Obywatel Kościuszko Obywatel Kościuszko
i
Tadeusz Kościuszko; źródło: domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Obywatel Kościuszko

Edwin Bendyk
Czyta się 13 minut

Idee, o które walczył, do dziś nie straciły na aktualności. Mimo że zmarł ponad 200 lat temu, Tadeusz Kościuszko mógłby i teraz stanąć do walki z siłami obskurantyzmu oraz bigoterii. Ostatni rycerz, pierwszy obywatel.

Już za życia okryty mityczną sławą, był jednocześnie osobą bardzo skromną. Biograf Stefan Bratkowski nazwał go jednym z najbardziej milczących bohaterów. Rzeczywiście, Tadeusz Kościuszko zostawił po sobie niewiele pism. Te, które możemy przeczytać np. w formie listów (prowadził ożywioną korespondencję m.in. z Thomasem Jeffersonem), świadczą o tym, że do końca życia pozostał wierny ideałom wolności i równości. Wystarczy jednak zajrzeć do Wikipedii, by zorientować się, jak złożoną był postacią. Edycje polska i białoruska piszą o nim jako o bohaterze narodowym Polski, Białorusi i Stanów Zjednoczonych. Ukraińcy dodają, że był też bohaterem narodowym Litwy. Na tym nie koniec, bo ma miejsce również w historii Francji – dodają wikipedyści anglojęzyczni.

Pilny uczeń

Urodził się w Mereczowszczyźnie na terenach dzisiejszej Białorusi, najprawdopodobniej 4 lutego 1746 r. Pochodził z rodziny szlacheckiej o białoruskich korzeniach, od dawna spolonizowanej. Żył zarówno na pograniczu kultur, jak i historycznych epok, w czasie rewolucyjnym. Okres ten zakończył się dla Polski katastrofą i upadkiem państwa. W tym samym jednak czasie w walce zbrojnej powstały Stany Zjednoczone, a Francuzi obalili monarchię. Kościuszko był nie tylko świadkiem tych procesów, lecz także w nich uczestniczył. W swojej drodze do wielkości nieraz musiał polegać na szczęściu i przypadku; czasem niewiele brakowało, by jego losy potoczyły się inaczej, a tym samym historia miałaby zupełnie inny bieg.

Przepustką do kariery była dla niego nauka w Szkole Rycerskiej powołanej do życia w 1765 r. przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Kościuszko uczył się wcześniej w Kolegium Pijarów w Lubieszowie (dzisiejsza Ukraina), ale edukację musiał przerwać ze względu na trudności finansowe po śmierci ojca. Do Warszawy trafił dzięki protekcji Józefa Sosnowskiego, pisarza polnego litewskiego, późniejszego hetmana. To on właśnie polecił chłopaka księciu Adamowi Czartoryskiemu, komendantowi Szkoły i jednej z ważniejszych postaci ówczesnej polskiej polityki. Młodzieniec szansy nie zmarnował, niedostatki ogłady i wykształcenia nadrabiał pilnością. Latem wstawał o czwartej, zimą o szóstej i brał się do pracy, dając się poznać zwłaszcza jako dobry uczeń z matematyki, sztuki inżynierskiej, rysunku. Po zakończeniu kursu został instruktorem w Szkole Rycerskiej i awansował do stopnia kapitana. W 1768 r. los spłatał mu figla – został zwolniony w ramach reorganizacji uczelni. Niejako w zamian przyznano mu zagraniczne stypendium częściowo ufundowane przez króla, o co zabiegał Czartoryski. Pięć lat spędzonych za granicą, głównie na naukach w Paryżu, pozwoliło Kościuszce poznać świat, a także uchroniło go przed zaangażowaniem się w tumult krajowej polityki: w 1768 r. wybuchła konfederacja barska, w 1772 r. doszło zaś do pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Z dala od wydarzeń w ojczyźnie młody oficer uczęszczał na kursy sztuki inżynierskiej i pobierał lekcje rysunku, wykazując zresztą nieprzeciętny talent. Poza tym chłonął najnowsze idee, przesiąkając oświeceniową, wolnościową myślą. Ogromny wpływ miały na niego pisma Jeana-Jacques’a Rousseau. Zgłębiał też prace ekonomiczne, szczególnie bardzo wpływowych w tamtym czasie fizjokratów oraz ich lidera i głównego autora, François Quesnaya. To właśnie ich filozofia gospodarcza miała istotny wpływ na kształtowanie się poglądów Kościuszki w kwestii emancypacji chłopów i niewolników. Podczas pobytu w Paryżu ambitny student dokonał również głębokiej przebudowy własnej postawy filozoficznej, stając się deistą. Stąd już prosta droga do antyklerykalizmu i niechęci do zinstytucjonalizowanych religii, którą Kościuszko żywił do końca swoich dni. W Kościele katolickim i Cerkwi prawosławnej widział bowiem ostoję ciemnoty i feudalnego ucisku najniższych warstw społeczeństwa.

