Puszcza Karpacka Puszcza Karpacka
i
Gawra, schronienie niedźwiedzia. W Bieszczadach niedźwiedzie zimują we wnętrzu starych jodeł. Poza parkiem narodowym takie drzewa są niestety wycinane./zdjęcie: Michał Książek
Ziemia

Puszcza Karpacka

Michał Książek
Czyta się 20 minut

Na początku była Puszcza. Między Uralem a Pirenejami. Karczują ją niemal wszyscy historyczni przechodnie sprzed i z naszej ery. Ci z nich, którzy osiedli między Wisłą a Odrą, musieli się w tym wyróżniać, skoro ich siedziby (od powstających pól) nazwano opolami, a część z nich Polanami.

Nikt dokładnie nie wie ile, ale już wtedy zauważalną część kraju pokrywały pola (głównie wokół grodów). Rąbał każdy, komu było zimno i kto chciał siać proso. Nieco później średniowieczni panowie werbowali osadników do karczunku puszczańskich włości. Kusili drwali wolnizną, czyli wieloletnim zwolnieniem z czynszu. Nazwy wsi, na przykład Wolnica, mogą pochodzić już z tamtego okresu, na pewno tak jest w przypadku warszawskiej Pragi (od prażyć, wypalać). Na początku pod topór szły żyzne dąbrowy. Bory sosnowe na piachach stały dłużej.

Puszcza Karpacka porasta rozległe obszary Bieszczadów, Beskidów oraz Pogórza Przemyskiego. Zachowały się tam lasy nie mniej cenne niż te w Puszczy Białowieskiej. Zdjęcie: Michał Książek

Wilki

„Wiesz, jak odróżnić kupę byka jelenia od łani?” – pyta wprost Bartek Pirga, przewracając w palcach kawałek łajna. Wiem, ale kłamię, że nie wiem, żeby chwilę stanąć i odpocząć na tym stromym zboczu. Pirga, naukowiec z Bieszczadzkiego Parku Narodowego, zabrał mnie w głuche ostępy Parku, by pokazać, czym jest Puszcza Karpacka. Ale na razie skupia się na kupach: „Z jednej strony ma wyraźny czubek, a z drugiej wgłębienie”. – Podtyka mi pod nos jeleni bobek, co to wygląda jak pocisk. „A łanie mają z obu stron jajowate i zaokrąglone” – kontynuuje. Bobki są ważne. Umożliwiają liczenie zwierzyny w Parku Narodowym bez tzw. pędzeń, czyli bez płoszenia i przeganiania zwierząt. Nie robi się tego na łapu-capu tylko wzdłuż specjalnych linii w granicach wyznaczonej na mapie siatki kwadratów. Są nawet specjalne wzory matematyczne, do których podstawia się kupę, by obliczyć, ile sztuk jeleni ją zostawiło. „A tamta należy do wilka! – cieszy się jak dziecko chwilę potem. – Zawiera sierść ofiary i jest trochę rzadkawa. Wilki często dostają sraczki zaraz po jedzeniu”zadziwia szczegółami, grzebiąc patykiem w mazi. To znaczy, że w pobliżu musiały coś zjeść.

„Jakiś rok temu za tą górą liczyłem odchody jeleni. Trafiłem na ogromną jodłę, z wielką »dziuplą« tuż nad ziemią. Wyglądała jak gawra niedźwiedzia, bo w Bieszczadach miśki najczęściej gawrują w takich jodłach. Nagle usłyszałem dziwne, bo ciche, wycie wilka i zobaczyłem go, jak schodzi ze zbocza, w moim kierunku. Jednocześnie coś ruszyło się w gawrze. Wystraszyłem się, że to mały niedźwiedź, ale to nie był niedźwiedź – zresztą skąd w gawrze 8 maja? Wycofuję się, zaglądam tam jeszcze i widzę… 5–6 małych wilczków! Szczeniaki wielkości pięści! Leżały jeden obok drugiego i wyglądały jak jeden zwierz. Odszedłem szybko, nie chciałem ich płoszyć, nie zdążyłem dokładnie policzyć. A ten, co wył, to był prawdopodobnie piastun, czyli opiekun”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bartek Pirga z BdPN przy jednej z gawr niedźwiedzich. Niektóre z gawr są tak duże, że mieści się w nich troje ludzi. Zdjęcie: Michał Książek

„Wilki rodzą się w drzewie?” pytam w imieniu czytelników „Przekroju”. „Też nie wiedziałem, że mogą! Zwykle znajdowałem nory ziemne. Dzięki zachowaniu starych lasów dowiadujemy się takich rzeczy. A i innych jeszcze. W gawrze może mieszkać nietoperz, popielica, salamandra, chrząszcze…”mówi Pirga i roztacza opowieść o wilkach i zależnościach między innymi gatunkami. Nie o wszystkim mogę pisać, bo jak twierdzi, ułatwiłoby to kłusowanie, co wciąż zdarza się w Bieszczadach.

