Po pierwsze: nie szkodzić. O chorobach upraw, szkodnikach i drapieżnych sprzymierzeńcach Po pierwsze: nie szkodzić. O chorobach upraw, szkodnikach i drapieżnych sprzymierzeńcach
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Wiedza i niewiedza

Po pierwsze: nie szkodzić. O chorobach upraw, szkodnikach i drapieżnych sprzymierzeńcach

Permakultura na balkonie (4)
Łukasz Nowacki
Czyta się 7 minut

Mamy wyczekaną połowę maja. W gotowości powinny prężyć się już rozsady pomidorów, ogórków, papryk, miechunek, cukinii, arbuzów i pozostałych ciepłolubnych roślin. Pamiętajcie, aby posadzić je w balkonowych skrzynkach dopiero po zimnych ogrodnikach i zimnej Zośce.

Tak w ogrodowym żargonie określa się majowe zimne dni, kiedy istnieje zagrożenie wystąpienia przymrozków mogących uszkodzić młode siewki. Na podstawie wieloletnich obserwacji pogodowych określono, że po 15 maja mamy małe prawdopodobieństwo wystąpienia niskich temperatur i to wtedy powinniśmy bezpiecznie sadzić ciepłolubne uprawy do gruntu.

Potem czekają nas tylko bezsenne noce i drżenie o to, aby nic nie zeżarło nowo posadzonych roślin. A – jak wiemy – zagrożenia czają się wszędzie…

Co dolega moim pomidorom?

Od wielu lat śledzę wpisy na grupach poświęconych uprawianiu własnej żywności w warunkach miejskich. Co chwila natrafiam na rozbudowane wątki dyskusyjne poświęcone WALCE z chorobami roślin, najbardziej skutecznym środkom służącym ZABIJANIU szkodników i „ekologicznym” preparatom pomagającym utrzymać roślinki przy życiu. W mojej ocenie pokazuje to, jak dalece odeszliśmy od natury i jak bardzo namieszano nam w głowach. Wszystko, co nie mieści się w naszym wyobrażeniu idealnej uprawy, chcemy zdeptać, zabić, strącić w przepaść i odesłać w niebyt. A co z naczelnymi zasadami permakulturowej etyki: dbałością o Ziemię i wszystko, co żywe? Dbaniem o dobrobyt ludzi? Przecież używając chemicznych środków tzw. ochrony roślin, trujemy też siebie. Wśród podstawowych zasad permakultury jest również dzielenie się nadmiarem upraw – czy utrata kilku roślin na rzecz innych mieszkańców naszych balkonowych ogrodów to taki wielki dramat?

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na podstawie uważnej obserwacji balkonowych ekosystemów możemy się wiele nauczyć. Ja nauczyłem się tego, że mimo pozornego chaosu na permakulturowych balkonach panuje równowaga i harmonia. Jeżeli – dajmy na to – na skraju lasu pojawi się za bardzo rozbuchana populacja jakiegoś gatunku owada, który z uwielbieniem zjada liście dębu, to można spodziewać się, że wkrótce zjawi się tam stado ptaków, których przysmakiem jest ten właśnie owad. Samoregulacja – ten termin doskonale opisuje to, co ma miejsce w zrównoważonym ekosystemie.

Jeżeli ktoś pyta mnie, jak radzę sobie z inwazją mszycy na pomidorach, często odpowiadam, że sobie nie radzę… Stoję, obserwuję i wyczekuję momentu, w którym przylecą biedronki i najedzą się mszycami do syta. Bo wiem, że wkrótce się pojawią. A jeżeli problem powtarza się co roku, w sąsiedztwie pomidorów sadzę rośliny wspierające, które przyciągają biedronki dokładnie w to miejsce. Są to np. rośliny z rodziny baldaszkowatych: marchew, pietruszka, koper czy kolendra.

