Pióro, które uskrzydla Pióro, które uskrzydla
i
Warsztaty Ewy Landowskiej „Litera elementarzowa”, Kraków 2021; zdjęcie: Edyta Dufaj, źródło: elementarz.info
Edukacja

Pióro, które uskrzydla

Aleksandra Pezda
Czyta się 9 minut

Dlaczego nie powinno się zaczynać nauki pisania od „a” i w jaki sposób odręczne kreślenie liter wpływa na pracę mózgu? Wyjaśnia kaligrafka Ewa Landowska.

Ewa Landowska prowadzi warsztaty, kursy i pokazy kaligrafii, a także projektuje własne kroje pisma oparte na klasycznych alfabetach. Jest autorką m.in. Elementarza do nauki pisania i czytania ułożonego według metody nauki pisania, Krótkiej historii litery łacińskiej, a także współautorką serii Piękna litera – podręczników do nauki klasycznej kaligrafii. W 2015 r. na zlecenie Kancelarii Sejmu przepisała odręcznie Konstytucję RP. W 2020 r. zainicjowała powstanie wirtualnego Muzeum Kaligrafii i Historii Pisma.

Aleksandra Pezda: Po co w dobie klawiatury i sztucznej inteligencji pielęgnować zanikającą sztukę odręcznego pisania?

Ewa Landowska: Dla mnie kaligrafia jest rodzajem sztuki. Czerpię z niej przyjemność tak samo jak ze słuchania muzyki lub oglądania obrazów. Nie potrzebuję więc dodatkowych argumentów. Rozumiem jednak sens tego pytania w szerszym kontekście, kiedy mówimy o piśmie odręcznym, użytkowym. Często zadają mi je uczestnicy warsztatów, także rodzice czy nauczyciele, ponieważ zwykle potrzebują argumentów naukowych. Odpowiadam w ten sposób: upiśmiennienie pomogło stworzyć nowoczesne społeczeństwa. Dbałość o pisanie odręczne jest więc równa walce z analfabetyzmem, a w dzisiejszych czasach – z postępującym wtórnym analfabetyzmem.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przecież nie jesteśmy analfabetami, mimo że coraz rzadziej piszemy długopisem czy piórem. Nie pamiętam już nawet, kiedy odręcznie napisałam coś innego niż swoje imię i nazwisko.

Badania wykazują, że gdy do pisania wybieramy symbol z klawiatury, nie dokonujemy jego analizy w taki sam sposób jak wtedy, gdy go odwzorowujemy odręcznie i z pamięci. Nasz mózg pracuje inaczej. Potrzebujemy pisania odręcznego przede wszystkim na wczesnym etapie rozwoju, dlatego że ta czynność aktywuje w mózgu ośrodek Broki, który jest odpowiedzialny za rozwój mowy i rozumienie języka. Ale nie tylko – ma on znaczenie także w procesie zapamiętywania informacji. Gdy wykorzystujemy klawiaturę, nasza uwaga koncentruje się głównie na szukaniu symboli poszczególnych liter, ewentualnie na korygowaniu popełnianych podczas ich wybierania pomyłek. Nawet gdy błędy poprawiamy, nasz mózg wykonuje tę pracę, nie koncentrując się na analizie zapisywanych treści.

„Elementarz” Ewy Landowskiej; zdjęcie: Edyta Dufaj, źródło: elementarz.info

 

„Elementarz” Ewy Landowskiej; zdjęcie: Edyta Dufaj, źródło: elementarz.info

Co tracimy, gdy pisanie zastępujemy klikaniem?

Dzieci nauczą się czytać, ale gorzej będą sobie radziły z rozumieniem treści. Te, które już czytać potrafią, będą trudniej zapamiętywały. Takie wnioski płyną z prac naukowców, którzy tropią różnice pomiędzy pisaniem odręcznym a klawiaturowym. Warto wskazać co najmniej dwa takie eksperymenty. Jeden z nich przeprowadzili wśród studentów amerykańscy psycholodzy Pam Mueller i Daniel Oppenheimer, a wyniki opublikowali w 2014 r. w artykule The Pen Is Mightier Than the Keyboard: Advantages of Longhand Over Laptop Note Taking [Pióro jest potężniejsze od klawiatury. Zalety sporządzania notatek odręcznych w porównaniu z pisaniem na laptopie].

