Wiedza i niewiedza

Obcy – ósmy pasażer autobusu

Miłada Jędrysik
Czyta się 4 minuty

Do mojego autobusu ostatnio wsiada wielu Obcych. Młodzi i śniadzi, których potem zobaczę na mieście, jak lawirują rowerem pomiędzy autami z czyimś obiadem na plecach jako kurierzy gastronomicznej gałęzi Ubera. Starsza pani w hidżabie i plastikowej sukni do kostek, nawet w największe upały. Romska rodzina produkująca o wiele więcej dżuli i decybeli niż przeciętna rodzina swojska. Z fotela obok słychać rosyjski – trwa rozmowa o pracy i o zapłacie. W głębi ukraińska pani sprzątaczka przyjmuje kolejne zlecenie.

Jeszcze niedawno tak nie było. W autobusie byli tylko Sami Swoi. Ponieważ byli Swoi, to wiadomo było, jak do nich, czyli nas, zagadać, wiadomo było też, jak się zagadani zachowają, czyli zachowamy. Nawet jak odpyskują albo miejsca nie ustąpią, czyli nie ustąpimy, to po swojsku. A teraz nie wiadomo. Może pani w hidżabie pod suknią do kostek ma pas szahida, Rosjanin z Ukrainką zabiorą nam pracę, bo przecież ich dziadkowie i babcie dzielili czas na rozstrzeliwanie w Katyniu i podrzynanie gardeł na Wołyniu. A młodzi i śniadzi zaleją autobusy ulice domy biura uczelnie, biura uczelnie zwłaszcza, bo wiadomo, że Azjaci są pracowici i zdolni. 

To są najnormalniejsze w świecie stereotypy. Najnormalniejsze w świecie lęki. 

Lęk przed obcym mamy wpisany w geny, dla własnego bezpieczeństwa, dla rozpowszechniania Swoich, a nie Obcych genów, powie psycholog ewolucyjny. Kiedyś, dawno temu, w Iraku podczas alianckiej inwazji pojechałam z kolegą i z tłumaczem na północ, w poszukiwaniu upadłego dyktatora, który miał się ukrywać gdzieś w swych rodzinnych stronach (potem się okazało, że rzeczywiście się tam ukrywał, w skrytce-ziemiance o wymiarach grobu, z którego trafił prosto na szubienicę i z powrotem do grobu). Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Obok tankowała iracka rodzina i patrzyła na nas podejrzliwie. My na nią też patrzyliśmy podejrzliwie, bo to w końcu wojna. Nasz tłumacz podszedł jednak do nich i zapytał o drogę. Po chwili i on, i iracka rodzina zaśmiewali się, jakby żadnej wojny nie było. Śmiali się i pokazywali nas palcami. Tłumacz wrócił, parskając: „Wyobraźcie sobie, że oni myśleli, że my chcemy ich zabić” – chichotał. Że myśmy myśleli, że oni chcą nas zabić, to chyba oczywiste, ale że oni myśleli, że my chcemy ich zabić – w to nie mogliśmy uwierzyć. Kolega wygląda jak poczciwy krasnolud z rudą brodą, tłumacz jak studenciak, którym zresztą był, a ja tak jak na tym portrecie powyżej. A jednak. Obcego się boimy i nie wytłumaczysz. 

Koleżanka pisze na Facebooku, że chodzi po osławionej islamskiej dzielnicy w dużym europejskim mieście nawet nocą i włos jej z głowy nie spada. Nie wierzą, przecież to są strefy szariatu! 

