Ćwirek to zwykły, szary przedstawiciel krakariatu, zatrudniony na kontrakt kurzym pazurem pisany. Nie ma piskląt ani perspektyw. Złóżmy dyskretną wizytę w jego dziupli.
„W pierwszym kroku Kruk wykroił krainę górną i grunt. Wygrodził chmury, granity i morskie koryta. Odgarnął gorąco od kry. Rozkazał, by wkroczyły pokraczne kreatury: krokodyle, goryle i kraby. A o zmroku kraknął: ukoronujmy kreację kraptakiem, karykaturą Kruka! Kraptaku! Wskroś borów się rozkracz! Karczuj graby i karpackie świerki! Kangury i tury tapiruj i krępuj! Lecz kraptaku, krzyknął Kruk jeszcze ochryplej, rozkazuję ci nie krążyć nad Górą, na której ja króluję. Jednak kraptak skierował się ku Górze i Kruk gromem go kropnął, na grunt strącił, katastrofą ukarał…”
Krakanie Prałata Sromotnika niosło się po kuchni jednodziuplowego mieszkanka. Ćwirek doskoczył do odbiornika. Kiedyś lubił słuchać przemówień członków episklopatu, śmieszył go ich archaiczny język. Ale ostatnio nie mógł go już znieść. Zamaszystym dziobnięciem przełączył Radio Sroka na Radio Marabut. Od razu usłyszał kojący, przyjemny głos doktor Ary:
– Jesteśmy szczytowym etapem ewolucji krukowatych – tłumaczyła naukowczyni. – Mieliśmy nawet wspólnego przodka z pingwinami i kondorami. Poświęciliśmy jednak zdolność latania i pływania na rzecz myślenia i wytwarzania narzędzi. Najpierw nauczyliśmy się wyplatać. Potem dziobami i pazurami zaczęliśmy zapisywać znaki na korze. Wreszcie porzuciliśmy gniazda na drzewach i zeszliśmy na ziemię. Tak zaczęliśmy budować naszą cywilizację.
Ćwirka do teorii ewolucji nie trzeba było przekonywać. Ale gadanie o szczytowym etapie rozwoju wydawało mu się tak bezdennie głupie, że stracił nad sobą panowanie.
– Nie my jesteśmy ukoronowaniem ewolucji! To guano, które wytwarzamy i którym zafajdaliśmy całą planetę, to jest cel wszystkiego! – zaczął świergotać, skacząc jak oszalały po zabałaganionej kuchni. I jakby na zawołanie w radiu pojawił się temat globalnego zaguanienia.
– Niektóre poliptaki wciąż twierdzą, że to nie my jesteśmy źródłem guana zalewającego glob – mówiła doktor Ara. – Ale nasze badania udowodniły niezbicie, że guano jest ornitogenne. Pokazały to obserwacje satelitarne i modele komputerowe. Nauka jest tu jednomyślna.
– Oczywiście, że nauka jest jednomyślna – wrzasnął Ćwirek jeszcze głośniej. – Kiedyś też była jednomyślna, gdy dowodziła, że guano jest skarbem, który można wykorzystać jako paliwo dla postępu technicznego. Postępu?! Chyba ustępu! Wy, naukowcy, jesteście najgorszą plagą i nieszczęściem dla świata, bo wy zawsze chcieliście czegoś więcej. Gdyby nie wy, wszyscy byśmy żyli w zgodzie z naturą, a nie taplali się…
– Cicho tam, Ćwirek, nie mieszkasz sam, daj spać – dobiegły głosy zza przepierzenia. – Nie wszyscy pracują w nocnych poidłach, niektórzy chodzą do pracy o brzasku, jak normalne ptaki.
– Normalne ptaki – wymamrotał Ćwirek. – Chodzenie spać z kurami nic wam nie pomoże. Siwieją wam już pióra, a ciągle was nie stać na własne dziuple. I nigdy nie będzie was stać. Mnie zresztą też nie. A kradytu nie chcę, nikt mi zresztą nie da!
Usiadł z głową między skrzydłami w niemym otępieniu, w które zapadał ostatnio coraz częściej. W Radiu Marabut rozpoczynała się audycja ornitologiczna.
– Dużo ważniejsze od konfliktu między nauką a religią – mówił z głośnika jeden z ornitologów – są podziały i nierówności w ptasim megastadzie. Elity opływają w puch w swoich leśnych rezydencjach, podczas gdy doły narzekają na przepiórzenie w miastach. Powszechne są szyderstwa, że biedakom bliżej do prymitywnych kurowatych niż myślących krukowatych. Życie bogatych mieszkańców „bocianich gniazd” mających pierwszeństwo w kolejce dziobania bardzo różni się od wegetacji biedaków w „kurnych chatach”, którzy często jedzą skorupy ze śmietników wylęgarni. Wykształcone ptactwo ma ustaloną grzędę kariery, podczas gdy słabo wyedukowana czerń na co dzień styka się z nierównością płciową, kuroterstwem, a nawet kurostwem. Wśród biedaków rozwija się ptasia grypa, kurza ślepota i choroba wściekłych dżdżownic.
– Nic więc dziwnego – przytaknął drugi ekspert ptasiego radia – że wiele młodych osobników szuka szczęścia w innych ptasiopoliach, za morzami i oceanami. Lecz życie tam nie jest łatwe. Z powodu odmiennego upierzenia można dostać w dziób. Krakanie z obcym akcentem spotyka się z agresją.
– Wszyscy ci – ciągnął trzeci znawca – którym nie starcza szczęścia i znajomości, zwani Pokoleniem Nieopierzonym, organizują protesty na drzewach i dachach, prowokują burdy podczas meczów piłki dziobanej i organizują piesze zloty pod sztandarami ze skrzyżowanymi grzebieniami. Tymi dziobami i tymi pazurami wywalczymy sobie przynależne nam prawa! Trzeba iść nie z piórem, lecz pod pióro! Chodźcie z nami! Tylko my dodamy wam skrzydeł!
– Już grzędę wyższą parlamentu obrzucono jajecznicą z gadzich jaj! – krzyczał czwarty głos z radia. – Już wybuchła pierwsza bomba wyładowana pteromitem! Rewolucja się rozpoczęła! Ktoś musi zjeść tę żabę, a bociany wyginęły dawno temu…
Ćwirek otworzył oczy. Radio grało stary przebój Surfujący ptak. Wyjrzał na ulicę: ani śladu apokalipsy. Więc to był sen. No nic, trzeba nastroszyć piórka i iść do pracy.