Studenci podczas wykładu zostali podzieleni na dwie grupy: jedni robili notatki odręcznie, drudzy korzystali z komputerów. Ci pierwsi zanotowali oczywiście mniej, ale były to zapiski bardziej skondensowane i przemyślane niż sporządzone przez grupę wyposażoną w komputery. Przypisani do tej ostatniej zanotowali więcej i nierzadko odzwierciedlali wykład słowo w słowo, ale kiedy przyszło do sprawdzenia, kto ile zapamiętał, okazało się, że znacznie więcej utrwaliło się w głowach tych, którzy notowali odręcznie. Już podczas pisania dokonywali oni bowiem selekcji informacji, utrwalając w ten sposób materiał.

Kolejny eksperyment dotyczył dzieci. Amerykańskie psycholożki Karin James i Laura Engelhardt podzieliły niepiśmiennych jeszcze pięciolatków na trzy grupy: pierwsza miała przepisać drukowane litery z obrazka, druga – po śladzie, trzecia – w komputerze. Okazało się, że tylko u tych dzieci, które przepisywały litery, aktywował się w mózgu ośrodek Broki odpowiadający za generowanie mowy.

To znaczy, że dzieci, które uczą się pisać „po śladzie”, być może później nauczą się liter?

Właśnie! A przecież od lat tak się pracuje w szkole. Tylko pozornie ułatwiamy w ten sposób naukę pisania. Zamiast wzmacniać umiejętności piśmiennicze dzieci, osłabiamy je i spowalniamy naukę mowy oraz tempo zapamiętywania informacji. To tak silne przyzwyczajenie, że nawet dorośli proszą mnie o pisanie po śladzie, gdy zgłaszają się na warsztaty kaligrafii. Nigdy tego jednak nie robię. Od dawna miałam poczucie, że taka technika nie jest skuteczna, bo mózg nie uczy się wtedy niczego nowego. Teraz jest to już nawet dowiedzione naukowo. Umiejętność pisania, jak każda czynność manualna, wymaga wielu ćwiczeń i lat praktyki, podobnie jak gra na instrumencie. Nie wszystko da się przyśpieszyć. Zresztą – dzieci uczą się pisania szkolnego, ciągłego od samogłosek, od litery „a”, która jest jedną z najtrudniejszych do odtworzenia.

Jak to „a” jest za trudne? Które litery są prostsze?

Naukę powinno się zaczynać od liter „i” oraz „o”, bo każdą następną budujemy z dwóch elementów: łuków i prostych kresek. Ponieważ w szkole wprowadza się litery w innej kolejności, stworzyłam swój własny podręcznik – z takim przydługim tytułem, żeby wszystko było jasne: Elementarz do nauki pisania i czytania ułożony według metody nauki pisania. Jest przeznaczony dla siedmiolatków, którzy najczęściej potrafią już czytać, ale dopiero będą uczyli się pisać.

To ciekawe zresztą, że nasze elementarze stawiają na naukę czytania, a do nauki pisania nie przykłada się dziś tak dużej wagi. W polskiej szkole przedwojennej nauka ta trwała pięć lat, potem ludzie kaligrafowali bardzo kształtnie już do końca życia. Dzisiaj piszemy brzydko i niewielu na zmianie tego stanu rzeczy zależy. Nauczyciele często już nawet nie korygują błędnie zapisanych liter. Nie są do tego zresztą przygotowani. Kiedyś chciałam się wybrać jako wolny słuchacz na zajęcia dla przyszłych pedagogów. Wyobrażałam sobie, że poznam metodykę nauczania pisania. Odkryłam jednak, że takich zajęć nie ma. Nauczyciele wczesnoszkolni potwierdzili to, gdy ich zapytałam: nikt ich już nie przygotowuje do tego, jak uczyć dzieci pisać. Sprawdzałam też, jaka jest ich wiedza o literze, czy orientują się, skąd pochodzi taki, a nie inny kształt. Otóż nie orientują się. Jedyne, co mają do dyspozycji na początku swojej pracy, to gotowe zeszyty ćwiczeń. Żadnej wykładni metody albo kolejności, zgodnie z którą dzieci mogłyby poznawać litery.

Jako dziecko pisała Pani starannie?

Nie! Do dzisiaj, mimo że praktykuję kaligrafię, moje odręczne pismo nie jest zbyt estetyczne. W szkolnych latach kolekcjonowałam uwagi: „Pisz ładniej!”. Pewnie dlatego, że tak jak wszyscy uczyłam się pisać na literach, które mają wiele błędów graficznych. To nie ułatwia pisania jednocześnie płynnego i ładnego.

