Rabindranath Tagore miał dwa życia. Dla Europy był mistycznym mędrcem, dla Indii – kłopotliwym prorokiem. Wybitny poeta i myśliciel wierzył w jedność ludzkości oraz jej uniwersalny umysł. Przyjaźnił się z Gandhim i Einsteinem, założył pionierski uniwersytet uczący mądrości Wschodu i Zachodu. Co przetrwało z jego wiary w połączony świat?
Był jednym z intelektualnych gigantów przełomu XIX i XX w., geniuszem wielu dziedzin – od poezji i prozy przez malarstwo aż po muzykę. A także pielgrzymem, który swoją uniwersalną duchowość prezentował od Japonii po USA. Po otrzymaniu w 1913 r. Literackiej Nagrody Nobla (to pierwsze w historii wyróżnienie dla nie-Europejczyka) wszędzie witały go tłumy, a elity traktowały jak guru, rzecznika dziedzictwa kulturowego Indii oraz politycznego komentatora. Choć on głównie uważał się za poetę. W istocie przez większość życia czuł się odosobniony. Niełatwo mu było zaprzyjaźnić się z kimś czy choćby znaleźć intelektualną bliskość – w całym swoim życiu takich relacji miał zaledwie kilka. W ojczyźnie przytłaczała go atmosfera etniczno-religijnych waśni, za granicą zmagał się ze stereotypami o Azjatach. Jego ideały dotyczące wolności, swobodnego przepływu inspiracji i rozwoju duchowego ponad podziałami sytuowały go poza dominującymi w epoce nurtami, przełomowymi wydarzeniami oraz nastrojami społecznymi. W czasach wzrostu nacjonalizmu, rasizmu i militaryzmu, a potem dwóch wielkich wojen jego przemyślenia i dzieła dojrzewały, by w końcu stać się antidotum na te zjawiska. Im bardziej świat poddawał się manii szukania różnic i tworzenia podziałów, z tym większym skupieniem Tagore szukał tego, co głęboko ludzkie i niepodważalnie wspólne. Dlatego jego myśli mogą się okazać wsparciem dzisiaj, gdy historia zatacza koło, a po dekadach poszukiwania wspólnotowości i pokoju świat znów odmienia słowa „wojna” i „granica” przez wszystkie przypadki.
W literackiej świątyni
Tagore przeżył 80 lat, swój czas na Ziemi przyrównywał do życia drzewa – był niezależny, a zarazem połączony z naturą. Rozwój uważał ze najważniejsze zadanie. Jednoczesna przynależność do świata przyrodniczego i humanistycznego wydaje się korzeniem jego przekonań. Sporo z postawy outsidera głoszącego jedność wszelkiego istnienia mógł zawdzięczać przodkom. Urodził się w rodzinie uprzywilejowanej i wywrotowej. Któryś z jego prapradziadków pozwolił na pomieszanie płynącej w ich żyłach krwi hinduskiej z muzułmańską – od tej pory ród Tagore znalazł się na uboczu struktury społecznej Bengalu jako dziwny i zbrukany.
Przestronna rezydencja rodziny – Jorasanko Thakur Bari (Dom Thakurów, których szlachetne nazwisko Brytyjczycy wymawiali jako „Tagore” i tak już zostało) – wciąż stoi w północnej Kalkucie. Wystarczy wejść za bramę, by odczuć spokój i ulgę od zgiełku. Ale poza ciszą dom oferuje niewiele: zachowało się tylko trochę mebli, zniknęły stroje, naczynia, książki. Młodzi wolontariusze oprowadzają po przewiewnych pokojach, opowiadając głównie o tłumie, jaki otoczył Jorasanko po śmierci Tagorego w sierpniu 1941 r. Najstarszy syn poety nie mógł się wówczas przedrzeć na nabrzeże rzeki Hugli – oddalone o zaledwie 20 minut marszu – by dopełnić tam ostatnich rytuałów przy ciałopaleniu. W zastępstwie zrobił to inny krewny. W miejscu kremacji jest dziś nieduży pomnik. Dobrze tam przyjść rano, popatrzeć na rytualną kąpiel i promy pasażerskie na rzece. Z niesionego w to miejsce ciała poety tłum wyrywał włosy, zdzierał fragmenty okrycia.
