Jeśli miałbyś, Czytelniku, trafić do jakiegoś azjatyckiego piekła, rekomendujemy to buddyjskie – najlepszy stosunek jakości do kosztów. Przegląd buddyjskich i taoistycznych ofert dla grzeszników przygotował Tomasz Wiśniewski.
W niemal nieskończonej przestrzeni istnieje niemal nieskończona ilość światów, zamieszkiwanych przez nieskończoną liczbę istot – tak najzwięźlej można określić kosmologię buddyjską. Co prawda istnieli mnisi, którzy podawali dokładne wyliczenia dotyczące ilości czy wielkości światów, ale są one na tyle astronomiczne i abstrakcyjne, że właściwie nieużyteczne.
Na najwyższych poziomach bytu istnieją krainy „bezforemne”, krainy „czystej formy”, krainy istot pogrążonych w medytacji; dopiero niżej znajdują się światy bogów, zazdrosnych bogów, ludzi, zwierząt, istot opanowanych przez żądze. Najniżej znajdują się piekła.
Buddyjskie piekło nie jest miejscem wiecznej męki, nie tylko z tego powodu, że jak wszystko w buddyzmie jest przemijające i tymczasowe, lecz także dlatego, że istota, która w nim przebywa, po odbyciu kary odradza się w innej rzeczywistości. Takie piekło pod względem funkcji przypomina zachodni czyściec.
W indyjskich pismach wymienia się osiem piekieł „gorących” i osiem piekieł „zimnych” (w których tortury powiązane są z zimnem). Nazwy poszczególnych piekieł są jednocześnie opisem tego, co się w nich dzieje: Samghata (Wzajemne roztrzaskanie), Raurawa (Płaczące), Tapana (Parzące) itd. Najbliżej naszej powierzchni położone jest Samdźiwa (Odradzające). Grzesznicy umierają tam w makabrycznych warunkach; następnie odradzają się przez siłę wiatru, który porusza ich szczątkami. Przez krótką chwilę rozkoszują się życiem, po czym znów umierają w męczarniach; ta krótka chwila rozkoszy wyjaśnia, dlaczego Samdźiwa znajduje się najbliżej powierzchni. Głębiej nie ma już takich luksusów.
Ponadto każde z ośmiu piekieł ma cztery bramy, które prowadzą do podpiekieł (jest ich łącznie 128). Mnisi wyróżnili cztery rodzaje podpiekieł. Wspomnijmy ciekawy przypadek Kszuramarga. Grzesznik trafia do lasu ostrzy: wiatr strąca ostrza na grzesznika; ostrza odcinają jego członki; członki zostają schwytane i zjedzone przez łaciate psy.
Z biegiem czasu powstawały nowe wizje; obok ośmiu piekieł gorących i zimnych, których położenie mniej więcej było określone w stosunku do mitycznej góry Meru, dodawano nowe, które istniały niezależnie i których istnienia wymagały grzechy nie dość zadowalająco uwzględnione przez starożytnych autorów.
Jedno z takich wyobrażeń odnajdujemy w dziele z X w. o tytule Ōjōyōshū (Zbiór podstawowych zasad zbawienia) pióra japońskiego mnicha Genshina. Mowa o piekle przeznaczonym dla rozpustników i lubieżników. Istota, która się w nim odrodzi, znajduje się w lesie, w którym drzewa zamiast liści i gałęzi mają ostrza. Na szczycie takiego drzewa można ujrzeć oblicze ponętnej dziewczyny, która mruży oczy uwodzicielsko. Grzesznik, rozpalony wewnętrznie takim widokiem, zaczyna wspinać się po drzewie, kalecząc się okrutnie. Kiedy dociera do celu, nie odnajduje dziewczyny. Widzi ją na dole, jak mówi do niego: „Tak nie mogłam się ciebie doczekać, że zeszłam na dół”. Ogarnięty miłosną chucią lubieżnik zaczyna schodzić, znów raniąc się i tnąc sobie członki. Na dole okazuje się, że dziewczyna znów z niecierpliwości wspięła się na szczyt drzewa. Ta dramatyczna pogoń powtarza się, jak wyliczono, przez 10 eonów.
W Chinach przed pojawieniem się buddyzmu nie znano idei piekła rozumianego jako miejsce kary. Kiedy jednak taka idea powstała, rozwinęła się bujnie. W odróżnieniu od innych tradycji mówiono tam wyłącznie o piekłach „zimnych”. Inspiracje dla chińskich myślicieli płynęły nie tylko z tekstów indyjskich, ale także z tortur więziennych. Liczba piekieł nie jest jednoznacznie określona; wiadomo za to, że w każdym z piekielnych pięter pracuje uczciwy urzędnik odpowiedzialny za sprawiedliwy osąd duszy.
Manuskrypt z V w. Jieye benxing jing (Księga panowania nad karmą i pierwotnym postępowaniem) wymienia 10 możliwych kar piekielnych. Są to na ogół typowe kary piekielne: ostrza tnące skórę, drzewa z szabel, ogień, połykanie rozżarzonego węgla itd. Na uwagę zasługuje jednak kara będąca czymś w rodzaju rozwinięcia tego, co spotyka grzesznika w Samdźiwa: odrodzenie, po którym następuje skucie w kajdany, prześladowanie i cierpienie do czasu, aż… zostaje się zamordowanym.
Jedną z chińskich nazw piekła jest Diyu (Więzienie Ziemi). Kiedy istota kończy w nim swój pobyt, udaje się do pewnego ciemnego pomieszczenia, w którym szuka dla siebie kolejnego – tym razem ziemskiego – wcielenia; następnie wypija specjalny napój, który usuwa pamięć o przeżyciach z Diyu. Rzecz ciekawa, na przełomie XVI i XVII w. żył gubernator Guo, który odkrył w syczuańskiej górze wejście do Diyu: udało mu się je zwiedzić i opuścić bez wypicia wspomnianego napoju. To, co zobaczył, szczegółowo zapisał. Jednak nie na papierze – przebieg całej wędrówki wykuł w niezniszczalnej skale.
Czy ten pobieżny przegląd wschodnich geografii i tortur piekielnych pozwala na wykrycie jakichś zbieżności z zachodnią tradycją? Być może główne podobieństwo polega na tym, że wyobrażenia piekielne są znacznie bardziej pomysłowe i rozbudowane niż te dotyczące rajskich rozkoszy.
Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!