Poza tym celowo zostawiam na balkonie niewielkie sterty liści i patyków, pod którymi biedronki mogą przezimować. Zawieszanie tzw. hoteli dla owadów też pomaga rozwojowi populacji naszych niezastąpionych sprzymierzeńców w walce z mszycami. Taki hotel możemy zbudować we własnym zakresie. Wystarczy drewniana ramka z daszkiem i naturalne materiały, w których lubią zimować owady: trzcinowe rurki, słoma, glina, upakowane liście, szyszki itp. Warto pamiętać o dodatkowym zabezpieczeniu takich konstrukcji przed ptakami. Wystarczy gęsta, metalowa siatka osłaniająca docelowe miejsce zimowania owadów, a przygotowany przez nas hotel nie zamieni się w stołówkę dla dzięciołów. Warto też nauczyć się rozpoznawać larwy biedronek. Niestety, często są mylone ze „szkodnikami” i zwalczane – a tak naprawdę to one są w stanie wyregulować populacje niepożądanych z naszego punktu widzenia gatunków.

Oprócz biedronek pomagają nam inne grupy owadów. Warto rozszerzyć swoją ogrodniczą wiedzę i przyswoić chociaż nazwy owadzich sprzymierzeńców: chrząszcze biegaczowate, pluskwiaki dziubałkowate, chrząszcze kusakowate, złotooki (i ich larwy), muchówki z rodziny bzygowatych, błonkówki z rodziny mszycarzowatych, błonkówki kruszynkowate. A oprócz tego wspiera nas cała plejada pająków, nicieni, bakterii i grzybów owadobójczych.

Złotook zwyczajny (Chrysoperla carnea); zdjęcie: hedera.baltica/flickr (CC BY-SA 2.0)
Złotook zwyczajny (Chrysoperla carnea); zdjęcie: hedera.baltica/flickr (CC BY-SA 2.0)

Zapobiegać, a nie zwalczać!

Uprawa warzyw na balkonie, czyli w dość niesprzyjających warunkach, to oczywiście nie zawsze sielanka. Bywają poranki, kiedy wstajesz skoro świt, wybiegasz na balkon, żeby zobaczyć, jak pięknie w promieniach słońca rozwija się twój ulubiony jarmuż, a tam… z ziemi wystają tylko „kikutki”, a po liściach ani śladu. Nie widzisz sprawcy – co takiego, w ciągu jednej nocy, mogło wyjeść całą skrzynkę zieleniny?

Były to prawdopodobnie gąsienice bielinka kapustnika – ślicznego, białego motyla, którego często można spotkać o tej porze roku. Jeżeli kiedykolwiek doświadczyłeś takiego koszmaru, dam ci dobrą radę. Jeśli obawiasz się o los świeżo posadzonych sadzonek jarmużu lub innych roślin kapustnych zastosuj rozwiązanie prewencyjne i okryj skrzynki gęstą moskitierą lub białą agrowłókniną. Dorosły osobnik bielinka, nawet jeżeli namierzy uprawy, nie będzie miał możliwości złożenia jaj na spodniej stronie liści. To z tych jaj wylęgają się żarłoczne gąsienice, które w ciągu nocy mogą zjeść twoje ulubione warzywa. Obiecuję, że po takim zabezpieczeniu sadzonek będziesz spać spokojnie.

„S” jak super wzmocnione warzywa

Zaglądaliście ostatnio do waszych wermikompostowników? W moim znajduje się już pierwsza porcja dojrzałego wermikompostu. Wspominałem, że po przesianiu i oddzieleniu dżdżownic pozostaje czarne złoto ogrodników, które jest tym, co najlepsze dla balkonowych upraw. Ale wermikompost może również pomóc w leczeniu chorych roślin. Każdej wiosny na bazie dojrzałego wermikompostu przygotowuję aktywnie napowietrzaną herbatę kompostową (w skrócie ANHK).

Herbatka kompostowa jest roztworem otrzymywanym w procesie „tlenowej fermentacji” dojrzałego kompostu (ja używam wermikompostu) w roztworze wody z dodatkiem cukrowej pożywki. Nazwa pochodzi od koloru otrzymanej w takim procesie cieczy – przypominającej mocną herbatę. ANHK zawiera olbrzymie ilości mikroorganizmów, dzięki czemu możemy zasilać nimi gleby o ubogiej sieci troficznej (gleby jałowe, w które zawiarają mało mikroorganizmów). Ponadto jest niezwykłym nawozem organicznym stymulującym naturalny system immunologiczny (odpornościowy) roślin.