Romans awanturniczy

Tak wyposażony intelektualnie młody oficer w 1774 r. wrócił do kraju zmagającego się ze skutkami pierwszego rozbioru. Tragedia ojczyzny zapewne nie była mu obojętna, ale młodość też ma swoje prawa – Kościuszko zakochał się z wzajemnością w Ludwice Sosnowskiej, córce swojego niedawnego protektora, której udzielał lekcji francuskiego i rysunku. Sosnowski, noszący wtedy tytuł pisarza wielkiego litewskiego, miał wobec córki inne plany: zamierzał wydać ją za mąż za księcia Józefa Lubomirskiego. Oświadczyny młodzieńca spławił brutalnie, dając do zrozumienia, że ubogi szlachcic zbyt wysoko mierzy. Ten, zrozpaczony, postanowił w porozumieniu z ukochaną porwać ją i poślubić potajemnie. Za taki czyn groziła wtedy nawet kara śmierci.

Świadomy ryzyka, Kościuszko postanowił w oryginalny sposób się ubezpieczyć i ujawnił plan samemu królowi. Jednak władca wytłumaczył mu beznadziejność pomys­łu, a także ostrzegł Sosnowskiego, przy czym wybrał taki czas i sposób przekazania informacji, by spodziewany gniew magnata nie dosięgnął niedoszłego porywacza. Wówczas pogrążony w smutku i niemający pracy Kościuszko spakował rzeczy i ruszył za granicę. Antoni Trębicki, pisarz z tamtej epoki, tak relacjonował w swoich pamiętnikach przygody młodzieńca: „Nie miłość więc ojczyzny, nie zapał do wolności, jak poeta chwalca w panegiryku swym umieścił, wyprawiła Kościuszkę z Polski do Ameryki, ale zły koniec jego miłostek z Sosnowską i obawa zemsty i słusznego ukarania hetmana”.

Nie od razu jednak Kościuszko zdecydował się na wyjazd do Ameryki; wcześ­niej szukał szczęścia i posady w Dreźnie, a następnie we Francji. Nic z tego nie wyszło, więc zaopatrzony w list polecający od dawnego protektora Adama Czartoryskiego do generała Charlesa Lee ruszył za Atlantyk. Wypłynął z normandzkiego Hawru w kierunku francuskiej kolonii Saint­-Domingue (dzisiejsze Haiti), by ominąć brytyjską blokadę amerykańskich portów. I znowu los postanowił wystawić go na próbę. Niemal u kresu podróży statek napotkał sztorm i rozbił się. Kościuszko był o włos od śmierci, uratował się jednak wraz z pięcioma innymi podróżnymi – uczepił się złamanego masztu, co pozwoliło mu dopłynąć do wybrzeży Martyniki. Tak przynajmniej relacjonuje to wydarzenie kronikarz z epoki w warszawskiej gazecie „Nowiny”.