Pirga: Na teren Parku nachodzą terytoria 4 wilczych rodzin, każda ma średnio 6–7 dorosłych i terytorium około 250 kilometrów kwadratowych (pół Warszawy). Park jest niewiele większy, więc czy można powiedzieć, że tu są cały czas? Terytoria sięgają daleko poza park, na obszar otuliny, a nawet na Słowację i Ukrainę. Niektóre rodziny, jak te z watahy Ruskiej, czyli z tej jodły, mają tu swoje okresowe centrum areału. Ale w ciągu nocy wilk potrafi przebiec 20 i więcej kilometrów.

– Czemu wataha Ruska?

– Od nieistniejącej wsi Ruskie. Na obszar Parku Narodowego zachodzi też wataha Stuposianska, Negrylowska od źródeł Sanu i Sina od strony Cisnej i Sinych Wirów. Ich areały w niewielkim stopniu na siebie nachodzą, wilki czasem ich bronią. W każdej watasze jest samica, która rodzi. W czasach eksterminacji wilków (lata 60.) za wybranie tej wilczej rodziny dostałbym równowartość mojej pensji – podsumowuje. A ile zarabia pracownik naukowy parku narodowego w Polsce? Dwa osiemset. Plus zwrot za paliwo.

Puszcze

Kiedy królowa Bona przybywa do Polski (1518 r.), lasy prawdopodobnie pokrywają już tylko około 50% kraju. Reszta to pola i pastwiska. Po potopie szwedzkim wiele upraw leży odłogiem, znów zajmuje je las, ale chłopi karczują i powstają nowe Wólki i Wole. Gdzieś wtedy Puszcza przestaje być krajobrazem wokół. Staje się jego elementem, jednym z kilku lasów. Musi mieć więc nazwę. Nazwy puszcz w większości pochodzą z tamtego okresu, zazwyczaj od siedziby ich zarządu: Białowieska, Jaktorowska. Czasem decydowały gatunki drzew; Bukowa, Jaworowa. Te sosnowe nazywano borami. W XVI w. na terytorium Polski lasy są już przetrzebione wokół większych majątków i miast. W XVII stuleciu ginie ostatni tur i jego ostoja – Puszcza Jaktorowska, choć jeszcze wiek wcześniej stanowiła całość z Kampinoską. Przed rozbiorami las to już tylko 30–40% powierzchni kraju.

Dzięki niedostępności stoków górskich w Puszczy Karpackiej ocalały resztki lasów o charakterze naturalnym a nawet pierwotnym. Te rosnące poza parkami narodowymi potrzebują pilnej ochrony przed wycinką. Zdjęcie: Michał Książek

Gawra

Po drugiej stronie zalesionego szczytu stajemy przed epicką jodłą, w której urodziły się wilki. W dolinkach wciosowych, gdzie lśnią strumyki tworzące potok, którym przyszliśmy, a i na grzbiecikach między nimi, znajdujemy kolejne pyszne jodły. Z przykrością stwierdzam, że niewiele mniejsze – tyle że wycięte – można znaleźć na składach drewna zakładanych przez Nadleśnictwo Stuposiany i Lutowiska w otulinie Parku. Niewielkie jodłowe pierwobory zachowały się w górnym biegu potoku, dzięki powołaniu tu parku. Mimo że przed jego założeniem tutaj też cięto, to jednak sporadycznie i w niższych partiach doliny. Leśnicy nie zdołali wyciąć wszystkiego.

To gdzieś tutaj Pirga znalazł najgrubszą jodłę w Polsce. Ma prawie 6 m obwodu. Nazwał ją Ursa, Matka Jodeł. Ale też tu wytropił najwyższą: Jej Wysokość. Ursa znaczy tyle co Niedźwiedzica, od łacińskiego ursus, czyli niedźwiedź. W swoim brzuchu, w przestronnej gawrze o gotyckim wejściu, wychowała wiele pokoleń niedźwiedzi. Jak powstają takie gawry?

