Najlepiej wyraził to brytyjski komik Eddie Izzard. „Śiwa był bogiem stworzenia i zniszczenia. To bardzo wygodne. Buch! Patrzcie, co stworzyłem. Podoba wam się? Nie. OK, zniszczę. Jeżeli jesteś tylko bogiem stworzenia, to masz problem. Buch! Patrzcie, co stworzyłem. Podoba wam się? Nie? Dobra, wrzucę to do garażu”.
Tradycyjna ikonografia przedstawia Śiwę-niszczyciela jako bliskiego kuzyna Agni, boga ognia „z płową brodą, ostrymi szczękami i palącymi zębami”, którego pożywieniem jest drewno, a sztandarem dym. Jego aspekt twórczy wyrażał się z kolei w tańcu – najpełniejszym obrazem stworzenia-zniszczenia w świecie hinduizmu jest więc Śiwa tańczący w płomieniach. Ogień, który tworzy.
Każda komórka naszego ciała to taki właśnie mikro-Śiwa.
Metabolizm to przecież nic innego jak tylko nieustanny cykl niszczenia i tworzenia. Organizm człowieka, ale też dowolnej cudzożywnej bakterii, którą można hodować na posłodzonym talerzyku laboratoryjnym, opiera swoje funkcjonowanie na jednym fundamentalnym równaniu. Cząsteczka glukozy i 6 cząsteczek O2 dają 6 cząsteczek CO2, 6 cząsteczek H2O i energię. Choć rzeczywiste reakcje chemiczne będące realizacją tego procesu bywają okrutnie skomplikowane, jego zasadnicza logika wyraża się w tym uproszczonym równaniu. A wiecie, jak się nazywa ten proces? Spalanie.
Termin „spalanie” dla chemika oznacza każdy proces uwalniania energii pod wpływem utleniania, zwłaszcza gdy towarzyszy mu wydzielanie