Nawet na piaszczystej jałowej ziemi można wyhodować bujną i różnorodną roślinność. Potrzebna jest tylko odpowiednia ściółka. Jak mówi znawca permakultury Justin Rhodes: „Matka Ziemia jest bardzo skromną istotą. Nie lubi być naga”.
Uwielbiam przebywać w Dolinie mgieł, naszym permakulturowym siedlisku, które znajduje się w jednym z najbardziej jałowych rejonów województwa łódzkiego. Gleby są u nas słabe. W zasadzie trudno nawet mówić o glebie, gdy pod stopami chrzęści tylko rzeczny piasek. Wszelkie niedostatki rekompensuje jednak przepiękny widok. Dolina mgieł rozciąga się wzdłuż Pilicy, teren jest w dużej mierze płaski, z wyjątkiem wzniesień morenowych wypiętrzających się nawet na kilkanaście metrów w górę. Otaczają nas lasy, łąki, gdzieniegdzie rzeka pozostawiła po sobie starorzecza, w niedalekim sąsiedztwie znajdują się pola i pastwiska.
Kiedy wstaję o świcie, jestem świadkiem nieziemskiego spektaklu. Prawie każdego ranka wszystko spowija mgła, która zostawia po sobie krople wody – szczególnie widać je na rozsianych po łąkach pajęczynach. Mgła to życiodajna siła. Dzięki niej każdy poranek jest tajemniczy i piękny, a my możemy przetrwać nawet najbardziej dotkliwe susze. Przez lata nauczyliśmy się korzystać z jej dobrodziejstwa.
Jedną z kluczowych technik permakulturowych, jakie stosuję w moim siedlisku, jest zbieranie wody z mgły. Można to robić za pomocą siatek rozpiętych na pionowych słupach, ale ja wolę gromadzić wodę po prostu przy użyciu sosen. Wystarczy wybrać większe drzewa, podkrzesać obumarłe dolne gałęzie do wysokości około 2–3 m i przerobić je na zrębki (rozdrobnione odpowiednim urządzeniem – rębakiem – fragmenty gałęzi), które potem rozłożymy grubą warstwą (20–30 cm) pod okapem korony drzewa. Kiedy mgła otuli gałęzie sosny, na jej igliwiu osadzą się kropelki wody i pod własnym ciężarem spadną na ziemię. Tam już będzie na nie czekać gruba warstwa ściółki. Zrębki sosnowe mogą niekorzystnie oddziaływać na część roślin, za to świetnie nadają się do ściółkowania okolic drzew iglastych i roślin, które lubią kwaśną glebę. Taka warstwa jest jak gąbka utworzona z węgla organicznego: idealnie magazynuje wilgoć i utrzymuje ją przez długi czas przy powierzchni gleby, nie pozwalając, by woda wyparowała do atmosfery. Wystarczy jedynie posadzić tutaj rośliny – przez większość roku możemy zapomnieć o ich podlewaniu.
Gdy nadchodzą pierwsze przymrozki, w Dolinie mgieł spodziewamy się jeszcze piękniejszych widoków. Szron skrzy w promieniach słońca, a mroźne powietrze aż zapiera dech w piersiach. To niezwykle ulotne piękno – rozwiewa się, gdy tylko w ciągu dnia słońce zacznie trochę mocniej grzać. Uwolnione krople wody trafiają wówczas do gleby. Podobnie dzieje się wtedy, gdy gruba kołdra zimowego puchu roztapia się w pierwszych wiosennych promieniach. Śnieg stopniowo uwalnia spore ilości wody, wypełniając nasze glebowo-ściółkowe magazyny. Dlatego dobrze jest zawczasu okryć wszystko „narzutką” z materii organicznej. Często sięgamy w tym celu po lokalne zasoby.