Gawra, schronienie niedźwiedzia. W Bieszczadach niedźwiedzie zimują we wnętrzu starych jodeł. Poza parkiem narodowym takie drzewa są niestety wycinane. Zdjęcie: Michał Książek

Pirga: Niedźwiedzie znakują miejsca przebywania. Misiek potrafi pazurami zedrzeć cały pas kory, od podstawy pnia, nawet na wysokość 3 m. O jeleń! Tam! – przerywa sam sobie na chwilę. No i on żywi się tym zdartym łykiem, ale taka zadra otwiera też drzewo na procesy próchnienia. Jodła z biegiem lat gnije w środku, jednak żyje, rośnie nadal, powstaje tylko dziura. Z której następne pokolenia niedźwiedzi korzystają. Jodła sama z siebie raczej się nie otwiera. Żubr też może kopytem uszkodzić korę u nasady drzewa i zacząć proces.

– A w bukach gawrują?

– Nie znalazłem nigdy w buku ani w jaworze, choć znam w Parku jawor z dziuplą, że kilka osób wejdzie. Może buk tak łatwo nie butwieje? Może nie ma takich właściwości cieplnych? Pomyśl, jak zimny jest parkiet bukowy, a jak ciepła podłoga z iglastego („No tak!” – myślę sobie). Z butwieniem i wilgocią związana jest obecność grzybów alergennych. Niedźwiedziowi to nie przeszkadza. Mnie też w sumie nie śmierdzi w gawrze, nie kicham.

Wchodzisz tam? – Przyglądam się badawczo mojemu rozmówcy.

– No, czasem muszę. Jest ciemno, cicho i przytulnie. Nie to, co gdzieś w kamieniach czy pod skałą. Otwory wejściowe zazwyczaj są pod stok, więc jesienią nawiewa tam dużo suchych liści, a kiedy pada śnieg, to powstaje zaspa, która czopuje wejście.

– Wygląda jak półnora, nora taka.

– Nie nora, tylko gawra – krzywi się naukowiec. – Może być podkopana, ale to wciąż jest na powierzchni ziemi, choć w wielkim drzewie. Ważna jest ta wielkość drzewa i oszczędzanie starych wielkich drzew w lesie. Samica może mieć nawet trójkę młodych, one tam razem z nią zimują, muszą się pomieścić. I co ciekawe, nie robią tego w martwych drzewach, tylko w żywych. Prawdopodobieństwo, że żywe się zawali, jest mniejsze niż w przypadku martwego. Niedźwiedź wie o tym.

Pozostałości po wilczej uczcie./zdjęcie: Michał Książek
Pozostałości po wilczej uczcie. Zdjęcie: Michał Książek

Matka

Dolinki wciosowe, bo wyglądają jak wyciosane toporem w zboczu góry. Zbierają się w nich ogromne zaspy suchych liści bukowych, toteż miejscami brniemy po pas w szeleszczącym suszu i nie słyszymy siebie nawzajem z odległości metra. Tym bardziej, że hula wiatr i ciska całe chmury liści w twarz. Są suche, ale się nie kruszą. Wczoraj nocowałem w takiej kupie liści przy granicy ze Słowacją. Było przytulnie jak w gawrze, ciepło jak w mrowisku i cicho, póki gdzieś w pobliżu nie zatrzymali się pijani turyści i nie zaczęli śpiewać.

– W Szwecji miśki wkopują się w wielkie mrowiska i tam zasypiają.

– Tam nie ma tak grubych drzew jak u nas. Chociaż same wejścia do gawr bywają małe. Ciężarna samica ledwo się przeciska, ma przecież w brzuchu młode. Zatyka dziury liśćmi, śniegiem i zasypia. Całą zimę nic nie je! Jedną nagraliśmy, film jest na YT, nazywa się Matka. Jak weszła w grudniu, to dopiero w marcu wyszła. W tym czasie urodziła troje młodych. Pomyśl: przez całą zimę rozwijają się w niej, rodzi je, potem ją ssą, a ona nic nie je! I po wyjściu też od razu nie rzuca się na żarcie, a pilnuje młodych!

– Jest jak nasiono!

– Ma ogromne rezerwy tłuszczowe, waży nawet 200 kg. Jakby zjada siebie, dosłownie nawet, bo własne łożysko po porodzie też chyba. To w ogóle jest niesamowite w niedźwiedziach, że są w stanie utrzymać taką masę ciała, choć w dużym stopniu są roślinożerne.

– A nie mięsożerne? – dopytuję, rozglądając się wokół i za siebie.

– Niedźwiedzie są oportunistami pokarmowymi. Jedzą to, do czego mają łatwy, sezonowy dostęp. Jak jest urodzaj bukwi albo urodzaj jagód, to przeważa roślinny pokarm. Często podjadają padlinę po wilkach. Same też potrafią efektywnie polować. Jednym ciosem w kark położyć dzika.

– Te młode przeżyły?