Aby przygotować ANHK, należy uzbroić się w zwykłą pompkę akwarystyczną do napowietrzania i wiadro. To właśnie dzięki dostarczaniu do płynnej pożywki drobnych pęcherzyków powietrza możliwy jest proces namnażania tlenowych organizmów glebowych w roztworze wodnym. Najważniejsze podczas przygotowania ANHK jest to, by stosować wodę pozbawioną chloru. Woda chlorowana, prosto z sieci wodociągowej, zabija większość mikroorganizmów kompostowych. Odchlorowanie wody poprzez kilkugodzinne napowietrzanie usunie niebezpieczeństwo zabicia pożądanych bakterii, grzybów i pierwotniaków. Do sporządzenia herbaty, oprócz wody, potrzebujemy oczywiście dojrzałego kompostu. Od tego, jakiego kompostu użyjemy, zależy ilość i rodzaj mikroorganizmów, w które roztwór będzie bogaty. Kompost dodajemy w ilości od czterech do pieciu garści na 10 l wody. Dobrym wyborem jest oczywiście wermikompost, jako że zależy nam przede wszystkim na bakteriach, które są wymagane przy uprawie warzyw.

Przed rozprowadzeniem wermikompostu w wodzie wkładam go do nylonowej pończochy i zanurzam w wodzie kilka razy – tak, jakbym zaparzał zwykłą herbatę w torebce. Dzięki temu można wypłukać do wody znaczną ilość mikroorganizmów. Ułatwia to też późniejsze oddzielenie zużytego kompostu od roztworu gotowej herbaty kompostowej. Aby przyspieszyć rozwój mikroorganizmów (głównie bakterii) i dostarczyć im energii do wzrostu, w czasie warzenia ANHK do roztworu dodaję niewielką ilość pożywki cukrowej. Dobrym jej źródłem jest melasa buraczana lub trzcinowa, którą w większych ilościach możemy zamówić przez Internet (sprzedawana np. z przeznaczeniem wzbogacenia paszy dla zwierząt). Ten gęsty, cukrowy syrop dodajemy w ilości dwóch łyżek stołowych na każde 10 l wody.

Jeżeli chcielibyśmy herbatę kompostową wykorzystać do wzmocnienia drzew i krzewów owocowych, powinniśmy zadbać, by w herbatce znajdowało się jak najwięcej grzybów. Osiągniemy to, jeśli do naszej mieszaniny dodamy mączkę z glonów morskich (kelp) oraz mączkę bazaltową bogatą w fosforany. Te dwa składniki wspomogą rozwój strzępek grzybowych.

Tak czy inaczej, konieczne jest ciągłe napowietrzanie herbaty kompostowej. Jeżeli zależy nam na tym, by dominowały w niej bakterie (co jest bardziej pożądane w kontekście uprawy warzyw), napowietrzamy przez 24 godziny. Gdy jednak bardziej zależy nam na dominacji grzybów (na potrzeby uprawy drzew i krzewów), napowietrzamy przez 36 godzin.

Warzenie aktywnie napowietrzanej herbaty kompostowej. Zdjęcie: Łukasz Nowacki
Warzenie aktywnie napowietrzanej herbaty kompostowej. Zdjęcie: Łukasz Nowacki

Gotowy roztwór przesączamy przez gęste sito lub tkaninę filtracyjną, aby usunąć pozostałe resztki kompostu i podlewamy nim sadzonki, by je wzmocnić.

Zdrowe, smaczne i WIELKIE!

Piękne jest również to, że herbatą kompostową nie można naszych warzyw przenawozić. W moim balkonowym ogrodzie zużywam około 30 l tego wspaniałego roztworu miesięcznie. I to nie tylko do podlewania roślin – herbatę kompostową możemy również wykorzystać w inny sposób.

