Opowieści z krypt
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Opowieści z krypt

Adam Węgłowski
Czyta się 4 minuty

Robią wrażenie odkryte w Andach mumie inkaskich dzieci pochodzące z czasów tuż przed przybyciem konkwistadorów. Jeszcze bardziej niesamowicie wygląda zmumifikowany kilkumiesięczny inuicki chłopiec, też zmarły w XV w., a odkryty pół wieku temu na wybrzeżu Grenlandii.

Wciąż ma na sobie ciepłe futerko z kapturem, a dziecięca twarzyczka sprawia wrażenie, jakby patrzyła na nas z zaświatów. W przeciwieństwie do małego Grenlandczyka, zmumifikowanego w sposób naturalny, o pewną dziewczynkę ze starożytnego Rzymu zadbała rodzina. Zakonserwowała jej ciało, pokrywając żywicą, a następnie cienkimi blaszkami ze złota. Nawet jednak ta złota dziewczynka nie dorównuje Śpiącej Królewnie z Palermo.

Tragedia sprzed stu lat

Nazywała się Rosalia Lombardo. Urodziła się 13 grudnia 1918 r., a zmarła tydzień przed swoimi drugimi urodzinami. Zrozpaczona rodzina postanowiła zrobić wszystko, by jej drobne ciało przetrwało jak najdłużej. Dziewczynkę zabalsamowano i złożono w szklanej trumnie w słynnych katakumbach kapucynów w Palermo. Przez szkło Rosalię, nazwaną nie bez kozery Śpiącą Królewną, podziwia już kilka pokoleń. Ogląda jej śliczną buzię, patrzy na włosy z wpiętą w nie wielką kokardą. Mała wygląda naprawdę jak żywa, tylko pogrążona we śnie. To działa na ludzką wyobraźnię – i na emocje. Niektórzy zaczęli nawet wątpić, czy to ludzkie ciało, a nie lalka. Inni, dla odmiany, rozpowiadali, że oczy Rosalii co jakiś czas otwierają się i zamykają…

Naukowcy twierdzą, że to tylko złudzenie optyczne. Nie pozostawiają też wątpliwości, że to ludzka mumia, a nie lalka. Tym bardziej, że parę lat temu na skórze Rosalii zaczęły pojawiać się lekkie oznaki rozkładu. Do tego momentu spoczywała w trumnie wyłożonej ołowiem i przykrytej szkłem uszczelnionym woskiem. Najwyraźniej to nie wystarczało. Dlatego oryginalną trumienkę zamknięto dodatkowo w hermetycznej szklanej kapsule wypełnionej azotem. O takiej metodzie sto lat temu nikt oczywiście nie słyszał. I tak specjaliści są zgodni, że dziecko zabalsamowano wówczas nad podziw dobrze. Wielka w tym zasługa balsamisty Alfredo Salafii. Wynalazł on rewolucyjny na owe czasy płyn konserwujący. Podczas gdy wielu balsamistów używało toksycznych preparatów opartych na związkach arsenu, on zastosował w swoim m.in. formalinę, alkohol, kwas salicylowy i glicerynę. Formalina, wpuszczona w miejsce krwi zmarłej, zabijała mikroby. Kwas salicylowy – grzyby. Alkohol i gliceryna miały zapewnić odpowiedni stopień wysuszenia ciała. 

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Taki był przepis na Śpiącą Królewnę.

Moda mnichów

Nikt jednak nie zająłby się Rosalią w ten sposób, gdyby nie to, że cała Sycylia miała fiksację na punkcie mumii. W grobowcach i kościelnych kryptach na wyspie spoczywa ich całe mnóstwo. Tylko w katakumbach pod kościołem Kapucynów w Palermo, czyli w miejscu spoczynku Rosalii, znajduje się 8 tys. ciał, z czego jedną szóstą uznaje się za mumie. Najstarsza z nich należy do zmarłego w 1599 r. ojca Silvestra da Gubbio. Początkowo do katakumb trafiali tylko mnisi. Ich ciała uznawano za cudownie zachowane, ale tak naprawdę zadziałały dwa czynniki: sprzyjający mumifikacji suchy mikroklimat panujący w podziemiach oraz metody konserwacji stosowane przez kapucynów. Na przykład ciało ojca da Gubbio najpierw przez rok suszyli, potem umyli w occie winnym i obłożyli ziołami. Swoje metody udoskonalali. W XIX w. zaczęli zanurzać ciała w preparatach na bazie magnezu i arsenu. 