– Tak, spotkałem je latem, były charakterystyczne, miały białe „obroże” na szyi. W innej gawrze, niedaleko tej macierzystej. Bo jedną gawrę mogą wykorzystywać wielokrotnie, wiele lat. Dopóki drzewo nie padnie, gawra może być wykorzystywana przez te same niedźwiedzie albo zamiennie z innymi osobnikami. To jest siedlisko trwałe, wieloletnie, nie jak taka gawra ziemna, którą może zalać woda. Dlatego trzeba chronić takie stare jodły. Nie wolno ich wycinać.

– A bywają wycinane?

– Nie chce się gadać… W Bieszczadzkim Parku Narodowym nie, ale w otulinie parku, w nadleśnictwach trwa ostra gospodarka leśna i starodrzewia są masowo wycinane. W zeszłym roku, dzięki zgłoszeniu do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie oraz wizji lokalnej z udziałem nadleśnictwa, udało się ochronić około 9 ha lasu z 6 gawrami. Ale poza tym to już prawie wszędzie… pniaki i szlaki zrywkowe, dosłownie po granicy parku. Drapieżniki tropię od ponad 20 lat, za gawrami chodzę od 2009 roku, po parku i w lasach państwowych. Trochę więc widziałem.

– I widziałeś wycięte gawry niedźwiedzi?

– Widywałem wycięte puste jodły, które były gawrami.

Resztki

W międzywojennej Polsce lesistość wynosi 22%, po drugiej wojnie 21%, współcześnie zaś niecałe 30%. Nasze lasy dziś to przede wszystkim sztucznie nasadzone drzewostany, wielokrotnie wycinane, osuszone, pocięte gęstą siecią dróg. Niektóre bywają nazywane puszczami, jak Puszcza Notecka, choć gospodarka właściwie zabiła w nich pierwotną różnorodność gatunkową. Po historycznej Puszczy między Uralem a Pirenejami pozostały resztki: Puszcza Białowieska, Karpacka. I pomniejsze puszcze i bory (bo las pierwotny czy naturalny nie musi być wielki), np. Borecka. A także ukryte w górach bądź –rzadziej – w głębi leśnych kompleksów nizinnych niewielkie starodrzewy.

Tu wylegiwał się żbik. W Polsce żbik występuje już tylko w Puszczy Karpackiej. Zdjęcie: Michał Książek

Definicja puszczy

A jak misiek wynajduje gawry? – pytam, chłepcząc wodę z potoku jak jakiś jeleń. Uświadamiam sobie przy tym, że to jedno z niewielu miejsc w Polsce, gdzie można pić wodę wprost z ekosystemu.

Znajduje je w ciągu roku, znakuje zapachowo, obciera się, drapie, trochę podłubie. Czasem są użytkowane, czasem nie. Zna tych dziur wiele na swoim terytorium, ma wewnętrzną mapę. Ale nie każda dziura to gawra.

A ty jak znajdujesz?

Tropię. Na śniegu, kiedy się budzą i wychodzą z gawr. Ale idę pod trop, czyli nie za niedźwiedziem, tylko w przeciwną stronę, żeby znaleźć gawrę. Bywa, że śledząc drapieżniki całymi godzinami, nic nie znajduję. Wtedy dla rozrywki tropię lisy. Warto iść tropem lisa, często gdzieś zaprowadzi. Kiedyś taki lis zaprowadził mnie do szczątków wielkiego wilka schowanych głęboko w górach pod jałowcem, sam nigdy bym go nie znalazł.

A po drodze znajduję też barłogi, czyli miejsca nocowania niedźwiedzi. Czasem kimają bezpośrednio w śniegu, czasem wymoszczą sobie porządne leże. Potrafią uwić gniazdo ze świeżych gałęzi jodłowych bądź świerkowych, jak jakieś gigantyczne ptaszysko. Niedźwiedzie są jak ludzie: jeden się postara, drugi kładzie się byle gdzie.

Uciekałeś już przed niedźwiedziem?

Ogólnie jest tam jakiś procent ryzyka, ale to nie jest tak, że to są ludojady, jak wielu na Podkarpaciu trąbi o tym strachu – kontynuuje tropiciel, kiedy zatrzymujemy się przy ogromnej kłodzie, na której ja z dumą znajduję sierść żbika, a on pióro puszczyka uralskiego. Pod kłodą odkrywamy legowisko żbika, więc Pirga zakłada tu fotopułapkę. Żbik to rzadki gatunek dzikiego kota, w Polsce zostało ich raptem 150. Już tylko w Puszczy Karpackiej.

