O ciszo, o głucha jak śmierć wrzawo!*
Wiedza i niewiedza

O ciszo, o głucha jak śmierć wrzawo!*

Paweł Janiszewski
Czyta się 11 minut

Na życie w nieustającym hałasie skazali nas starożytni, porzucając żywot łowców i zbieraczy, a potem zakładając miasta. Jesteśmy do nich podobni: z jednej strony za ciszą tęsknimy, z drugiej – panicznie się jej boimy.

Człowiek to nadzwyczaj hałaśliwa istota. Szczególnie głośne stało się w dziejach naszego gatunku przejście od wędrownych łowiecko-zbierackich wspólnot do życia w trwałych osadach. Powstanie zaś na przełomie IV i III tysiąclecia p.n.e. wielkich cywilizacji Mezopotamii i Egiptu, a potem Syrii i Palestyny oraz budowa pierwszych dużych ośrodków miejskich oznaczały przejście do życia w nieustającym rozgardiaszu. Odpowiada za to wiele dość oczywistych czynników: skupienie ludności na niewielkim, zamkniętym obszarze; wielopokoleniowe rodziny z dużą liczbą małych dzieci; współzamieszkiwanie ze zwierzętami (drób, świnie, psy, osły, muły itd.); działające w miastach liczne targowiska, sklepy i warsztaty rzemieślnicze. Dochodzą do tego pałace oraz przybytki bogów z ich głośnymi świętami, procesjami połączonymi z muzyką i tańcem. Innymi słowy: im więcej zwartych osad i miast oraz im większe one są, tym głośniej. Ateny, Korynt, Argos, Teby – klasyczne greckie poleis nie były oazami ciszy i spokoju. Życie w wielkich metropoliach Cesarstwa Rzymskiego jawiło się zaś jako prawdziwa zmora. Blisko milionowy Rzym to nigdy niemilknące monstrum. Jeden z rzymskich poetów pisał, że nawet w nocy trudno było tam zmrużyć oko, bo gdy zapadał zmrok, liczne w stolicy imperium wiedźmy i czarownice odprawiały posępne rytuały, tłukąc zawzięcie w wykonane z brązu dzbany i półmiski. Istny koszmar.

Kto więc mógł, starał się kupić choćby najskromniejszą posiadłość poza Rzymem i tam spędzał wolny czas. Cesarz i przedstawiciele elity prześcigali się we wznoszeniu willi w różnych zakątkach Italii, a także poza nią. Obowiązkowym elementem tych wspaniałych założeń architektonicznych były ciche i odosobnione miejsca położone w cienistych parkach, grotach, a nawet na wyspach, naturalnych lub sztucznie usypanych na stawach i jeziorach. Wszystko po to, aby uciec od przerażającego wielkomiejskiego zgiełku i harmidru. Najciekawsze, że ludzie czuli, iż coś jest nie tak i ten lęk przenosili w sferę wyobrażeń religijnych. Nie przypadkiem bowiem mezopotamscy bogowie decyzję o wytępieniu ludzkości podjęli z powodu hałasu. W babilońskim eposie czytamy [tłum. Jerzy Nowacki]:

„Ziemia stała się szeroka, jej mieszkańcy liczni […]
Czyniony przez nich tumult gnębił boga;
Enlil usłyszał ten hałas,
Zawołał do wielkich bogów:
Zgiełk rodzaju ludzkiego stał się nie do zniesienia,
Ten hałas nie daje mi spać”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W tym miejscu się jednak zatrzymamy, bo nie jest to tekst o naszej hałaśliwości, ale o jej przeciwieństwie, czyli tak upragnionej ciszy, o jej wielkim i nieco zapomnianym znaczeniu w antycznej cywilizacji, która skazała nas na męki życia w nieustannym zgiełku.

Dary bogów przyjmować w milczeniu

U podstaw cywilizacji europejskiej spoczywają dwa fundamentalne dzieła, które wyłaniają się z mroków poprzedzających je czasów: IliadaOdyseja. Ich autorstwo przypisywano genialnemu greckiemu poecie Homerowi, postaci tajemniczej, o której już starożytni nie wiedzieli nic pewnego. Wiele wskazuje na to, że pierwszy z tych poematów powstał w drugiej połowie VIII w. p.n.e., a kolejny pokolenie lub dwa później. Najpewniej dzieła te nie wyszły spod ręki jednego człowieka, ale dla ułatwienia zwykło się do dziś nazywać je Homerowymi. Choć Iliada to poemat o wojnie, bitwach i oblężeniach, Odyseja zaś o tułaczce po odległych spienionych i burzliwych morzach, cisza zajmuje w nich niezwykłe miejsce.