Tagorego traktowano jak bóstwo, wbrew jego woli i wyznawanej przez niego filozofii. Część rękopisów i pamiątek po nim znajduje się w Śantiniketanie – muzeum przy założonej przez niego uczelni we wsi pod Kalkutą. Większość jednak, łącznie z medalem noblowskim, została skradziona. Gołe ściany Jorasanko najlepiej więc zwiedzać, mając przy sobie tomy poezji Tagorego. Albo posiedzieć dłużej na dziedzińcu i poczekać, aż ktoś wielbiący jego pieśni zacznie je nucić. Dla Indusów ten dom jest literacką świątynią. Niemal wszyscy znają tu jakiś utwór poety na pamięć, a poproszeni o ukochane wersy wyrecytują je bez wahania. Każdemu twórcy można życzyć takiej miłości, jaką jego darzono. Dla wyrafinowanych czytelników pozostaje geniuszem frazy, rytmu i rewolucyjnych konstrukcji, dla większości – poetą, który trafia do serc, gdyż pisze językiem zrozumiałym, niemal codziennym, oddającym ich tęsknoty, cierpienia i zachwyty.
XVIII-wieczny dom z ogrodem i dziedzińcem stanął na ziemi, którą za zasługi otrzymał dziadek Rabindranatha – Dwarkanath (1794–1846), jeden z najzamożniejszych ludzi w ówczesnej Kalkucie. Robił bajeczne interesy z Kompanią Wschodnioindyjską, przyjaźnił się z Dickensem, bywał na dworze królowej Wiktorii. Znał perski, angielski i sanskryt. Jako zamindar – wielki posiadacz ziemski – handlował też indygo i węglem oraz założył jeden z pierwszych bengalskich banków. Należał do najbardziej wpływowych Indusów epoki kolonialnej, a także był jej doskonałym dzieckiem: nosił się arystokratycznie, przejmował kosmopolityczne mody, podróżował i korzystał z dobrodziejstw Europy.
Dołączył również – pod wpływem nauk Rammohana Roya, ważnego reformatora społecznego – do monoteistycznej grupy wyznaniowej Brahma Samadź. Uważa się, że to Roy rozpoczął trwający blisko dwa stulecia ruch odnowy nazywany bengalskim renesansem. Prąd ten przyniósł rozbudzenie intelektualnych i cywilizacyjnych ambicji Indusów. Dzięki niemu uczyli się niezależności, zaczęli być też świadomi swojej kultury w kontrze do brytyjskiej dominacji. Powstawały bengalskie uczelnie, pojawiały się nowe kierunki polityczne i nieznane dotąd formy sztuki. Stolicą rozwoju naukowego i twórczych poszukiwań była Kalkuta, ale jej oddziaływanie objęło cały Półwysep Indyjski. Bez tej rewolucji umysłowej, duchowej i artystycznej nie sposób wyobrazić sobie późniejszego upadku brytyjskiego panowania nad Indusami, którzy długo funkcjonowali w czymś, co Tagore opisywał jako apatię i letarg. Przytłoczeni europejską machiną władzy, z trudem uczyli się rozpoznawać własną sprawczość i podmiotowość.
Za ostatniego wybitnego przedstawiciela bengalskiego renesansu uważa się właśnie Rabindranatha Tagorego. Był zwolennikiem edukacji prowadzonej w językach indyjskich, wyswobodził literaturę ze sztywnych struktur gramatycznych, napisał setki pieśni inspirowanych ludowymi tradycjami wędrownych mistyków – baulów – a sztuki teatralne i powieści poświęcone wielkim ideom oraz dylematom epoki wypełnił postaciami z krwi i kości. Emocjonalna i psychologiczna wiarygodność jego bohaterów przemawiała do nowych grup odbiorców. W pieśni Jana Gana Mana opisał piękno indyjskiego pejzażu, a także przenikającą go najwyższą istotę duchową. Zrobił to tak poruszająco, prosto i uniwersalnie, że jej słowa towarzyszyły indyjskiemu ruchowi niepodległościowemu przez cztery dekady. Wreszcie w 1950 r. pierwsza zwrotka stała się hymnem demokratycznej Republiki Indii.
