Biegał najszybciej, najdłużej, najdalej. Kiedy jednak doznał poważnej kontuzji, Markus Torgeby, obiecujący szwedzki ultramaratończyk, w jednej chwili musiał pożegnać marzenie o karierze zawodowego biegacza. Wtedy zniknął.
Zamieszkał w tipi w jämtlandzkiej puszczy. Nauczył się tam rozpalać ognisko i na nim przyrządzać jedzenie. Odkrył jadalne i lecznicze rośliny. Poznał las od ściółki po korony drzew. Żył tak cztery lata. Przyroda pomogła mu poskładać się na nowo.
Anna Tatarska: „Nie uciekłem od cywilizacji w ramach jakiegoś eksperymentu. To był mój sposób na przetrwanie”. Tak pisze Pan w książce Pod gołym niebem, której polskie tłumaczenie właśnie do nas trafia.
Markus Torgeby: Kiedy miałem 12 lat, dotarło do mnie, że umrę. Zrozumiałem to, patrząc na moją matkę. Miała stwardnienie rozsiane i powoli rozsypywała się na moich oczach. Mam wrażenie, że kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że śmierć jest nieuchronna, przestajemy być dziećmi. Zaczynamy inaczej żyć, obciążeni presją podejmowania właściwych wyborów. Tamto doświadczenie mnie ukształtowało, kilka lat później to ono po mojej kontuzji sportowej zaprowadziło mnie do lasu i do tipi.
Dziś już nie boi się Pan śmierci?
Wierzę, że umrę, a wtedy moje życie stanie się czymś innym. Na pewno kojarzy pani pisarza C.S. Lewisa, autora Opowieści z Narni. Był profesorem, naukowcem, przez większość życia nie&nb