Pirga: Niedźwiedzia widziałem tu, niedaleko, 2 tygodnie temu. Idę, idę i nagle spłoszyłem dzika. Coś za duży myślę sobie i jeszcze fuka tak na mnie. Patrzę, patrzę, a to niedźwiedź ucieka, bał się. Tylko że drapieżniki, czyli wilki, niedźwiedzie, nie uciekają panicznie, prawie nigdy tak nie robią. Ryś też, one raczej odchodzą, stąd może bierze się mniemanie, że one się nas nie boją, że nie spieprzają jak ludzie. „O, człowieka się nie boi? Znaczy agresywny, trzeba zastrzelić”. A to nie jest brak strachu, tylko behawior. Wilki mogą jeszcze się nawet oglądać, kiedy odchodzą, bo są po prostu ciekawskie.

Jedną z cech lasów pierwotnych jest duża ilość martwego drewna w różnych stadiach i formach rozkładu. Potrzebują go ginące gatunki owadów, grzybów, ale też dzięcioły i niedźwiedzie. Zdjęcie: Michał Książek

Przypominam sobie, że kilka lat temu niedźwiedź zabił kogoś na Podkarpaciu. Był taki tytuł w lokalnej gazecie, o pierwszym przypadku znanym od 100 lat. Ale milczę, bo boję się ośmieszyć przed wytrawnym bieszczadnikiem. Dopiero po powrocie sprawdzam, że w październiku 2014 r. w okolicy wsi Olszanica znaleziono zwłoki. Według pierwszej opinii biegłych zabił człowiek, według drugiej zrobiło to zwierzę. Prokuratura przychyliła się najpierw do pierwszej ekspertyzy, potem do drugiej. Zdaniem ekspertów i samego Pirgi (którego zapytam o to później) niedźwiedź był chory, a nawet, jak niesie bieszczadzka plotka, ranny. Eksperci są zgodni, że zachowywał się nietypowo: zaatakował porzuconego quada goprowców (przerzucił go za siebie, 300 kg) i nie uciekał przed wozem strażackim.

Kiedyś koło jednej z gawr, na wiosnę, znalazłem wielki taki… korek lodowy, który niedźwiedź musiał wypchnąć z dziury, kiedy wychodził – kontynuuje Bartek nieświadom moich myśli. – On przez całą zimę produkuje tam ciepło, oddycha, puszcza bąki, samica rodzi, więc śnieg topnieje i zamarza, na przemian. I powstaje taki korek. Niedźwiedź jest wtedy głodny, więc najczęściej rozpitala pniaki i pnie martwych drzew w poszukiwaniu larw. Dlatego to martwe drewno jest takie ważne. Ale drugą ważną rzeczą, dobrze to widać na tropach, jest podążanie za wilkami. Dzięki nim niedźwiedzie mogą liczyć na padlinę, czyli łatwy posiłek. Zresztą ryś czy żbik też zjada resztki po wilkach.

Niedźwiedź odpędzi wilki?

O właśnie – zapala się nagle, kiedy fotopułapka już wisi – to jest cenne w tej części Polski, że mamy komplet drapieżników. Puszcza Białowieska ma rysia i wilka, ale nie ma żbika i niedźwiedzia jak Karpacka. Komplet drapieżników! Tego nie ma już w Europie! I komplet tych wzajemnych interakcji: tropienia się, konkurencji, wzajemnego dojadania, ścigania, współwykorzystywania ofiar. Z ofiar wilków korzystają orły przednie, orliki, kruki, sikory, kowaliki, myszy leśne. Zimą wilki często zabijają na lodzie, na Sanie, kopytne tam spowalniają, ślizgają się. Czasem lód się załamuje pod ofiarą. Wszystko to działa jak wieki temu.

To tak ważne dla nauki?

Oczywiście, bo np. nie tylko miśki tropią wilki, ale okazuje się, że wilki też śledzą niedźwiedzie. Ryś lubi podążać za wilkami, kruki też lecą za watahą, lis idzie za żbikiem. W czasie tropienia dochodzi też do wielu konfrontacji, np. żbik potrafi przegnać lisa, jest bardziej agresywny, nagrałem, jak lis podkula ogon i ucieka Jest wiele takich nieznanych zależności, które moglibyśmy tu badać, nie wyjeżdżając na Syberię czy Alaskę. Ale potrzebna jest przestrzeń dla tego ekosystemu, chociażby spokój w otulinie parku narodowego.

To jest definicja puszczy Bartka Pirgi? – przechodzę do sedna, wyobrażając sobie, jak lis podkula wielki puszysty ogon i ucieka przed żbikiem.