Na rodzinnej scenie
Uczestnicząc w wielkim przebudzeniu Indii, Rabindranath przeszedł inną drogę niż jego zanglicyzowany i kolaborujący dziadek Dwarkanath, który skądinąd właśnie dzięki uprzywilejowanej pozycji już w pierwszej połowie XIX stulecia mógł sobie pozwolić na przyjęcie nieznanego, rewolucyjnego wyznania. Wspólnota Brahma Samadź opierała się na duchowych naukach upaniszad, późnych pism filozoficznych hinduizmu. Odrzucała doktrynalne odczytywanie świętych tekstów, rozpowszechniony kult bóstw czy istnienie awatarów – boskich wcieleń. Jej wyznawcy występowali przeciw systemowi kastowemu. W rezydencji rodu Tagore doszło więc do rewolucji; zmieniły się obyczaje i nawet kobiety, które nie pochwalały przewrotu, musiały się do niego przystosować. Po nagłej śmierci Dwarkanatha rodzinne imperium finansowe runęło. Synowie nie chcieli robić interesów z Koroną Brytyjską i musieli przez lata spłacać długi ojca. Z czasem udało się odbudować status ekonomiczny, a przede wszystkim prestiż familii promującej sztukę, wydającej czasopisma i pozostającej w intelektualnej awangardzie epoki.
Rabindranath urodził się w Jorasanko 7 maja 1861 r. jako najmłodszy z piętnaściorga dzieci. Swego ojca, Debendranatha, i matkę, Saradę Devi, widywał rzadko. Zmarła zresztą, gdy Rabi miał 14 lat. Otaczali go służący, kucharze, odźwierni, koniuszowie – wszyscy ci, których potrzebowała bengalska rodzina. Służący myli go, ubierali, recytowali mu fragmenty z Ramajany. Chodzili z nim do ogrodu, który był dla niego miejscem zaczarowanym. Dorastając w wielopokoleniowym domu, nie czuł się jednak dobrze. Tłamsiła go hierarchia dająca miażdżącą przewagę starszym. Nie popierał konserwatywnych przekonań ojca, który przywrócił część rytuałów kastowych, kobietom pozwalał tylko na edukację domową, a córki wydawał za mąż, gdy miały ledwie osiem lat. Rabindranath odmówił chodzenia do zanglicyzowanej szkoły. Nie chciał być poddany intelektualnej obróbce i stać się typowym bhadralokiem, czyli bengalskim dżentelmenem.
Od 15. roku życia miał więc prywatnych nauczycieli, którzy zapewniali mu kompleksowe wykształcenie. Uczył się bengalskiego, sanskrytu i angielskiego, geometrii, arytmetyki, historii oraz muzyki. Ćwiczył indyjskie zapasy i gimnastykę, miał nawet małe domowe laboratorium do nauk ścisłych. Samo dorastanie w Jorasanko było swoistą akademią sztuk pięknych; wielu członków rodziny angażowało się w twórczość artystyczną, pisało, publikowało i występowało. Jego wujowie sponsorowali gazety, byli patronami literatów. Nic dziwnego, że talent Rabiego rozkwitł właśnie na rodzinnej scenie – jeszcze jako nastolatek wydał kilka tomików wierszy, potem zaczął pisać dramaty i powieści historyczne. Ojciec dwukrotnie wysłał go do Anglii na kursy prowadzone w London University College, ale w 1880 r. Rabi został wezwany z powrotem, by pilnować rodzinnych interesów na wsi.