Zgiełk pola bitewnego przenika każdą stronę Iliady. Szczęk broni, bojowe nawoływania, turkot kół rydwanów, jęki oraz krzyki konających. I nagle zapada ogłuszająca cisza, która pojawia się w specyficznych sytuacjach. Przede wszystkim w najcięższych chwilach walk, gdy ważą się losy wojny, poeta pisze [Iliada, tłum. K. Jeżewska]: „Gniewem dysząc, w milczeniu, szli naprzód mężni Achaje,/duchem niezłomnym gotowi wspomagać się wzajemnie”. W tym samym czasie Trojanie uderzają z przeraźliwym krzykiem, porównanym przez autora do klangoru stada żurawi. Ponieważ dla Greków Trojanie stali się synonimem ludu Wschodu, jesteśmy więc u źródeł toposu cichej i stonowanej Europy oraz wrzaskliwej i nieokiełznanej Azji. Ten motyw miał potem zrobić ogromną karierę i przybierał różne formy. Łączy je jedno: „my” jesteśmy cisi i spokojni, „oni” są hałaśliwi i ekspansywni. Przez wieki wrogimi „nimi” niosącymi zgiełk bywali barbarzyńcy, chrześcijanie, żydzi, heretycy, poganie… Na koniec mroczne siły LGBT z ich strasznymi, hałaśliwymi paradami równości, których celem jest zniszczenie spokojnej i cichej polskiej rodziny. Zgroza!

Sumeryjski bóg Ninurta, 883–859 p.n.e., fragment reliefu ze świątyni Ninurty w Kalhu (płn. Irak)
Sumeryjski bóg Ninurta, 883–859 p.n.e., fragment reliefu ze świątyni Ninurty w Kalhu (płn. Irak)

Cisza zarezerwowana jest u Homera dla jeszcze jednego obszaru: wyjątkowych chwil relacji ludzie–bogowie. Gdy na przykład trwają pojedynki pomiędzy Menelaosem i Parysem czy Achillesem i Hektorem (mające zadecydować o dalszych losach wojny), nagle milknie zgiełk, wojska obserwują przebieg starcia, wszyscy modlą się do bogów nie na głos – jak zaznacza poeta – ale w przejmującej ciszy. Odyseja rozwija nawet koncepcję „boskiej ciszy”: jej bohater w pewnym momencie powiada wręcz [tłum. J. Parandowski]: „dary bogów trzeba przyjmować w milczeniu”. Jeszcze ważniejsza jest scena, gdy Odys i jego syn Telemach szykują się do wymordowania zalotników, którzy coraz natarczywiej chcą zmusić Penelopę do powtórnego zamążpójścia. W przygotowaniach do mordu bierze udział sama Atena. W nocy, niewidoczna dla ludzkiego oka, bogini rozświetla cudownym blaskiem pomieszczenia pałacu na Itace, w którym ojciec i syn szykują się do krwawej rzezi wrogów. Zdziwiony tym światłem Telemach zauważa, że chyba jest to sprawka któregoś z nieśmiertelnych, a wtedy Odys powiada [tłum. J. Parandowski]: „Milcz, myśli zatrzymaj w sobie i więcej nie pytaj: takie są obyczaje bogów, panów Olimpu”. Jesteśmy więc u źródeł idei ciszy, w której bóstwo objawia się tajemnie człowiekowi.