Dla entomologa to będą ginące owady, dla botanika stare lasy i rośliny, które też tu mamy, ale z punktu mojej profesji to jest właśnie ten komplet drapieżników w lesie, który jest rezerwuarem populacji krajowej i europejskiej. Matecznikiem, czyli miejscem, gdzie one się rozmnażają i zasilają inne tereny, na których już wyginęły. Więc musi być to też las dość duży, niepofragmentowany… To jest dla mnie definicja puszczy, czyli najcenniejszego lasu, lasu naturalnego, a nawet miejscami pierwotnego, który musimy chronić.

Cały ten ekosystem nie mieści się w granicach parku.

Zwierzęta kopytne i zwierzyna płowa w okresie zimowym idą w doliny, gdzie są niestety dokarmiane, strzelane, na wiosnę dopiero wracają do parku, żeby w spokoju rodzić. Jeżeli park sięgałby doliny Sanu, to część procesów byłaby rzeczywiście zachowana. Bez ołowiu i buraka. Bo to jest zasięg sezonowych migracji. Zapominamy, że to są zwierzęta o rozległych terytoriach, wymagają odpowiedniej powierzchni siedlisk… To skutkuje również tym, że te same drapieżniki bywają wielokrotnie liczone w różnych miejscach, a ich liczebność przeszacowywana.

– Ludzie myślą, że dokarmianie jest OK.

Dokarmianie nie służy ani jeleniom, ani zwierzętom drapieżnym. Jest głównym powodem synantropizacji niedźwiedzi. Czasem w mediach możesz usłyszeć informację, że zimą niedźwiedź koło Cisnej włazi chłopu do kurnika. Media się zjeżdżają, szum na cały kraj, że za dużo niedźwiedzi. Ale on to robi dlatego, że wcześniej jadł kukurydzę i buraki, które myśliwi wykładają dla kopytnych pod ambonami. Kojarzy ludzi z jedzeniem, traci strach przed nimi. To przez tę dostępność pokarmu nie zasypia na zimę, włóczy się, podjadając zgniłe buraki.

Korzenie buka, który wysiał się i wyrósł na zwalonym drzewie. Obecność takich szczudlastych drzew w lesie świadczy o jego naturalnym pochodzeniu./zdjęcie: Michał Książek

Korzenie buka, który wysiał się i wyrósł na zwalonym drzewie. Obecność takich szczudlastych drzew w lesie świadczy o jego naturalnym pochodzeniu./zdjęcie: Michał Książek

Wielki Las

Kodeks Dyplomatyczny Wielkiej Polski (XII–XVI w.) wspomina o silva magna, czyli Wielkim Lesie, który jeszcze w XIII w. rozciągał się od Krakowa po granice Węgier. Obejmował również Bieszczady. Te wysokie, objęte dziś parkiem narodowym, jak zaznacza w swoich publikacjach dr Stanisław Kucharzyk z BdPN, zostały zasiedlone dopiero w XV w. Lasy w pobliżu wsi użytkowano, ale nie wszystkie. Puszcza Bukowa na Moczarnem (koło Wetliny) pozostawała właściwie pierwotna aż do lat 50. minionego wieku, ponieważ właściciel chciał mieć prawdziwą puszczę do polowań. Inne ocalały tylko dlatego, że były niedostępne (np. malutka Puszcza Bieszczadzka pod Tworylnem). Na większą skalę w Bieszczadach zaczęto wycinać późno, na przełomie XIX i XX w. Dość szybko te wycinki zostały przerwane przez wielki kryzys (1929 r.), drugą wojnę światową, a po niej powstała nowa granica z Ukrainą, która odcięła Bieszczady od tartaków i kolei. Zachowaniu puszczańskiego charakteru sprzyjała też depopulacja w latach 40.

Nawet Puszcza Białowieska nie ma żbika i niedźwiedzia, a w Karpackiej możemy je spotkać – mówi Bartek Pirga, który tropi ssaki od wielu lat./zdjęcie: Michał Książek

Nawet Puszcza Białowieska nie ma żbika i niedźwiedzia, a w Karpackiej możemy je spotkać – mówi Bartek Pirga, który tropi ssaki od wielu lat./zdjęcie: Michał Książek

Matka Jodeł i Trójjodła

Nagle gdzieś przed nami, w szkieletowej konstrukcji bukowego lasu dostrzegamy mocarne żebro, inne niż wszystkie. Właściwie wygląda jak kręgosłup puszczy. Jakby cały okap starodrzewu utrzymywał się na pniu tego wielkiego dębu. „Jak w Białowieży” – tęsknię przez chwilę. Ale zaraz, w Bieszczadach nie ma takich dębów! To Ursa, czyli Matka Jodeł. Nasza najgrubsza jodła. Ma prawie 6 m obwodu. Jak Bartek Pirga znalazł najgrubszą jodłę w Polsce, a może i w Europie?