Gdy miał 23 lata, został ożeniony z 10-letnią dziewczynką z wiejskiej rodziny – Mrinalini. Spędzili razem prawie dwie dekady, w tym czasie urodziło się im pięcioro dzieci. Mrinalini zmarła nagle na niezdiagnozowaną chorobę. Tagore dbał o nią i pisał o niej z czułością, ale znacznie bliższe duchowe porozumienie nawiązał wcześniej z żoną brata – Kadambari Devi – której dedykował wiersze i której samobójcza śmierć bardzo nim wstrząsnęła. W kolejnych latach Tagore miał przeżyć jeszcze więcej strat, w tym śmierć własnych dzieci: córki Renuki i syna Samindry. Kilka lat spędził na prowincji w Bengalu i Orisie, gdzie doglądał rodzinnych włości. Mieszkał wówczas na łodzi. Był to czas, który później opisywał jako samotny i depresyjny. Ale właśnie wtedy zbliżył się do ludzi spoza swojej uprzywilejowanej sfery. Poznawał codzienność wsi, pracę na roli, przyziemne problemy – cała ta nauka znalazła odzwierciedlenie w jego przemyśleniach o jedności Indii, w poezji oraz pieśniach opiewających piękno Bengalu i skromne życie.
Wielka pobudka
Przełom XIX i XX w. przyniósł Indusom wyraźne ożywienie – coraz więcej mówiło się o indyjskiej tożsamości i samorządności. Powstał Indyjski Kongres Narodowy (współzałożycielem był Gandhi) – partia, która istnieje do dziś i wspólnie z wielkim ruchem społecznym doprowadziła do niepodległości Indii. Tagore wyłonił się ze swojej samotni, wrócił do Kalkuty i zaangażował się w indyjskie życie społeczne, które uaktywniło się po latach bezruchu. Zajmował się redakcją w kilku czasopismach, publikował teksty polityczne. W przeciwieństwie do członków głównego nurtu niepodległościowców nie popierał współpracy z brytyjską władzą. Uważał, że nie należy domagać się od kolonizatorów współudziału w rządach. Chciał pokazywać Indusom, że mogą być samodzielni. Pisał, że zamiast machać skrzydłami w klatce, powinni zakwestionować jej istnienie. Do tego jednak musieli uświadomić sobie swoją tożsamość; uznać, że są pełnowartościowymi istotami zdolnymi stać o własnych siłach. Lata kolonizacji utrwaliły poczucie niższości, wyuczoną bezradność. Tagore w kilkudziesięciu esejach politycznych, przemówieniach i wykładach przekonywał, że trzeba porzucić fałszywy prestiż bycia nieomal Anglikiem (jak jego dziadek) i cieszyć się godnością bycia Indusem. Dzięki temu postulatowi wpłynął na rozwój całego ruchu niepodległościowego. Poeta głosił ideę państwa opartego na jedności w różnorodności, na połączeniu etnicznych, językowych i religijnych tradycji w jeden naród.
Tę myśl, którą można nazwać koncepcją narodu wielokulturowego, rozwijał później Jawaharlal Nehru, pierwszy premier niepodległych Indii. Po stuleciach brytyjskiej dominacji i celowym wprowadzaniu podziałów – ale też przy całym doświadczeniu mieszkańców, którzy identyfikowali się raczej jako członkowie niedużych społeczności określanych przez wyznanie, pochodzenie, język – idea tworzenia jednego organizmu była przełomowa i stanowiła wielkie ćwiczenie społeczne. Tagore podkreślał, że w Europie za organizację życia społecznego odpowiada państwo, w Indiach – samo społeczeństwo. I tak powinno pozostać. Dlatego za najważniejsze uważał budowanie poczucia własnej tożsamości, trenowanie atma-śakti – samowzmocnienia Indusów. Samorządność powinna być wspierana. Jak? Tagore przekazał kilka praktycznych rozwiązań: budowa sieci irygacyjnych łączących gospodarstwa na wsiach, kształcenie w szkołach dzieci z różnych grup społecznych, uruchomienie systemu mikropożyczek dla rolników, rozwiązywanie konfliktów poprzez pozasądowe ugody itd. Jedności trzeba uczyć się w praktyce, cierpliwie i codziennie zasypywać rowy bierności oraz wrogości. Bez tego – uważał Tagore – nie może być mowy o prawdziwym oporze wobec władzy Brytyjczyków.
