Dzieci mają prawo do opieki, nauki i życia bez przemocy – żeby jednak stało się to oczywistością, trzeba było się postarać. I postarała się o to dwójka zapaleńców: Janusz Korczak jako jeden z pierwszych apelował o uznanie praw dziecka, Eglantyne Jebb doprowadziła do ich spisania.
Nigdy się nie poznali, ale gdyby jakimś trafem stanęli obok siebie, można by było wziąć ich za rodzeństwo. Oboje rudawi, o wysokim czole, głęboko osadzonych, niebieskich oczach, prawie w tym samym wieku – Korczak był młodszy o dwa albo trzy lata (zależnie od tego, czy za rok jego narodzin przyjmiemy 1878, czy 1879). Oboje podobnie błyskotliwi, z charyzmą i pacyfizmem w sercu. Różniło ich za to podejście do dzieci. On naprawdę lubił z nimi przebywać, Eglantyne Jebb wprost przeciwnie. Nie chciała mieć własnych, cudze, nawet te z najbliższej rodziny, męczyły ją. W Korczakowskim Domu Sierot – zatłoczonym i hałaśliwym – pewnie nie wytrzymałaby ani jednego dnia. Ale osobiste sympatie i antypatie nigdy nie miały dla niej większego znaczenia. Dzieci na świecie istnieją, więc trzeba się o nie zatroszczyć.
W młodości chciała zostać nauczycielką, stoczyła nawet o to boje z ojcem, który uważał, że owszem, to dobre zajęcie, ale tylko wtedy, gdy panna nie ma szans na małżeństwo, więc może sobie spokojnie psuć reputację studiami, a nawet zarobkowaniem. Eglantyne zupełnie nie zależało na reputacji (podobnie jak na zamążpójściu), z pracy w szkole zrezygnowała jednak już po roku – mimo szczerych chęci nie umiała przyzwyczaić się do dzieci.
W późniejszych latach mówiła o swoim nauczycielstwie jako o porażce, zarazem przyznając, że było to jedno z najważniejszych doświadczeń w jej życiu. Dzięki niemu po raz pierwszy zobaczyła prawdziwe ubóstwo („wiedziałam, że tutaj żyje się ciężko, ale nie wiedziałam, że aż tak” – pisała do przyjaciółki) oraz to, jakie piętno odciskało ono na jej uczennicach, jak dusiło ich ambicje, ciekawość świata, dziecięcą radość. Między innymi ta wiedza doprowadzi ją kilkanaście lat później do punktu, kiedy – już ciężko chora – postanowi uratować wszystkie dzieci na świecie.
Proces
Kwiecień 1919 r. był w Londynie bardzo