Kochający ciszę

Cisza antyku to stan wyjątkowy – jest pierwszą oznaką sytuacji, w której człowiek staje na granicy niemożliwego i niepoznanego. Może mieć zwykły ludzki wymiar. Pojawia się na przykład wówczas, kiedy ktoś doświadcza tak strasznego cierpienia, że zmysły przestają je rejestrować. Co znamienne, jest to znacznie większy od fizycznego ból psychiczny. Znakomicie ukazał to Owidiusz w Metamorfozach. Mamy tu postać nieszczęsnej matki, Hekabe – żony Priama, króla Troi. Dane jej było zaznać wszystkiego, co najgorsze. Niegdyś dumna królowa, matka wielu dzieci, widziała zagładę Troi, śmierć męża i synów, hańbę córek i synowych brutalnie pojmanych, gwałconych i wywiezionych jako branki przez zwycięskich Greków. Widziała śmierć małego wnuka Astyanaksa, którego zdobywcy zrzucili z murów podbitego miasta. Widziała córkę Polyksenę złożoną w krwawej ofierze na grobie Achillesa. Żyła nadzieją, że choć jedno jej dziecko przetrwało zagładę, bo jeszcze przed wojną wysłała małoletniego Polydora do zaprzyjaźnionego króla Tracji. I ten syn został jednak zdradziecko zamordowany, a jego zwłoki wrzucono do morza. Chwilę, gdy Hekabe dowiaduje się o tym, Owidiusz opisał tak [tłum. S. Stabryła]: „Wtedy ujrzała porzucone na brzegu zwłoki Polydora z potwornymi ranami od trackich włóczni. Kobiety trojańskie podniosły krzyk, lecz ona oniemiała z bólu; ból pozbawił ją głosu i wysuszył jej łzy. Odrętwiała, podobna do twardej skały, utkwiła oczy w ziemi, raz wznosiła ku niebu błędny wzrok, to znów spoglądała na twarz leżącego syna lub na jego rany”. Poeta przeciwstawia więc rozpaczliwe krzyki Trojanek ciszy, w jakiej matka ogląda martwe ciało swego ostatniego dziecka. Dla ludzi wychowanych w nieustającym zgiełku to milczenie jest oznaką cierpienia przekraczającego wszelkie granice. Nic dziwnego, że ciszę też przeniesiono poza granice ludzkiej rzeczywistości, do świata bogów.

Boski wymiar ciszy pojawiał się w zalążkowej postaci już w poematach Homera, gdzie – jak widzieliśmy – w krytycznych momentach w bezgłośnej modlitwie trzeba zwracać się do bóstw, gdzie w tej samej ciszy nieśmiertelni zstępują pomiędzy ludzi. Potem jednak rozwinięto tę koncepcję. W uroczy sposób ukazuje to jedna z sielanek wielkiego hellenistycznego poety Teokryta. Jej bohaterką jest Simajta, kobieta szaleńczo zakochana w Delfisie. Ten przystojny i próżny młodzieniec spędza dnie na ćwiczeniach w gimnazjonie, a następnie umyty, namaszczony oliwą i elegancko ubrany paraduje po mieście, dumnie prezentując rozrośnięte mięśnie. Rozgląda się przy tym na boki, sprawdzając, czy robi to wrażenie na mijających go przechodniach. Powiedzielibyśmy dziś: chłopak z siłki. Po krótkim romansie z Simajtą Delfis zniknął bez śladu. Zrozpaczona kobieta postanawia przywrócić jego miłość za pomocą praktyk magicznych. W nocy, razem ze swoją służącą Testylis, udaje się za miasto, nad brzeg morza, gdzie na rozstaju dróg jest cmentarz. W tym ponurym miejscu ma odprawić tajemny rytuał. Na wstępie przyzywa na pomoc boginię księżyca Selene oraz ponure bóstwo magii Hekate. Że zaklęcia przynoszą skutek i obie boginie przychodzą na wezwanie, wskazuje pierwszy symptom teofanii. Jest nim głucha cisza, która nagle spowiła ziemię. Teokryt tak opisuje stan świata i duszy Simajty słowami włożonymi w usta swej bohaterki [tłum. A. Sandauer]: „Ucichło morze, ucichły zawieje,/lecz nie cichną w mej piersi troski nieustanne”. Dusza zakochanej kobiety cierpi w mękach hałaśliwych pragnień, bóstwa jednak przychodzą do niej w niemej ciszy. Selene i Hekate noszą nawet znamienne przydomki: „kochające ciszę” (gr. fileremos).