Jednak liderzy ruchu niepodległościowego nie słuchali jego rekomendacji. Były dla nich niewygodne. Tagore mówił bowiem, że nie wszystkiemu winni są kolonizatorzy. Że sami Indusi doskonalą się w postrzeganiu siebie nawzajem jako innych i gorszych. Że elity gardzą ubogimi mieszkańcami wsi i muzułmanami, że Indie nie wytworzyły sfery publicznej, mają tylko strefy wspólnotowe, zamknięte na obce wpływy. Brakuje im przestrzeni wymiany, symbolicznej i rzeczywistej agory, na której spotykaliby się i działali razem. Bengalskim nacjonalistom nie podobało się to punktowanie ich politycznej słabości. Tagore odstawał także, bo krytykował kampanię bojkotu brytyjskich towarów. Potępiał również akcje militarne i zamachy terrorystyczne podejmowane przez część działaczy niepodległościowych. Uważał je za bohaterskie, ale nietrafione i politycznie nieskuteczne. Jedyną przestrzenią, w której upatrywał prawdziwej emancypacji, była kultura – tylko przez budowanie świadomości wspólnoty uda się stworzyć społeczeństwo złożone z ludzi rozdzielonych barierami religijnych praktyk i języków. Zgadzał się, że opór wobec Brytyjczyków może jednoczyć, lecz tylko na chwilę. Aby stworzyć naród indyjski, trzeba iść do ludzi, zajrzeć w najodleglejsze zakątki i do najmniejszych społeczności, powiązać się współdziałaniem, złączyć ziemie programami społeczno-ekonomicznymi. Tagore nie popierał też pomysłu Gandhiego, by przywrócić ręczne tkactwo oraz inne tradycyjne rzemiosła. Poeta – choć w latach 20. XX w. napisał powieść o niebezpieczeństwach wynikających z mechanizacji życia i pracy – nie odrzucał przemysłu i rozwoju nauki. Uważał je za koniecznie dla dobrobytu. Te różnice, a także fakt, iż myśli Tagorego nie znajdowały posłuchu, spowodowały, że jeszcze przed pierwszą wojną światową wycofał się z aktywizmu politycznego, skupiając się na edukacji i literaturze.
Uniwersytet na drzewie
Dalekowzroczność i pragmatyczność myśli Tagorego mogą dziwić, zwłaszcza że uważał się przede wszystkim za poetę. Mimo politycznego zaangażowania znajdował czas na pisanie. Na początku XX w. powstały jego najsłynniejsze powieści, w tym Chokher Bali (1903) ukazująca katusze młodej wdowy skazanej przez surową obyczajowość na wyrzeczenie się emocji i relacji za życia (tradycyjnie wdowom w Indiach nie wolno było m.in. ponownie wychodzić za mąż, uczestniczyć w uroczystościach i spotkaniach, nosić biżuterii, używać przypraw czy zaznawać jakiejkolwiek radości w życiu). Kilka lat później ukazała się powieść Gora (1907) – historia o nacjonaliście, który przechodzi poważną przemianę: z fanatycznego hinduisty w entuzjastę tożsamości indyjskiej. Wcześniejsze powieści Tagorego były symboliczne i historyczne, w tych pisarz dojrzał do portretowania życia w całym jego realizmie i złożoności. Potrafił wypełnić postaci prawdziwymi dylematami. Ukazał dramat dziewczyny duszącej się w mieszczańskiej rodzinie. Albo inteligenta, który na wieść o swoim prawdziwym pochodzeniu przeżywa szok i musi przeorganizować dotychczasowe myślenie o świecie.