Co to znaczy, że nasze litery mają błędy graficzne?

Dobrym przykładem są łączniki międzyliterowe. Dzisiaj nie spełniają swojej funkcji albo nawet po prostu ich już nie ma. Na przykład litera „o” – przypomina tę drukowaną, jest tylko owalem, coraz częściej wręcz kółkiem, bo już nawet nie zwężamy liter tak, jak powinniśmy. Dawniej „o” było wyposażone w łącznik, taką pętelkę umożliwiającą połączenie z następnym znakiem w wyrazie. W płynnym pisaniu chodzi przecież o to, żeby stawiać litery bez odrywania pióra czy długopisu od kartki, a przy okazji robić to nie tylko czytelnie, ale i szybko. Na przykład w słowie „osa” u góry „o” wykonujemy pętelkę, żeby od razu przejść do litery „s”. Teraz dzieciom pozwalamy ominąć łączniki. Pytanie: czy ułatwia im to pisanie? Moim zdaniem nie, bo muszą przenosić długopis, żeby rozpocząć pisanie kolejnej litery. W młodszych klasach słabo ćwiczymy ładne pisanie, a w czwartej już wszyscy narzekają, jak katastrofalna jest ta umiejętność wśród uczniów. Dzieci są dziś tak przeciążone szkolnymi obowiązkami, że chętnie się je zwalnia z zadań, które wydają się zbędne. Tak się czasem myśli o pisaniu odręcznym.

zdjęcie: Edyta Dufaj, źródło: elementarz.info

Z przekory więc przygotowała Pani elementarz do nauki pisania odręcznego?

Opracowałam go, bo coraz częściej rodzice pytali mnie, z czego powinni korzystać, kiedy uczą dzieci pisania. A ja nie miałam dobrej odpowiedzi. Dzisiejsze elementarze nie przedstawiają pod tym względem żadnej wartości. Podręczniki stare, sprzed drugiej wojny światowej, były co prawda podporządkowane nauce kaligrafii, ale polecanie ich obecnie nie ma żadnego sensu – styl pisania się zmienił, świat jest gdzie indziej, zresztą zdobyć takie elementarze byłoby trudno. W dodatku pisano wtedy stalówką, litery były dwuelementowe, co znaczy na przykład, że znaki różniły się szerokością elementów konstrukcyjnych. Długopis czy cienkopis, których dzisiaj używamy, nie odwzorują ich.

Popularnego nadal podręcznika Mariana Falskiego nie poleciłabym, bo według mnie – a także w opinii innych kaligrafów i pedagogów, również tych, którzy byli aktywni zawodowo w czasach jego największej popularności – litery przez niego zaproponowane wręcz utrudniały naukę pisania i w konsekwencji prowadziły do degradacji pisma. Falski uczył bardzo dobrze czytania, jego metoda okazała się najlepsza, dzięki niej najmłodsi uczniowie mogą przyswajać wiedzę samodzielnie. Sama jako dziecko uczyłam się czytać z Falskiego i to bez niczyjej pomocy. Jednak litery w jego Elementarzu zostały uproszczone, moim zdaniem ze szkodą dla kształcenia płynnego i estetycznego pisma. Od tamtej pory zaczęła się w szkole nauka brzydkiego i mało funkcjonalnego pisania.

Ja prześledziłam ewolucję litery łacińskiej w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat i nauczyłam się posługiwać powstałymi w tym czasie najważniejszymi stylami. Każdy z 40 rodzajów alfabetów do mojej książki Krótka historia litery łacińskiej sporządziłam ręcznie, rozumiem więc, jak bardzo konstrukcja litery wpływa na proces pisania. Literom Falskiego często brakuje logiki, co utrudnia zachowanie płynności podczas procesu pisania. Po co np. brzuszek małej literze „b” zamykać, skoro można pętelką wyprowadzić z niego łącznik?

Czy ma Pani ulubioną literę, najchętniej rysowaną albo będącą – według Pani –kwintesencją doskonałości?