Antyczny świat miał jeszcze innego wyjątkowego boga, którego niezwykłość opisywano kontrastem zgiełku i ciszy. To Dionizos. Z jednej strony nosił on przydomki Bromios (Hałaśliwy) oraz Eriboas (Głośny). Przemierzał świat w orszaku satyrów i szalonych czcicielek, wśród ogłuszającego zgiełku bębenków, fletów i cymbałów. Hałas ów przerażał, był tak nieznośny, że mógł prowadzić do obłędu i śmierci. I nagle w kulminacyjnym momencie przechodził w ogłuszającą ciszę. Jej sens najdobitniej i najpiękniej ujął Walter F. Otto w klasycznej książce Dionizos. Mit i kult (którą od niedawna można czytać także w polskim przekładzie), pisząc, że wraz z tą mistyczną ciszą „niesamowite wkracza nagle w byt”.

Cisza ma zatem w antyku przede wszystkim wymiar metafizyczny. Jest koniecznym warunkiem i jednocześnie symptomem ekstazy. Plotyn, wielki filozof i mistyk działający w III w. n.e., wszelkie rozważania i dążenia podporządkował prag­nieniu mistycznego zjednoczenia z Absolutem, który określał mianem Jedni (gr. Hen). Postrzegał człowieka jako istotę, którą zmysły dosłownie „wyciągają” na zewnątrz: wzrok, słuch, dotyk, węch, smak sprawiają, że jesteśmy nieustannie zaabsorbowani zewnętrznym światem. Szczególnie obrazy oraz towarzyszące im dźwięki odwracają naszą uwagę od tego, co jest najważniejsze i powinno być celem życia mędrca. Świadomy tego człowiek musi odciąć się od wrażeń zmysłowych, odwrócić się od świata fizycznego i spojrzeć do wewnątrz, aby nawiązać kontakt z własnym umysłem i przez to złączyć się z Wszechumysłem (gr. Nous). To jednak nie koniec mistycznej drogi. W stanie kontemplacji umysłu, w głębokiej boskiej ciszy wybranych czeka bowiem ekstatyczne zespolenie z Jednią.

Bezgłośny świat

Zejdźmy jednak na ziemię. Spekulacje filozofów, mistyków i twórców religii interesowały tylko elity intelektualne. Większość ludzi antyku ciszę umiejscawiała w trzech obszarach. Po pierwsze w krainie śmierci, rządzonej przez boga Hadesa. To ponure podziemne królestwo, w którym panują mrok i cisza. Snują się po nim cienie zmarłych pozbawione czucia i świadomości. Jest to prawdziwa kraina niczym niezmąconej ciszy. Tylko raz została ona zakłócona, gdy boski muzyk Orfeusz zstąpił dobrowolnie do podziemi, aby wyprowadzić z nich ukochaną Eurydykę. Dźwięk jego lutni, który zabrzmiał w zaświatach, był czymś tak zaskakującym, że sam Hades zgodził się wypuścić Eurydykę. Jak wiemy, nic z tego nie wyszło przez głupią niecierpliwość Orfeusza. Opowieść ta pokazuje, jak bardzo czymś obcym i niestosownym w krainie śmierci wydawał się wszelki dźwięk. Niemniej ludzie usiłowali przemycić go i do tego mrocznego świata. Opowiadano na przykład, że wybrani – wtajemniczeni w oczyszczające obrzędy – nawet po śmierci będą wiedli radosne życie, tańcząc w takt cudownej muzyki. Był to jednak pogląd marginalny, pokazujący tylko, jak bardzo lękano się rzeczywistości spowitej wieczną martwą ciszą, jak głuchy i pusty obszar śmierci starano się wypełnić dźwiękiem.

Drugim po podziemiach królestwem ciszy była dla ludzi antyku noc i związany z nią sen. Dwaj poeci łacińscy wykreowali wspaniałe opisy pałacu boga snu, którym był grecki Hypnos i utożsamiony z nim rzymski Somnus. Owidiusz w XI księdze Metamorfoz opisał siedzibę tego bóstwa, którą jest mroczna grota obsiana u wejścia makami. Panuje tam absolutna cisza [tłum. S. Stabryła]: „[…] czubaty kogut nie powita tam Jutrzenki swym pieniem, czujne psy nie przerwą milczenia szczekaniem, ani czujniejsze od psów gęsi. Nie zmącą tu ciszy ani dzikie zwierzęta, ani bydło, ani płonące gałęzie, ani ludzka wrzawa. Panuje tu wieczny spokój”. W domostwie Snu nie ma nawet drzwi, aby skrzypnięcia zawiasów nie mąciły ciszy. Pośrodku jaskini stoi łoże, na którym śpi sam Somnus, a wokół niego krążą zjawy wyśnionych przez niego snów. Nawet bogowie unikają tego miejsca, bo chwila pobytu w nim grozi zapadnięciem w niekończący się sen i pogrążeniem w wiecznej ciszy. Z kolei późniejszy nieco poeta Stacjusz w X księdze Tebaidy podobnie opisał siedzibę boga snu, dodając jeden znamienny motyw. Oto u wejścia do jaskini Somnusa siedzą dwie nieme skrzydlate boginie: Otia (Bezczynność) oraz Silentia (Cisza), które [tłum. M. Brożek]: „od domu odpędzają wiatry,/gałęziom nie pozwalają się ruszać, ptakom odbierają szemranie”. W tym świecie nawet morze i rzeki nie wydają żadnego dźwięku. Królestwa nocy i snu to bezgłośny świat podobny do krainy śmierci.