Rabindranath dał się poznać jako uważny obserwator, trzymał się blisko codzienności. Pisał nieskrępowanie o seksualności, przekraczaniu tabu. I robił to, stosując język bliski czytelnikowi, porzucił tzw. wysoki, literacki bengalski oraz jego hermetyczność. Pisał dużo; tylko na przełomie wieków opublikował dziesiątki pieśni patriotycznych i około 10 tomów wierszy. Zaczął tworzyć poezję duchową, której szczytowym osiągnięciem był tom Gitanjali. Pieśni ofiarne (1910) – inspirowany po części twórczością poetów mistycznych i sufickich, takich jak Kabir, Hafez czy Tulsidas. Tagore sam przełożył Gitanjali na angielski (z redaktorskim wsparciem wybitnego irlandzkiego poety Williama Butlera Yeatsa) i zyskał wielkie uznanie w Europie oraz USA. Ten jeden tom wyrażający pragnienie złączenia się z Bogiem – rozumianym jako byt przenikający wszelkie istnienie – wystarczył, by w 1913 r. przyznano mu Literacką Nagrodę Nobla. Zachód natychmiast przyjął Tagorego jako mędrca duchowego ze Wschodu i taki stereotyp się zachował. Pozostałe dzieła, inne wcielenia i aspekty jego twórczości są w naszym kręgu kulturowym mało znane. Dla Zachodu Tagore rozbłysnął jako mistyk poezji. Długobrody, noszący kurty guru był żywym spełnieniem orientalistycznych wyobrażeń o mądrościach płynących z Azji. Tymczasem autor miał dla świata inną prawdę, którą starał się głosić i wcielać w życie.
Już w 1901 r. przystąpił do realizacji swojego najważniejszego projektu – uczelni i ośrodka rozwoju w Śantiniketan, w bengalskiej wsi. Nazwał ją Viśva-Bharati, co można przetłumaczyć jako złączenie Indii oraz świata. Tego pragnął – aby stały się one częścią kulturowego dorobku ludzkości, zajęły w nim swoje miejsce. Zaczął naukę z pięcioma uczniami i marzeniem, by wkrótce to miejsce zaczęli odwiedzać nauczyciele z całych Indii, a także innych krajów, aby tam wspólnie wzrastali, wymieniając się wiedzą. Śantiniketan miał być czymś innym niż uniwersytety, które ze studentów czyniły biernych odbiorców gotowych pakietów myśli. Tu prawda i rozumienie miały rodzić się pomiędzy nauczycielami i uczniami, w ruchu, w przyrodzie, na wolnym powietrzu. Zajęcia odbywały się pod drzewami, a nawet w ich koronach. Atmosfera bardziej przypominała aśramę niż uczelnię. Ten adres – miejsce spotkania oraz wymiany nauk Wschodu i Zachodu – przez lata pozostawał centrum wszelkich wysiłków Tagorego. Jak również jego finansową bolączką, bo pieniędzy brakowało od początku. Poeta przekazywał na utrzymanie szkoły wszystkie dochody ze swoich publikacji, z wykładów i wystąpień na całym świecie. Jeździł w długie międzynarodowe trasy, szukając intelektualnego braterstwa w Japonii, Chinach, Bułgarii, Szwajcarii, we Francji, w Wielkiej Brytanii, USA czy Kanadzie. Ale podróżował też po to, by zarobić na utrzymanie uczelni; w drodze poznawał wybitnych myślicieli – wielu potem odwiedzało jego uniwersytet, szczególnie po przyznaniu mu literackiego Nobla. Studiowali tam także przyszli liderzy wolnych Indii, w tym Indira Gandhi. A mimo to konieczne było regularne zaciąganie pożyczek i sprzedaż biżuterii żony. Tuż przed śmiercią Tagore pisał do Gandhiego z prośbą, by ten zaopiekował się Śantiniketanem – jego największym osiągnięciem, najcenniejszym ładunkiem jego ziemskiej podróży. Mahatma obiecał, że zajmie się szkołą, ale zginął w zamachu kilka lat później. Finansowana przez władze stanowe uczelnia do początku XXI w. przeważnie trzymała się założeń nauczyciela. Odkąd jednak w 2008 r. władzę w Indiach przejęli prawicowi nacjonaliści, coraz bardziej przypomina ona kampus dla ideologii niezgodnej z myślą Tagorego. Obecny rząd propaguje hasło „Indie dla hindusów”; promuje przekonanie, że tylko wyznawcy hinduizmu mogą czuć się tam u siebie, inspiruje i wspiera akty dyskryminacji czy ataki na muzułmanów.