Za wolność waszą…

Ocalony z katastrofy Kościuszko na przełomie lipca i sierpnia 1776 r. zameldował się w Filadelfii, a 18 października – po zdaniu egzaminu na inżyniera wojskowego, w którym uczestniczył sam Benjamin Franklin – Kongres wystawił dokument postanawiający, że „Thaddeus Kosciuszko, Esq. ma być mianowany inżynierem w służbie Stanów Zjednoczonych, z pensją 60 dolarów miesięcznie i w randze pułkownika”. Złośliwy los tym razem uśmiechnął się do przybysza i tak rozpoczęła się jego droga do wielkości.

Udział polskiego wodza w amerykańskiej rewolucji wart jest niejednej książki. W tym tekście zwrócę uwagę na kilka wydarzeń pokazujących, jak wyjątkowy talent wspomagany przez silny charakter i szczęście uczyniły przyszłego Naczelnika jedną z ważniejszych postaci walki o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Punktem kluczowym okazała się przegrana przez Amerykanów bitwa pod Ticonderogą, podczas której oficerowie bagatelizowali rady Kościuszki. Ten nie chciał wdawać się w intrygi ani utarczki. Anglicy dostrzegli błędy swoich przeciwników i zaatakowali, wywołując wśród obrońców panikę. Kościuszko podjął się osłony ewakuacji czy raczej bezładnej ucieczki amerykańskiej armii. Jednocześ­nie wykorzystywał warunki terenowe i sztukę inżynierską, by w maksymalny sposób utrudniać pochód angielskich wojsk. Te, wyczerpane mozolnym marszem przez podmokły las, dotarły w okolice Saratogi, gdzie pod osłoną fortyfikacji przygotowanych przez Kościuszkę oczekiwał wroga generał Horatio Gates. Tym razem to Anglicy nie mieli szans i 17 października 1777 r. złożyli broń. Zwycięską bitwę pod Saratogą można uznać za moment zwrotny wojny.

Przyczynienie się do tego triumfu to nie jedyna zasługa Kościuszki. Jako inżynier wojskowy był głównym projektantem fortyfikacji twierdzy West Point, której poświęcił ponad dwa lata służby, by następnie przenieść się za generałem Gatesem na front południowy. Tam wykazywał się zarówno kunsztem inżynierskim, jak i podejmował się dowodzenia działaniami liniowymi. Za swoją służbę dla Stanów Zjednoczonych został awansowany do stopnia generalskiego. Pozostała jeszcze kwestia wypłaty oficerskiej gaży – dotąd jedynym wynagrodzeniem za lata w armii było 371 dolarów otrzymanych od generała Nathanaela Greene’a dowodzącego frontem południowym. Zadłużenie USA u naszego generała wynosiło kilkanaście tysięcy dolarów. Na 12 280,49 dolarów otrzymał certyfikat dłużny oprocentowany na 6% rocznie, 3 tys. dolarów Kongres wypłacił mu w gotówce, ponadto dostał 500 akrów ziemi w Ohio.

Nie mniej ważne od doświadczenia wojennego i majątku były amerykańskie przyjaźnie Kościuszki oraz uznanie, jakie zdobył wśród przedstawicieli elity politycznej rodzących się Stanów Zjednoczonych. Do najważniejszych należy zaliczyć Thomasa Jeffersona, późniejszego wykonawcę testamentu Tadeusza Kościuszki. Szczególny w swojej treści dokument nie powstałby zapewne, gdyby nie przyjaźń naszego generała z Afroamerykaninem Agrippą Hullem, który został jego ordynansem. To właśnie ta znajomość wzmocniła w przyszłym przywódcy insurekcji przekonanie o równości wszystkich ludzi, niezależnie od pochodzenia etnicznego czy statusu społecznego.

Charakter przyszłego Naczelnika dobrze ilustruje zabawny epizod opisany dokładnie w książce Przyjaciele wolności. Tadeusz Kościuszko, Thomas Jefferson, Agrippa Hull Gary’ego Nasha, Grahama Russela i Gao Hodgesa. Otóż w trakcie prac nad fortyfikacją West Point Kościuszko wybrał się na kilka dni w podróż, zostawiając w obozie swojego ordynansa. Ten nie zmarnował okazji i zorganizował „imprezkę” dla innych służących. Sam ubrał się w mundur przełożonego. Pech chciał, że Kościuszko musiał zawrócić i w środku nocy zajechał do domu, gdzie zabawa trwała w najlepsze. Zamiast jednak skarcić Hulla i rozgonić towarzystwo, dołączył do biesiady.