Jest jeszcze trzeci obszar ciszy: północ i związana z nią mroźna zima. Człowiek antyku żył w świecie rolniczym, uzależnionym od cyklu przyrody. Do tego był to ciepły i przyjazny basen Morza Śródziemnego. Nic więc dziwnego, że północne krainy jawiły się Grekom i Rzymianom jako przerażająca sfera zimna i ciemności. Tam kończyła się cywilizacja. W głębokich lasach żyły ponure istoty, które tylko z pozoru były ludźmi. W rzeczywistości byli to bowiem – jak sobie wyobrażano – barbarzyńcy egzystujący poza cywilizacją i człowieczeństwem. Mieli potworny wygląd i obyczaje, mieszkali w ziemiankach i praktykowali kanibalizm. A wszystko to działo się w świecie wiecznie zasnutym chmurami. Było tam przeraźliwie zimno, a drzewa przez większość roku pozostawały bezlistne: stały nagie i powyginane niczym odrażające szkielety. Krainy te na długie miesiące zasypywał śnieg i skuwał lód. A nad wszystkim tym unosiła się przerażająca, głucha, martwa cisza.

Nie sposób nie zauważyć, że człowiek antyku, żyjący w rzeczywistości hałasu i rozgardiaszu, miał specyficzny stosunek do ciszy. Z jednej strony pragnął jej, łączył ją z bogami i obszarami najwznioślejszej metafizyki. Z drugiej jednak strony cisza go przerażała, bo wiązała się z nocą, snem, śmiercią i mroczną północą. Stąd Grek czy Rzymianin lubił – tak jak bohaterowie Homera – plasować się po stronie ciszy, spokoju i godności, u barbarzyńców zaś doszukiwać się hałaśliwości, nieładu i niegodnej spontaniczności. Jednocześnie jednak tych samych barbarzyńców umiejscawiał w świecie ciemnej północnej ciszy. Jest w tym dość pokrętna logika, pokazująca tylko, że cisza wywołuje niepokój i natłok sprzecznych myśli u ludzi świata starożytnego, którzy skazali nas na życie w nieustającej wrzawie miejskiej cywilizacji.

* W oryginale: „Oh Schweigen, oh todtenstiller Lärm!” – Fryderyk Nietzsche, Dytyramby dionizyjskie.

 

Czytaj również:

Królestwo za ciszę
i
Wassily Kandinsy "Weisser Punkt"
Złap oddech

Królestwo za ciszę

Agnieszka Fiedorowicz

Hałas to lekceważone zagrożenie, które zaburza funkcjonowanie ludzi, zwierząt, a nawet roślin. Powoduje stres, prowokuje agresję, zwiększa ryzyko chorób serca. Zagłuszanie problemu hałasu może mieć dla nas katastrofalne skutki.

Poranna kawa. Rozkładam laptopa w ogrodzie. Słychać tylko poranny świergot ptaków. Nic, co by przeszkadzało. Nagle w sielankę wdziera się ryk piły mechanicznej. A konkretnie dwóch pił, którymi nowi sąsiedzi zaczynają masakrować drzewa na działce obok. Ruszyła budowa. Chowam się w domu. Niestety, mimo zamkniętych okien do moich uszu wciąż dochodzi stłumiony, ale rozpraszający warkot. Na wsi, dokąd uciekłam z dużego miasta właśnie przed hałasem, hałas mnie dopadł. Czy nie da się przed nim uchronić?

Czytaj dalej