Zajęcia w Viśva-Bharati odbywają się teraz w klasach i według sztywnych schematów, kadra naukowa została wymieniona. Premier Narendra Modi zaś przez pół roku zapuszczał włosy i brodę, by – zdaniem wielu, w tym twórców internetowych memów wyśmiewających tę metamorfozę – upodobnić się fizycznie do wybitnego poety, po czym założył typową dla Tagorego długą sukmanę i pozował do zdjęć w Śantiniketanie. Nie on jeden chce przejąć rząd dusz i umysłów, zdobyć władzę w regionie stanowiącym intelektualną mekkę kraju. Premierka stanu Bengal Zachodni, słynąca z grubiańskich zachowań i wypowiedzi populistka Mamata Banerjee, obwołała się wicekanclerką tej uczelni, a niedawno wydała tom ze swoimi wierszami. W całych Indiach trwa ideologiczny szturm na instytucje naukowe i edukacyjne, ksenofobiczni i niewykształceni politycy chcą mieć je dla siebie.
W oczekiwaniu na ratunek
W ostatnich dwóch dekadach życia Tagore dużo podróżował, pisał udane i poczytne powieści, m.in. o dyskryminacji kobiet, nierównościach ekonomicznych oraz klasizmie w Indiach. Zaczął także malować, i to z powodzeniem. Rozmyślał o świecie, był entuzjastą duchowej unii Chin z Indiami – przekonany, że te wielkie i starożytne cywilizacje mają światu wiele do zaoferowania. Z Gandhim dyskutował o konfliktach etniczno-religijnych w kraju i zagrożeniach płynących z podsycania nienawiści. Im bliżej było do indyjskiej niepodległości, tym bardziej podzielony i pochłonięty demonami faszyzmu jawił się świat. Wizja zjednoczonej ludzkości, którą postulował Tagore, zderzyła się w końcu z realiami – zaostrzającymi się konfliktami, tworzeniem wielkich armii.
Mimo wszystko noblista pozostał wierny swoim przekonaniom o uniwersalnej naturze życia, wszechświata i ludzi. Konsekwentnie odrzucał religijność, wierząc jedynie w Wiecznego Ducha przenikającego wszystko, w unię między tym, co pochodzi z natury i z człowieka. Uważał, że ludzkie umysły są połączone, stanowią całość, którą nazywał umysłem uniwersalnym, metaświadomością. Spierał się o to z Einsteinem, który uznawał te twierdzenia za nienaukowe. Na pytanie, czy stolik stoi i istnieje, ponieważ ja go widzę, fizyk noblista odpowiadał: nie, stolik stoi faktycznie, obiektywnie, niezależnie od ludzkiego oka. Noblista literat się nie zgadzał. Uważał, że istnienie stolika jest możliwe tylko w uniwersum ludzkich zmysłów, że jego faktyczność jest iluzoryczna, a nasze umysły wspólnie projektują taki obraz wszechświata, jaki same umieją rozpoznać. Poza nim – przekonywał – jest inna prawda. Choć obu wielkich, pięknie różniących się umysłów od dawna nie ma wśród nas, ich spór pozostaje żywy. Ale też nauka i duchowość znajdują się obecnie bliżej siebie. Przekonania Tagorego o uniwersalnej energii tworzącej wszystko są pod wieloma względami podobne do najnowszych teorii fizycznych. Badacze pracujący obecnie na Zachodzie (a wielu z nich pochodzi z Azji) stopniowo znajdują nowe sposoby, by mierzyć i definiować zjawiska wcześniej opisywane przez filozofów ze Wschodu. I choć globalizację Tagore najpewniej postrzegałby jako zagrożenie dla autentycznej jedności ludzi, doceniłby rosnącą liczbę połączeń i międzykulturowych podobieństw. Ludzkość wciąż skupia się na powierzchownych różnicach, ulega politycznym zaklęciom o podziałach i konfliktach. Ale poza tym zgiełkiem rosną drzewa, a kosmiczna jedność coraz częściej daje o sobie znać. O złączeniu natury i człowieka najwięcej mówią nam dziś zmiany klimatu, których jesteśmy sprawcami, uczestnikami i ofiarami.
