowani w jego książce pacjenci mieli to szczęście, że wzięli udział w niewielkich projektach badawczych, które mają naukowo potwierdzić wiedzę tradycyjnych szamanów. I być może pomóc w legalizacji psychodelików do medycznego użycia.
„W trakcie sesji ponownie przeżyłem ból, który czułem w wieku czterech lat – mówi jeden z pacjentów, cytowanych w książce prof. Passie. – Udało mi się rozwiązać moje problemy. Nie do końca rozumiem, jak do tego doszło. Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie nie nachodzi mnie już nieuzasadniona melancholia, smutek ani strach przed utratą czegoś ważnego”.
„Jakbym znów był dzieckiem i otrzymał drugą szansę na podjęcie właściwych decyzji” – opisał psychodeliczną terapię inny pacjent.
Aleksandra Pezda: Leczenie psychodelikami sceptycy określają jako „szamanizm w białym fartuchu”. Czy czuje się pan szamanem?
Torsten Passie: W pewnym stopniu owszem, bywam szamanem. Przynajmniej z definicji. O ile przyjmiemy za Mirceą Eliadem, że szaman