Gdy inkaski władca umierał, mumifikowano go. Jednak nie był to koniec jego ziemskiej podróży – mumia rozpoczynała nowe, czasem całkiem bujne życie. A takie generuje koszty.
Europejczycy mieli możliwość zobaczenia tylko ostatniego cesarza Inków – Atahualpę. Trzymając go w niewoli przez osiem miesięcy, poznawali jego zwyczaje, rozmawiali z nim (ponoć nauczył się nawet grać w szachy). Obserwowali także, jaki stosunek mają do władcy jego podwładni.
Zanim został uwięziony, rozmawiał z przybyłymi Hiszpanami zza zasłony, przez którą patrzył na rozmówców, podczas gdy oni go nie widzieli. Gdy Hernando Pizarro – brat Franciszka, zdobywcy imperium – zbliżył się na koniu do Atahualpy, ostentacyjnie lekceważąc królewski autorytet, znalazł się tak blisko, że piana z pyska jego wierzchowca pobrudziła odzież cesarza. Ten jednak ani drgnął, choć było to zwierzę mu nieznane i budzące powszechne przerażenie wśród jego straży przybocznej (tych wszystkich z ochrony, którzy okazali strach przed zwierzęciem, razem z rodzinami stracono tego samego wieczoru).
Czegokolwiek inka dotknął, jego lud przechowywał to w skrzyniach. Konkwistadorzy widzieli pudła pełne odzieży, plecionek, a nawet kłosów kukurydzy i kości ptaków obgryzionych przez cesarza. Zapytano służących, w jakim celu są one gromadzone. Odpowiedzieli, że o wyznaczonej porze roku wszystkie te przedmioty zostaną spalone, a ich popiół rozrzucony. Gdy król miał splunąć, robił to na dłonie służącej mu kobiety, a nie na ziemię. Pewnego razu, gdy był w niewoli, odwiedził go lokalny kacyk, który tak trząsł się z przejęcia,