…i naszą

Z Ameryką nowo mianowany generał pożegnał się 15 lipca 1784 r., ale miał do niej jeszcze wrócić. Wcześniej czekały go zadania najwyższej wagi w służbie Rzeczypospolitej. Jednak mimo generalskiego stopnia i wojennych zasług nie od razu po powrocie do Polski znalazł zajęcie. Nie było dla niego miejsca w wojsku podleg­łym prorosyjskiemu Departamentowi Wojskowemu Rady Nieustającej, w którym hetmanami okazali się późniejsi inicjatorzy konfederacji targowickiej: Franciszek Ksawery Branicki, Seweryn Rzewuski i Stanisław Szczęsny Potocki. Sytuacja zaczęła się zmieniać w 1788 r., gdy pracę rozpoczął Sejm Wielki. Jesienią 1789 r. Kościuszko otrzymał w końcu nominację generalską, w czym bardzo pomogła protekcja jego dawnej miłości, a obecnie księżnej Ludwiki Lubomirskiej.

Zdobyte doświadczenie miał wykorzystać już niebawem, bo w 1792 r. podczas wojny z Rosją w obronie reform Sejmu Wielkiego oraz jego najważniejszego dzieła – Konstytucji 3 maja. Zachwyceni nią byli zarówno europejscy konserwatyści, m.in. Edmund Burke, jak i rewolucjoniści, wśród których znajdował się Thomas Paine, jeden z ojców założycieli USA. Burke chylił czoła przed zdolnością pokojowego przeprowadzenia reform, Paine chciał nawet wystąpić o obywatelstwo Rzeczypospolitej. Później do grona entuzjastów polskiej ustawy dołączył Karol Marks, który docenił zdolność szlachty jako klasy dominującej do samoograniczenia i podzielenia się władzą polityczną z mieszczaństwem.

Rewolucyjny potencjał Sejmu Wielkiego nie mógł podobać się magnackiej reakcji ani tym bardziej carycy Katarzynie II. Jej celem było podporządkowanie Rzeczypospolitej, a nie reformy, które mogły stać się zarzewiem podobnego zrywu jak we Francji. O dalszych losach nie tylko konstytucji, lecz także całego kraju miała rozstrzygnąć walka zbrojna. Wojna z Rosją, mimo zwycięskiej bitwy pod Zieleńcami (po której król Stanisław August Poniatowski ustanowił najważniejsze polskie odznaczenie wojskowe – Order Virtuti Militari), musiała zakończyć się niepowodzeniem. Zwłaszcza że walka toczyła się również z wrogiem wewnętrznym – zdrajcami spod znaku Targowicy. 24 lipca 1792 r. do konfederacji targowickiej dołączył król, licząc, że w ten sposób uda się zachować choć część reform Sejmu Wielkiego. W obozie demokratycznym jego decyzja została uznana za zdradę.

Jeden za wszystkich

Tadeusz Kościuszko brał udział w działaniach wojennych, a po zdradzie króla nosił się nawet z zamiarem jego porwania i kontynuowania walki. 30 lipca podał się do dymisji i ponownie opuścił kraj. W styczniu 1793 r. doszło do drugiego rozbioru Polski – wiara w możliwość uratowania reform i ocalenia choćby zrębów państwowości polskiej okazała się mrzonką. Pełny podział ziem Rzeczypospolitej między Rosję, Prusy i Austrię był jedynie kwestią czasu. Władcy tych państw panicznie obawiali się rewolucji, a egzekucja króla Francji Ludwika XVI w styczniu 1793 r. tylko umocniła te nastroje. Żadnemu z sąsiadów nie odpowiadała Polska przesiąknięta jakobińskimi ideami. Odpowiedzią na zamiary ościennych mocarstw miało być powstanie, którego dowództwo powierzono Tadeuszowi Kościuszce.