Opryskiwanie nią części nadziemnych warzyw stymuluje liście do wytwarzania naturalnej warstwy ochronnej. Dzięki niej nie tylko same liście, ale przede wszystkim cała roślina staje się bardziej odporna na choroby grzybowe, wirusowe i ataki szkodników. Potencjalny zjadacz liścia musi najpierw przebić się przez trudną do pokonania woskową barierę, którą wytwarza blaszka liściowa stymulowana szczepami pozytywnie działających mikroorganizmów. Wystarczy raz w miesiącu uwarzyć sobie odpowiednią ilość aktywnie napowietrzanej herbaty kompostowej i polać liście naszych roślin np. z konewki zaopatrzonej w drobne sitko. Ponadto jest to idealny sposób na dolistne odżywianie roślin, co przekłada się na lepszą ich kondycję i znacznie zwiększa plony. Doskonale wie o tym John V.R. Evans – ogrodnik pochodzący z Alaski, który od lat 90. pobija kolejne rekordy świata w kategorii „największe warzywa uprawiane organicznie”. Jak sam opowiada, sekret jego upraw tkwi w glebie – a dokładniej w tym, czym tę glebę karmi. A karmi ją właśnie aktywnie napowietrzaną herbatą kompostową. Czy zaczęliście warzyć już swoją?

Zachęcamy do lektury poprzednich części cyklu Permakultura na balkonie!

Czytaj również:

Rewolucja: miejska dżungla obfitości Rewolucja: miejska dżungla obfitości
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Ziemia

Rewolucja: miejska dżungla obfitości

Permakultura na balkonie (1)
Łukasz Nowacki

Ogród permakulturowy na balkonie – czyli jaki? O tym, że na parapecie można hodować niemal wszystko, wiemy nie od dziś. Pod czujnym okiem babci bujnie kwitną pelargonie, miejscy ogrodnicy uprawiają warzywa i zioła. A gdyby tak pójść o krok dalej? Łukasz Nowacki pokazuje – krok po kroku – jak to zrobić.

Permakultura – to brzmi… zagadkowo. Nietypowo. Naukowo. Jednak za tym – ciągle obcym na naszym gruncie – pojęciem kryje się samo dobro. W wielkim skrócie: w ogrodzie permakulturowym chodzi o to, aby wszystko ze sobą współgrało. Projektujemy ekosystem, który jest – na wzór ekosystemów naturalnych – zrównoważony. Dzięki wnikliwej obserwacji i czerpaniu wskazówek ze świata przyrody tworzymy go od podstaw. Jesteśmy inżynierami przestrzeni. Decydujemy o obiegu materii i wody. Rośliny wspierają nas i populację owadów. Rodzą owoce i cieszą oko. Taki ogród – w mniejszej skali – każdy z nas może stworzyć na balkonie. Permakulturowe ogrody balkonowe to miejsca pod każdym względem ekologiczne. Poprzez tworzenie ich możemy pozytywnie wpływać na wzrost lokalnej bioróżnorodności. Miniaturowe łąki kwietne, skrzynie obsadzone aromatycznymi ziołami, jadalne kwietniki, poidła dla ptaków i owadów, minimokradła, karmniki, budki lęgowe, hotele dla owadów, domki dla jerzyków zwyczajnych czy nietoperzy, miejskie pasieki pszczele. Do dyspozycji mamy całą gamę rozwiązań projektowych z myślą o tworzeniu miejsc przyjaznych innym żywym stworzeniom. To również przestrzenie mające potencjał łączenia miejskich ogrodników. Sepp Holzer w Permakulturze (2004) opisuje przepiękną rzecz – wszystkie balkony w budynku mieszkalnym toną w plątaninie zielonych pnączy. Rośliny wspinają się po balustradach, dostarczając mieszkańcom smacznych owoców. To jeden z wielu przykładów zieleni wprowadzonej świadomie przez człowieka do budownictwa miejskiego.

Czytaj dalej