Ogrodnictwo dla leniwych
Pisząc o ściółce i ściółkowaniu, nie mam na myśli ściółki wygrabianej spod drzew w lesie. Chodzi mi o warstwę biodegradowalnej materii organicznej, którą celowo gromadzę w większych ilościach i rozścielam na powierzchni gleby. Aby odróżnić taki rodzaj ściółki od tej leśnej, używamy pochodzącego z języka angielskiego terminu „mulcz”. O mulczowaniu mówimy wtedy, gdy okrywamy glebę materią organiczną, aby wspierać procesy biologicznej regeneracji ekosystemu. Mulczując, naśladujemy to, co każdej jesieni robią dojrzałe ekosystemy leśne: zrzucają liście i okrywają nimi glebę.
Te ostatnie pomagają nam na wiele sposobów. Młode, zielone i soczyste źdźbła stanowią cenne źródło zielonki dla zwierząt. Gdy zostaną skoszone w odpowiednim momencie i wysuszone, zamieniają się w wyśmienite siano, którym możemy dokarmiać zwierzęta zimą. Ale jest też drugi, nieco inny rodzaj siana, który w Dolinie mgieł zbieramy w dużych ilościach.
Kiedyś na terenach naszego siedliska prowadzono wypas bydła mlecznego i owiec. Stada puszczone luzem wyjadały trawę do gołej ziemi. Po latach wypasania ziemia wyjałowiała i została jedynie piaszczysta pustynia. Gdy jednak zabrano stąd zwierzęta, lokalna roślinność powoli zaczęła się regenerować. My również w Dolinie mgieł jej w tym pomogliśmy, zbierając nasiona miejscowych gatunków traw i rozsiewając je w najbardziej zdegradowanych fragmentach łąk za pomocą tzw. kul nasiennych, które robi się z mieszaniny gliny, kompostu i nasion. Uformowane i wysuszone kule o średnicy około 2 cm można przechowywać długo, aż do czasu wysiewu. Ochraniają one nasiona przed ptakami czy mrówkami, a glina i kompost świetnie gromadzą wilgoć z mgieł lub deszczu, wspomagając kiełkowanie.
Wystarczyło obsiać w ten sposób najbardziej newralgiczne obszary łąk i pastwisk, aby odrastające trawy szybko zaczęły same rozsiewać się po okolicy. Teraz rosną bez ograniczeń, a wysokie na kilkadziesiąt centymetrów kępy pozostają na zimę. Przez ten czas obsypują się nasiona, a to, co pozostanie z traw do wiosny, zbieramy jeszcze na przednówku jako siano pozimowe – beżowego koloru, pozbawione wartości odżywczych dla zwierząt. Nie zawiera już ono azotu i jest niemal czystym węglem organicznym.
Siano pozimowe wykorzystujemy do ściółkowania według metody Ruth Stout. Ruth zaczęła zajmować się ogrodnictwem dopiero po czterdziestce i powtarzała, że jest przykładem wybitnie leniwej ogrodniczki. Pielenie i przekopywanie jej nie interesowały, dlatego wymyśliła tzw. ogrodnictwo bez pracy. Na czym ono polegało? Otóż Ruth posługiwała się techniką ściółkowania grubą warstwą siana i w ten sposób dbała o swój ogród. Ponieważ traw nie brakuje również w naszym siedlisku, postanowiliśmy czerpać z jej doświadczenia, delikatnie modyfikując opracowane przez nią metody. Dopasowaliśmy je do naszego mikroklimatu, panujących tu warunków i roślin, które chętnie rosną na naszych łąkach.
Najlepszym rodzajem mulczu jest ten, który występuje w nadmiarze w twojej najbliższej okolicy. Jeżeli dysponujesz nadwyżką siana, to używaj właśnie jego; jeżeli masz dostęp do darmowych zrębków, posłuż się nimi, a jeśli rosną u ciebie same chwasty – zbieraj je wtedy, gdy nie mają nasion, i używaj jako mulczu. Obserwacja tego, co występuje w nadmiarze, pozwoli ci sięgnąć po najlepszy rodzaj mulczu, który uzupełni w twoim ogrodzie deficyty składników pokarmowych i mineralnych w glebie. Drugim doskonałym rodzajem materii na mulcz jest ta, którą bez większego wysiłku, nakładu pracy, kosztów i zużycia paliw jesteśmy w stanie zgromadzić w dużych ilościach na obszarze do 25 km od miejsca ściółkowania. Nie popieram zwożenia np. zrębków z odległości kilkudziesięciu czy kilkuset kilometrów do naszego ogrodu tylko dlatego, że „ktoś z YouTube’a ściółkował zrębkami i jego ogród wyglądał pięknie”.