Rozpoczęcie insurekcji planowano na jesień 1793 r., ale generałowi nie udało się pozyskać Francji jako sojusznika, a potem – gdy przedostał się do Polski i pod nazwiskiem Milewski lustrował stan sił – stwierdził, że jesienny zryw byłby przedwczesny. Kościuszko wiązał powstanie z radykalnym programem społecznym. Nauczony amerykańskim doświadczeniem zdawał sobie sprawę z tego, jaką siłę może mieć armia pochodząca z powszechnego, narodowego zaciągu. Program społeczny miał służyć zarówno emancypacji warstw dotychczas wykluczonych, m.in. chłopom, jak i włączeniu ich do sił zbrojnych. „Za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności całego narodu i dla niej wystawię tylko me życie” – powiedział generał Józefowi Pawlikowskiemu podczas spotkania konspiratorów we wrześniu 1793 r. w podkrakowskim Podgórzu (za: Bartłomiej Szyndler, Tadeusz Kościuszko 1746–1817).

Powstanie rozpoczęło się 12 marca 1794 r. od buntu brygadiera Antoniego Józefa Madalińskiego, który odmówił rozformowania swojej brygady i ruszył w stronę Krakowa. Do tego miasta przybył również Kościuszko, który 24 marca na Rynku Głównym oficjalnie ogłosił akt powstania i złożył przysięgę jako Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej. Tak rozpoczęło się najważniejsze życiowe zadanie Kościuszki, ale też powstawanie jego mitu.

Insurekcja kościuszkowska okazała się tyleż zrywem w obronie niepodległości Rzeczypospolitej, co ruchem rewolucyjnym upodmiotawiającym chłopów, ludność miast, a także Żydów. Symbolami tego procesu stały się trzy nazwiska: chłopa Bartosza Głowackiego, warszawskiego szewca Jana Kilińskiego i żydowskiego kupca Berka Joselewicza. Siła zbrojna oparta m.in. na zaciągu chłopskim liczyła ponad 150 tys. żołnierzy – dla porównania podczas wojny obronnej w 1792 r. nie udało się zmobilizować nawet 80 tys. Rewolucyjny zapał jednak nie wystarczył, powstanie upadło po przegranej bitwie pod Maciejowicami 10 października 1794 r. Wtedy to ranny Kościuszko, tracąc przytomność, miał powiedzieć: Finis Poloniae.

Jak sam później twierdził, takie słowa nie padły, bo po prostu nie mogły: Rzeczpospolita jest nieśmiertelna, nawet jeśli po trzecim rozbiorze w 1795 r. przestała istnieć jako niepodległe państwo. Nie umarła jednak sama idea, a jej symbolem stał się dla przyszłych pokoleń Tadeusz Kościuszko.

Testament

Po uwolnieniu z rosyjskiej niewoli Naczelnik znowu ruszył do Ameryki. W sierpniu 1797 r. w Filadelfii witały go tłumy. Głównym celem podróży było odzyskanie pieniędzy za służbę w wojsku Stanów Zjednoczonych. Kongres przegłosował wypłacenie Kościuszce 18 912 dolarów, lecz zaległą gażę przelano generałowi na konto w Londynie, o czym miał się dowiedzieć dopiero w 1814 r. Historia stała się jeszcze bardziej zagmatwana ze względu na sytuację polityczną w USA, która zmusiła Kościuszkę do szybszego wyjazdu, i to w tajemnicy. Władzę sprawowali wówczas federaliści, stosunki polityczne tego kraju z Francją szybko się psuły, a Kościuszkę – przyjaciela Thomasa Jeffersona, który był frankofilem, a na dodatek z opozycyjnej partii politycznej – traktowano z coraz większą podejrzliwością.

Naczelnik wyjechał wiosną 1798 r., by uniknąć kłopotów i ryzyka aresztowania, wierząc zarazem w misję powierzoną mu przez Jeffersona: poprawy stosunków między USA a Francją. Dodatkowym argumentem za opuszczeniem Stanów było tworzenie Legionów Dąbrowskiego i polityka Napoleona wobec Polski.