Dwa lata temu liczyliśmy tropy w parku, pod koniec marca. Chodziło się wyznaczonymi transektami i liczyło, co widać na śniegu. I przypomniałem sobie, że gdzieś tutaj kolega zobaczył niedźwiedzia pod koniec zimy. To podeszliśmy, bo może gawra być, no i była! I to jaka! Z czterech ludzi się zmieści. Właśnie w tej jodle. Zimował w niej wielki samiec.

Widziałeś go?

Nie, tylko tropy. Szerokość przedniej łapy miał na jakieś 18 cm, to już naprawdę duży. Młode mają 6 cm szerokości, do 12 to młodociany. A największy, jakiego spotkałem w Bieszczadach, miał z 19 cm.

Łączę dłonie, bo kiedyś wyliczyłem sobie, że razem mają 20 cm właśnie, i po raz pierwszy w czasie tej wycieczki trochę się boję.

Jeśli patrzeć na podstawę Ursy, wygląda jak wielki dzwon porzucony w lesie. Tylko czekać, aż rozlegnie się dźwięk. Z jednej strony ma pęknięcie, jakby spadła tu z wieży katedry, która się spaliła czy runęła wieki temu. No, wygląda jakby ocalała z kataklizmu. Przez gotyckość wejścia gawry (te ostre łuki) skojarzenia z architekturą są nieuniknione. Wciąż też myślę o wielkich jodłach wyciętych z otuliny parku, jakie zalegały na składnicy u wlotu doliny. Wyharatane z prastarego lasu ciągnikami gąsienicowymi, po których zostają koleiny na stulecia.

Zrazu chcę wejść do domu niedźwiedzia, ale Pirga prosi, by tego nie robić. Mimo że jesień jest ciepła i jeszcze nie wchodzą do gawr, byłaby to zbędna ingerencja w informacje zapachowe terytorium. „Mógłbym wywrzeć wpływ na decyzję niedźwiedzicy i przyszłość jej miotu” – żartuję sobie w duchu. Nie ma ich dużo, według Lasów Państwowych ponad 200, według naukowców około 100 sztuk – w całej polskiej części Karpat. Z tego samego powodu nie sikam w pobliżu gawry, tylko idę w głąb Puszczy Karpackiej, by jak najdalej od gawry wtrącić swoje trzy grosze w obieg materii. I tam zostawić informację zapachową. Odchodzimy dość szybko. Zadziwieni Ursą, jednak nienasyceni.

Ursa, najgrubsza polska jodła rośnie w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Ma prawie 6 metrów obwodu.

Ursa, najgrubsza polska jodła rośnie w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Ma prawie 6 metrów obwodu.

Na szczęście cechy lasu pierwotnego widoczne są wszędzie: starodrzew złożony jest z drzew w różnym wieku. Możesz spotkać zarówno 200-letnią jodłę, jak i jej tegoroczną siewkę. Otacza nas jodłowo-bukowy pralas, który zdaniem wielu biologów zasługuje na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Te lasy zaliczono do pierwotnych „bez bezpośredniego bądź znaczącego wpływu człowieka” – według klasyfikacji opracowanej dla BdPN. Drogę, a właściwie kierunek marszu, raz po raz zawalają nam wielkie kłody żeliwnych buków. Pnie znaczą ślady poroży jeleni i pazury niedźwiedzi. Trafiamy też na kości łani albo młodego byka ogryzione przez wilki. I wielką jodłę, z pnia której wyrasta konar tak okazały, że mógłby być osobnym drzewem pomnikowym. Nieopodal na trzy części, promieniście, rozpadła się kolejna epicka jodła. Z bliska dostrzegam, że to były właściwie trzy drzewa wyrastające z jednego pnia. Trójjodła.

Aż 70% powierzchni parku narodowego podlega ochronie ścisłej, czyli biernej i nic się w tych lasach nie robi – głos Pirgi wyrywa mnie z rozmyślań o czasach, kiedy Puszcza Karpacka i Białowieska były jednym lasem. Nie ma typowej gospodarki leśnej, choć pozyskujemy trochę opału dla pracowników, czasem jakieś niewielkie ilości na potrzeby parku.

W parkach prowadzą gospodarkę, żeby ratować budżet?