Odpowiedź na to pytanie jest trudna, ponieważ w kaligrafii możemy wyróżnić kilkadziesiąt rodzajów pisma, a potem jeszcze wiele odmian każdego z nich. Gdybym jednak miała wybrać, byłaby to litera „p”. W swojej konstrukcji łączy ona zarówno elementy proste, jak i skomplikowane, bo i owal, i kreskę, i łuk. W zależności od epoki litera „p” miała brzuszek zamykany bądź otwarty, z łącznikiem. Do czasu wynalezienia druku łączniki stanowiły istotny walor liter, chodziło oczywiście o to, aby szybko i płynnie zapisywać całe wyrazy. Potem konstrukcja literki „p” zmieniła się w taki sposób, że do tej pionowej laseczki nie dopisywano już brzuszka zamkniętego, tylko taki wężyk z naturalnym wyprowadzeniem do następnej litery. Tak pisane przypomina dzisiaj literę z cyrylicy.

Czy na warsztaty kaligrafii przychodzą do Pani ci, którzy chcą poprawić swój charakter pisma?

Czasem są to rodzice zamierzający uczyć swoje dzieci pisać albo nauczyciele chcący dowiedzieć się czegoś o literach. Zdarzają się artyści zajmujący się projektowaniem i planujący poszerzyć wachlarz kompetencji graficznych. Najczęściej jednak przychodzą ludzie, którzy – podobnie jak ja na początku – szukają w tym zabawy, chcą spędzić czas inaczej niż zwykle albo po prostu szukają kontaktu z pięknem. Niektórym zależy na tym, aby zwolnić, bo tempo życia jest ogromne i na co dzień trudno skupić się na czymś tak z pozoru bezproduktywnym.

Kaligrafia może być formą medytacji?

Może pomóc się skoncentrować. Często po zajęciach słyszę zdziwione okrzyki: „Niemożliwe, że minęły już cztery godziny!”. Uczestnicy czasem mi się zwierzają, że przyszli z innego powodu, ale zostają, bo odkryli, że to dla nich jakaś forma terapii.

Świetnym przykładem były warsztaty, które przeprowadziłam razem z psycholożką Ewą Krokosz dla osadzonych w zakładzie karnym w Kluczborku. Zapisywali się bardzo chętnie, bo w takim miejscu każda forma aktywności stanowi atrakcję. Ale gdy przyszli na zajęcia, zaczęli się trochę śmiać. Kpili, że to tak, jakby wrócili do pierwszej klasy, żartowali jeden z drugiego, że „wychodzi za linijkę”. Już myślałam, że nic z tego nie będzie, a warsztaty miały trwać cztery godziny. W końcu ucichli i zaczęli angażować się w pracę. W sali zapanowało skupienie, a w miejsce żartów pojawiły się pytania: „Co mam zrobić, żeby ta litera wyszła mi lepiej?”. Kiedy przyszedł czas na podsumowanie spotkania, jeden z mężczyzn powiedział, że pierwszy raz, odkąd jest w zakładzie karnym, czuł się tak spokojny. Skończyło się na wspólnym malowaniu muralu na ścianach okalających więzienny spacerniak. Powstały rysunki lasu, dzikich zwierząt i hasła kojarzące się z ciszą, skupieniem i wolnością.

Jest coś takiego w kaligrafii – to czynność manualna, która wymusza skupienie, a także daje poczucie sprawstwa. Wytwarzamy coś konkretnego, a w dodatku pięknego.

„Elementarz” Ewy Landowskiej; zdjęcie: Edyta Dufaj, źródło: elementarz.info

Czytaj również:

Spisz się, mózgu! Spisz się, mózgu!
i
zdjęcie: Elin Iversen/NTNU
Promienne zdrowie

Spisz się, mózgu!

Maria Hawranek

Jak funkcjonuje nasz mózg, kiedy piszemy odręcznie, a jak, gdy używamy klawiatury? Czemu lubi ruch i wyzwania? Z Audrey van der Meer, norweską neuropsycholożką i neurobiolożką, rozmawia Maria Hawranek.

Chociaż to dzięki ludzkiemu móz­gowi są możliwe loty na Księżyc, Internet i nowoczesne badania neurologiczne, on sam najlepiej rozwija się w okolicznościach typowych dla naszych pradziadków. Starodawne zwyczaje typu chodzenie na piechotę, ręczne robienie notatek, pisanie w zeszycie (albo palcem na piasku) bardzo mu odpowiadają. A co więcej, są naukowe przesłanki, aby stwierdzić, że właśnie te proste czynności czynią nas mądrzejszymi.

Czytaj dalej