
Światu przydałby się dziś filozof na miarę Bertranda Russella. Myśliciel wielkiej skali, z powagą podejmujący się obrony ideałów. Adwokat nadziei na lepszą przyszłość umiejący mówić do mas. Ale ponieważ – oby chwilowo! – nikogo takiego na horyzoncie nie ma, przypomnijmy sobie nauki zmarłego mistrza.
Urodzony w 1872 r. Bertrand Russell przeżył długie i fascynujące 98 lat. Był gigantem na miarę swojej epoki – czasu wielkich przełomów cywilizacyjnych i nie mniejszych ambicji. Dlatego studiowanie jego biografii, dzieł i przekonań musi prowadzić do niewesołej konstatacji. Otóż trudno sobie wyobrazić, że współczesność mogłaby zrodzić podobnego olbrzyma, a nawet jeśli ktoś taki by się pojawił – że potraktowalibyśmy go poważnie. Jego niesłabnąca do samego końca nadzieja na postęp etyczny dziś zostałaby bezpardonowo rozszarpana przez domorosłych filozofów działających w mediach społecznościowych. Jego głęboka wierność wobec faktów oraz ich drobiazgowej analizy miałaby zaciekłych wrogów wśród wyznawców teorii spiskowych. Jego idee wyznaczające ludzkości wspólne i szlachetne zadania zostałyby zgaszone z wyrachowaniem godnym arkusza kalkulacyjnego przez pragmatyków globalnej gospodarki i korporacji. Nawet jego obyczajowa postępowość oraz entuzjazm dla wolności w małżeństwie i seksie musiałyby zmierzyć się z walcem konserwatystów, niwelującym właśnie – od Azji po USA – zdobycze wywalczone w sferze obyczajowej raptem kilkadziesiąt lat temu. Byłby dziś więc Russell ze swoim umysłem – ciekawym każdej dziedziny życia, zawsze gotowym rozprawiać się z dylematami matematyki, religii czy miłości – skazany na rolę outsidera, którego część z nas przyjmowałaby z uznaniem, a część wykpiwałaby bez zahamowań. To jednak więcej mówi o triumfie irracjonalności oraz cynizmu we współczesnym świecie niż o wartości poglądów i dokonań brytyjskiego filozofa.
W imię autopodejrzliwości
Russell był intelektualnym i duchowym dzieckiem epoki wielkich kwantyfikatorów, a zarazem zamachowcem rozsadzającym takie właśnie, całościowe próby regulowania człowieka i jego miejsca w świecie. Obecnie ludzkość jest pochłonięta fragmentaryzacją oraz indywidualizacją – ta nasza rzeczywistość baniek i cyfrowo-ideologicznych plemion nie byłaby już zdolna przyjąć jednoczących, uniwersalistycznych myśli Russella. Wszystko to nie znaczy, że jego formułowane z rozmachem tezy nie są dziś potrzebne. Kłopot raczej w tym, że znajdujemy się w fazie odrzucenia uniwersalnych autorytetów, kwestionowania instytucji.
Na Zachodzie rozwijają się dziś sprzeczne trendy społeczno-polityczne. Jeden to ucieczka od zbiorowości, bezkompromisowa wiara w odrębne, wolne głosy jednostek i wyrażanie