Tagore lubił bywać w świecie, szukać przyjaźni opierających się na intelekcie i duchowości. Równocześnie jednak męczyła go sława. Wychowany w domu bez bożków wiedział, że bałwochwalstwo nie chroni – jak pisał – przed „żarłocznością wiecznego kurzu”, że przeminie nie tylko on sam, lecz także podobny los czeka jego myśli i dzieła. Kilkanaście minut spacerem od domu Jorasanko, w którym zmarł po operacji nerki w 1941 r., stoi współtworzona przez niego biblioteka – Chaitanya Library. Powstała w 1889 r. jako pierwsze w Indiach repozytorium książek dla Indusów (Biblioteka Narodowa była nią tylko z nazwy, wstęp zarezerwowano dla Brytyjczyków). Znajdują się tam tysiące książek, wiele z nich ma ponad 150 lat. Napisane są m.in. w hindi, po bengalsku i angielsku. Nikt ich już nie wypożycza ani nie czyta. Niszczeją na regałach, atakowane przez termity i pleśń. Otoczone ciszą i ciemnością czekają na ratunek. Syn ostatniego bibliotekarza próbuje zachować to dziedzictwo, szuka sponsorów, ale biblioteka pozostaje własnością kilkunastu żyjących jeszcze i niechętnych zmianom 90-latków. Książki tkwią zamknięte na piętrach, a na parterze co wieczór zbiera się grupka ubogich dzieci z sąsiedztwa. Wolontariuszki pomagają im odrabiać lekcje, uczą podstaw matematyki i bengalskiego. Na zewnątrz codzienny rumor Beadon Street – legendarnej ulicy, przy której działały najważniejsze teatry i stowarzyszenia budzące Bengalczyków do niepodległości. Tu Tagore uczestniczył w marszach i przemawiał. Tu śpiewano jego pieśni. Tu umierają, pożerane przez wieczny kurz, jego książki.
Korzystałam m.in. z publikacji: Sabyasachi Bhattacharya, Rabindranath Tagore: An Interpretation (Penguin Books India, 2011); Nityapriẏa Ghosha, Rabindranath Tagore: A Pictorial Biography (Niyogi Books, 2011); The Definitive Tagore (prace zebrane, Rupa Publications India, 2017).
Drugie życie Indusa
Słowniczek wyrazów i wyrażeń indyjskich
Dharma – wieloznaczny termin występujący m.in. w hinduizmie i buddyzmie. Może być rozumiany m.in. jako: prawo, prawda, zbiór zasad, ścieżka życiowa.
Hinduizm – trzecia religia na świecie pod względem liczby wyznawców, dzieląca się na setki różnorodnych odłamów. Wszystko, co ma z nią związek – święta, wierzenia itd. – określamy jako hinduskie (a nie hinduistyczne, które to słowo kojarzy się z radykalnymi ruchami religijno-nacjonalistycznymi).
Hindus – wyznawca hinduizmu. W środku zdania pisany małą literą, co nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku wobec Bogu ducha winnego człowieka, za to ściśle wiąże się z ortografią.
Indus – rodowity mieszkaniec Indii. Może być hindusem, ale równie dobrze może być np. buddystą, muzułmaninem czy ateistą. Wszystko, co ma z nim związek – ubranie, zwyczaje, język itd. – określamy jako indyjskie. Słowo „Indus”, dawniej chętnie używane, obecnie wraca; przede wszystkim za sprawą tych, którzy chcą podkreślać, że – wbrew temu, co głosi tamtejszy nacjonalistyczny rząd – w Indiach nie istnieje jedna narodowa religia.
Języki indyjskie – wielka grupa języków o różnych alfabetach. W Indiach są 23 języki urzędowe, wśród nich specjalny status mają hindi i angielski.
Joga – system filozofii indyjskiej łączący ciało i ducha. Na Zachodzie nieraz mylnie postrzegany wyłącznie jako gimnastyka.
Jogasutry – starożytny traktat opisujący jogę, stworzony w formie aforyzmów (sutr).
Upaniszady – najważniejsze teksty filozoficzno-religijne tradycji wedyjskiej. Zawierają podstawowe dla hinduizmu koncepcje, np. sansary (wiecznej wędrówki, ciągłego cyklu narodzin i śmierci). Są najnowszą częścią Wed.
Wedy – najstarsze i podstawowe teksty hinduizmu (w sanskrycie weda oznacza to samo, co po polsku nazywamy wiedzą).