Na ochronę czynną łatwiej dostać pieniądze, na bierną, w ramach której robi się znacznie mniej widocznych działań, dostać trudniej. Więc parki rozbudowują infrastrukturę, czasami budują drogi, wycinają, dosadzają, regulują populacje zwierząt przez odstrzały. Jeżeli byś zostawił przyrodę samą sobie, to nie trzeba tak dużo pieniędzy z projektów, a tak robisz ochronę czynną i jest większy dopływ gotówki… Nie wiem, czemu tak trudno ludziom zostawić kawałek przyrody w spokoju – przecież polskie parki to niespełna 1% kraju, a jeszcze w nich tną, chcą ciągle polować, redukować itd. A ja jestem zwolennikiem zostawienia przyrody samej sobie, szczególnie na obszarach o wysokim statusie ochronnym. Już nie mówię o otulinach parków, gdzie nie ma praktycznie żadnej ochrony, z otulinami to byłoby może 2%.

W otulinie nie ma żadnej ochrony?

Leży poza terenem parku, w lasach państwowych. To obszar podlegający intensywnej gospodarce leśnej, ze szczególnym nasileniem prac w ostatnich latach. Kiedyś gospodarka była mniej intensywna, może było inne pokolenie leśników i więcej szacunku dla lasu? Na pewno drwale nie mieli tyle i aż tak efektywnego sprzętu. Ale i tak ta obecna wycinka jest nieekonomiczna. Trzeba do niej dopłacać. Niszczy bezcenny stary las, a nie przynosi zysku.

Jest coś, czego jeszcze nie widziałeś w tych górach? – pytam, szukając bardziej optymistycznego zakończenia naszej wycieczki.

Nigdy, na przykład, nie znalazłem starego umierającego niedźwiedzia – mówi Bartek. Ani nawet już martwego – zastanawia się głośno. – Chociaż nie, raz był! – przypomina sobie nagle. – Kolos zabity i częściowo zjedzony przez innego, silniejszego kolosa! Ale to raz zaledwie.

A gdzie one umierają? Przecież gdzieś muszą. Może chowają się jak tamten wilk pod jałowcem w górach. Może jak słonie mają takie miejsca do umierania?

Las pierwotny, puszcza

Biologia lasu podaje różne definicje. Tych pierwotnych, stricte dziewiczych prawie już nie ma, ale zachowały się lasy o charakterze pierwotnym, też nazywane pierwotnymi. Za Kucharzykiem: Las o charakterze pierwotnym nie zna działań gospodarczych, pozostaje jednak pod pośrednim wpływem ludzi (kwaśne deszcze, droga). Las naturalny – las nie sadzony ręką ludzką, powstały z nasion drzew rosnących w nim od wieków. Wpływ człowieka ograniczony do pozyskiwania pojedynczych drzew. Jeśli ingerencja będzie większa (ale bez wprowadzania gatunków obcych), mamy do czynienia raczej z lasami o charakterze naturalnym. Wszystkie te lasy można nazwać puszczą, w jej pierwotnym znaczeniu. Bardziej na to zasługują niż las gospodarczy, wielokrotnie wycinany i sadzony. Dr Kucharzyk: „Według mnie istotne jest nie to, jakie szufladki zastosujemy, jak te lasy nazwiemy, tylko sama świadomość, że naturalność i antropopresję można mierzyć według różnych wskaźników. I żeby te bardzo nieliczne już lasy o cechach naturalnych czy pierwotnych chronić”.

W Polsce mamy ich już niewiele ponad 1% wszystkich naszych lasów. Tyle nam zostało z pierwszej Puszczy Europejskiej, rosnącej jeszcze tysiąc lat temu między Pirenejami a Uralem.

Czytaj również:

Puszcza miejsc Puszcza miejsc
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 786/1960 r.
Ziemia

Puszcza miejsc

Multitopia
Michał Książek

Wędrówka przez las przypomina kolekcjonowanie miejsc. Zbyt małych, by zwać je krajobrazami, zbyt bliskich, by nazywać widokami.

Tycz cieśla

Jest! Rusza się! Spośród ułożonych na stosie wałków sosnowych wystaje dłu­gaśny wąs! Należy do tycza cieśli, chrząszcza ze sławnej rodziny kózkowatych, gdzie znajdujemy też ginącego kozioroga dębosza czy nadobnicę alpejską. Ostrożniutko zaglądam za szczapę i nasze spojrzenia się spotykają: dorodny samiec, wielkości stalówki, ubarwiony jak komandos. Nieruchomieje na mój widok i udaje, że go nie ma. „Nie schowasz się” – mówię cicho do chrząszcza i opowiadam, że szukałem go cały ranek. Skąd wiem, że samiec? Czułki samca są pięciokrotnie większe od jego ciała. Jeden może osiągać nawet ­10 cm. Czyli razem tworzą aż 20 cm paleozoicznego piękna. Trafnie nazwano go po rosyjsku: wąsacz długowąsy.

Czytaj dalej