Mnichom pozazdrościli zwykli Sycylijczycy. Szlachta, prawnicy, lekarze, żołnierze, sklepikarze – wszyscy chcieli, by oni i ich bliscy mogli wyglądać po śmierci jak żywi, a przynajmniej próbowali opóźnić moment, gdy obrócą się w proch. Zwyczajem stało się odwiedzanie z rodziną zmumifikowanych krewnych, a nawet wizyty u nich z prośbą o radę w ważnych życiowych sprawach.

Mnichów balsamistów z czasem zastąpili naukowcy – chemicy. Rodziny ustąpiły miejsca turystom. Dziś suną podziemnymi korytarzami w Palermo, by zobaczyć Śpiącą Królewnę Rosalię, mnichów zastygłych z różańcami w dłoniach albo ubrane w koronkowe stroje nieboszczki z Korytarza Dziewic.

Niezniszczalni

Sycylia jest pod tym względem fenomenem, aczkolwiek afekt, jakim jej mieszkańcy darzą mumie, trudno postrzegać w oderwaniu od całych Włoch. To przecież katolicki kraj, pełen kościołów i krypt, w których spoczywają dziesiątki zwłok świątobliwych mężczyzn i kobiet opierających się rozkładowi i zwanych przez to „nieniszczejącymi”, niezniszczalnymi. Najsławniejsze przykłady to św. Zyta z Lukki (zm. 1272), św. Ryta z Cascii (zm. 1457), św. Katarzyna z Bolonii (zm. 1463), św. Wirginia Centurione Bracelli (zm. 1651), św. Alojzy Orione (zm. 1940) czy św. ojciec Pio (zm. 1968).

Niezwykła trwałość „nieniszczejących” ma zarazem potwierdzać otaczający ich nimb świętości. Lecz na niejednych takich zwłokach naukowcy zauważyli ślady sztucznego wypychania ciała, chirurgicznych zabiegów i rozmaitych metod konserwacji. Podobnie zresztą jest ze zwłokami świętych w innych krajach. Nawet znana z objawień maryjnych w Lourdes św. Bernadeta Soubirous, pochowana we francuskim Nevers, ma pokryte woskiem twarz i ręce, bo poczerniały i zaczęły się rozkładać. Podobnie woskowe jest oblicze św. Jana Marii Vianneya, dumy francuskiego Ars. A nawet wspomniany wcześniej ojciec Pio ma twarz zasłoniętą silikonową maską, by zasłonić objawy rozpadu, które dotknęły „nieniszczejącego”.

Dodajmy, że owo eksponowanie gorzej lub lepiej zachowanych zwłok świętych nie jest domeną tylko Kościoła katolickiego. Praktykowane bywa też w pewnym stopniu w chrześcijaństwie wschodnim (dość wspomnieć zmumifikowanych średniowiecznych mnichów z pieczar kijowskiej Ławry Peczerskiej czy relikwie XIV-wiecznych tzw. męczenników wileńskich wystawione w cerkwi św. Ducha w stolicy Litwy), chociaż pod względem doktrynalnym oba wyznania różnią się w ocenie tych fenomenów. Niemniej jednak trudno pozbyć się wrażenia, że w tym eksponowaniu rzekomych oznak cudownego oparcia się czasowi w bogato dekorowanych sarkofagach i trumnach chrześcijańskim świętym bliżej do dawnych faraonów niż do Jezusa. Jego ciało obmyto, pokryto maścią z mirry i aloesu, obłożono wonnościami i zawinięto w pogrzebowy całun. W pośpiechu, ale zgodnie z żydowskim obyczajem i w poszanowaniu godności.

 

Czytaj również:

Truposze znad Wisły
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Truposze znad Wisły

Adam Węgłowski

Polacy nie Egipcjanie, ale swoje mumie mają. Skąd i gdzie?

Ano można je zobaczyć na przykład w kryptach kościoła pod wezwaniem św. Kazimierza Królewicza w Krakowie. Począwszy od XVII stulecia chowano tam świeckich i zakonników, a mikroklimat panujący w podziemiach sprzyjał naturalnej konserwacji zwłok. Dziś w tych katakumbach stoi kilkadziesiąt trumien, a niektórym ich lokatorom można się przyjrzeć. Jest mężczyzna w mundurze z czasów napoleońskich. Szlachcianka wysłana na tamten świat w sukni panny młodej. Są też oczywiście mniej i bardziej pobożni mnisi. Krypty stały się swego czasu wielką atrakcją, jednak ostatnio udostępniane są rzadko, w okolicach Zaduszek. Swoją drogą, kto powiedział, że strupieszali żołnierz i panna mają ochotę służyć zaspokajaniu naszej ciekawości niczym dziwy z gabinetu osobliwości?

Czytaj dalej