Powiernikiem swojego amerykańskiego majątku uczynił Kościuszko, na mocy testamentu, Thomasa Jeffersona. Dokument ten jak w soczewce skupia całą filozofię, jaką kierował się w swoim życiu spadkodawca. Jednocześnie losy testamentu doskonale rezonują z historią społeczno-polityczną tamtych czasów. Kościuszko domagał się od Jeffersona, by za majątek pozostawiony w Stanach Zjednoczonych wykupił on tylu czarnoskórych niewolników, ilu zdoła. To jednak zaledwie część zadania, sama wolność to za mało – mieli oni również otrzymać dostęp do edukacji i środki na utrzymanie, czyli działkę rolną.

Jefferson był nie tylko politykiem, lecz także plantatorem wykorzystującym pracę niewolniczą – przez jego majątek przewinęło się ponad 600 niewolników. Po śmierci polityka w 1827 r. pozostałych 140 zlicytowano. Były prezydent Stanów Zjednoczonych (był trzecim prezydentem, urząd pełnił w latach 1801–1809) zamiast wykonać wolę polskiego przyjaciela zmarłego w 1817 r. w Szwajcarii, w 1819 r. sądownie zrzekł się powierzonego mu zadania. Znajdował się wtedy na skraju bankructwa i aby się ratować, sprzedał Bibliotece Kongresu liczący 6500 tomów księgozbiór. Amerykański pisarz i eseista Ta-Nehisi Coates określił zachowanie Jeffersona jednoznacznie, zarzucając mu w 2012 r. w „The Atlantic” hipokryzję niegodną człowieka, który jest symbolem amerykańskiej wolności.

Ale czy w ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej możliwe było spełnienie woli Kościuszki? Trudno tę kwestię rozstrzyg­nąć. Nie ma to jednak znaczenia dla oceny samego Naczelnika, postaci niezwykle złożonej i zarazem w tej złożoności bardzo konsekwentnej. Wyznawana przez niego filozofia społeczna była nadzwyczaj nowoczesna i pod wieloma względami wyprzedzała ducha czasów. Zarówno chłopi w Polsce, jak i niewolnicy w USA musieli czekać na zniesienie pańszczyzny oraz niewolnictwa do lat 60. XIX w.

Majątek Kościuszki nigdy nie trafił do wskazanych w testamencie sukcesorów. Po śmierci Naczelnika rozpoczęły się potyczki prawne domagających się swojej części schedy. Ostatecznie sprawę rozstrzygnął w 1852 r. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, który ustalił, że wartość majątku w 1847 r. osiąg­nęła 43 504 dolary, ale tylko 5680 dolarów udało się odnaleźć. Sąd zdecydował, że pieniądze trafią do najbliższej rodziny.

Zafascynowany postacią polskiego bohatera francuski historyk Jules Michelet tak pisał w książce Kościuszko: legenda demokratyczna: „Był to ostatni z dawnych rycerzy – był to pierwszy z obywateli wschodniej Europy” (tłum. Xawery Godebski). Trudno o bardziej zwięzłe określenie wyjątkowości Naczelnika.

Czytaj również:

Na pełnych obrotach Na pełnych obrotach
i
Okładka z archiwum nr 426/1953 r.
Doznania

Na pełnych obrotach

Historia z okładki
Ida Świerkocka

Niektórzy są ludźmi renesansu. A inni? Epoki, która dopiero ma nadejść.

Astronom, mistrz finansów, lekarz czy matematyk? Zręczny administrator czy kanonik warmiński? Skuteczny agent (i przy okazji syn agenta) czy ofiara ostracyzmu? Kim był Mikołaj Kopernik? Wychodzi na to, że każdym po trochu, choć elementów wiarygodnych z jego życia prawdopodobnie jest tyle, ile palców u jednej ręki, a tych niepewnych – uwaga, szacuję – tyle, ile palców wszystkich rączek Daniela Mroza zamieszczonych na łamach „Przekroju”.

Czytaj dalej