U nas tymczasem są ujemne strefy szariatu, bo nie przyjmujemy nawet ani uchodźczego dzieciaka. A jednak coś się w moim autobusie zmieniło i nie tylko dlatego, że Obcych jest więcej i więcej. Ta pani, co złorzeczy pod nosem, przechodząc obok matrony w hidżabie, czy tak samo złorzeczyłaby pod nosem, gdyby nie antyemigrancka retoryka sącząca się w tej chwili nie tylko z internetowych forów, ale i z mediów publicznych, z dzienników telewizyjnych i programów publicystycznych? Czy ten pan, który wstaje i się przesiada, żeby być jak najdalej od śniadych, też dbałby tak o czystość rasową, gdyby nie nieprzejednane stanowisko władz? Przecież wiadomo, że byłoby lepiej. Mamy przykłady – wybieram najdrastyczniejsze, do których nam na szczęście wciąż daleko – z rozpadającej się Jugosławii, z Rwandy, gdzie rządowym mediom udało się skutecznie doprowadzić do nienawiści pomiędzy etnicznymi grupami. 

Po drugiej stronie są te dobre wzory – papieski jałmużnik abp Konrad Krajewski oddał swoje służbowe mieszkanie w Watykanie rodzinie uchodźców z Syrii, sam nocuje w biurze. Niestety, Watykan to małe państwo, niewielu obywateli może więc pójść za przykładem dostojnika, który postanowił w praktyce zrealizować chrześcijański ideał miłosierdzia i pomocy bliźniemu. („Mamo, znowu użyłaś ironii” – mówiła w takim momencie moja córka, kiedy była mała). 

A co może zrobić maluczki pasażer transportu publicznego? Codziennie wchodząc do autobusu i widząc Obcych, przepowiadam sobie w myśli scenariusz – jak zareagować, gdy ktoś w swoim strachu posunie się dalej niż tylko do złorzeczenia pod ich adresem. Jaki przykład dać. 

Czytaj również:

Prawa natury Prawa natury
i
Samuel John Peploe, „River”, 1932, źródło: Wikimedia Commons
Ziemia

Prawa natury

Aleksandra Kozłowska

Może i rzeki głosu nie mają, ale niektóre z nich traktowane są jak człowiek, a inne jak bóstwo czy bezcenny skarb. To tylko od nas zależy, kogo lub co będziemy darzyć takim samym szacunkiem, jakiego oczekujemy dla siebie.

Pewnego razu Māui, znany w całej Polinezji heros i trickster, wyłowił z morza ogromną rybę. Złapawszy ją, modlił się do Ranginui, ojca nieba, a ten zesłał dwie łzy, by skropiły morskie stworzenie. Ryba stała się Wyspą Północną, a boskie łzy zmieniły się w rzeki Whanganui i Waikato. Tak głosi jedna z maoryskich opowieści. Długa na 290 km nowozelandzka Whanganui wypływa niemal z serca Wyspy Północnej. Jej źródło bije z wulkanu Tongariro leżącego w parku narodowym o tej samej nazwie. Rzeka, wijąc się jak wielki zielonkawy wąż, meandruje między gęsto porośniętymi wzgórzami Parku Narodowego Whanganui, mija pola, miasta i miasteczka, by w końcu wpaść do Morza Tasmana. Należy do najdłuższych żeglownych rzek Nowej Zelandii ze wspaniałą trasą dla kajaków. Ale nie to czyni ją tak ważną. Dla rdzennych mieszkańców Nowej Zelandii Whanganui od wieków była żywą istotą, taonga – skarbem i przodkiem. Gdy choruje rzeka, Maorysi chorują razem z nią. Dlatego mówią: Ko Au Te Awa, Ko Te Awa Ko Au, czyli: „Jestem rzeką, rzeka jest mną”. Hasło to posłużyło za tytuł dokumentalnego filmu z 2024 r. I Am the River, the River Is Me w reżyserii Petra Loma. Jeden z bohaterów – Ned Tapa, strażnik Whanganui – zabiera na spływ kajakowy ekipę filmową, ekologów i przedstawicieli Pierwszych Narodów z Australii. „Jesteśmy niepodzielni, powiązani ze sobą” – mówi Ned o relacji swojej społeczności z rzeką.

Czytaj dalej