Same zalety!
Ściółka odgrywa wiele ról – zgodnie z permakulturową regułą, według której jeden element powinien spełniać minimum trzy funkcje, np. osłaniać życie glebowe przed promieniowaniem UV, wspomagać magazynowanie wody i dostarczać składników pokarmowych.
Podstawową funkcją mulczu jest ograniczanie nagrzewania się gleby, a także parowania wody do atmosfery. Ogrodnikowi czy też rolnikowi pozwala to zredukować nawadnianie upraw lub nawet całkowicie z tego zrezygnować. To jednak nie jedyna korzyść ściółkowania. Drugą jest ochrona przed erozją. Dzięki grubej okrywie z mulczu wiatr nie wywiewa lekkich cząstek gleby, poza tym ściółka niemal całkowicie pochłania energię, z jaką na ziemię spadają krople deszczu, dzięki czemu nie dochodzi do jej wymywania.
Kiedy mulcz zacznie się rozkładać, uwalnia cenne składniki pokarmowe i mineralne. Poza tym chroni dżdżownice, i to nie tylko przed światłem słonecznym. Ukryte pod ściółką – co oznacza: niewidoczne dla ptaków – mogą intensywnie żerować tuż pod powierzchnią gleby, wzbogacając ją w materię organiczną. Rozkładem tej ostatniej zajmują się także przyjazne nam gatunki grzybów, dla których zawierający sporo celulozy mulcz jest świetnym podłożem. Aby pozwolić na rozkwit w glebie życia grzybowego, warto zrezygnować z przekopywania czy orania jej wierzchniej warstwy – mulczowanie, które ogranicza konieczność spulchniania gleby i poprawia zachodzącą w niej wymianę gazową, doskonale zastępuje te działania.
I wreszcie kolejna zaleta mulczu: powstrzymywanie inwazji roślin pionierskich, zwanych przez wielu po prostu chwastami. Szybko rosną, produkując wielkie ilości biomasy i nasion, przez co łatwo kolonizują połacie terenu. Uaktywniają się jednak dopiero, gdy gleba jest naga – aby więc do tego nie dopuścić, warto taki obszar przykryć grubą warstwą ściółki.
Otul ziemię
Oto lista materiałów, które mogą posłużyć do okrywania gleby w ogrodzie i na polu. Potraktujcie to zestawienie jako inspirację do wyszukiwania innych rodzajów mulczu w najbliższej okolicy.
- Żywe ściółki, rośliny okrywowe, poplony (rośliny wspomagające regenerację gleby wysiewane po zebraniu plonu głównego) – jeżeli coś może rosnąć, zacieniać i ochraniać glebę, jak również dokarmiać mikroorganizmy glebowe cukrami produkowanymi w procesie fotosyntezy, a nawet wiązać azot z powietrza i uwalniać go do gleby, to trudno mówić o lepszym rodzaju mulczu. W tej kategorii znajdą się wszystkie rośliny bobowate (dawniej motylkowe) i większość mieszanek roślin poplonowych stosowanych w wielkoobszarowym rolnictwie.
- Zielone ściółki – świeżo ścięta, wciąż zielona materia organiczna układana cienkimi warstwami na powierzchni gleby. Mogą nią być dopiero co skoszona trawa lub zioła, takie jak żywokost lekarski, lebioda, liście mniszka lekarskiego czy wspaniałe, wielkie liście rabarbaru.
- Siano pozimowe – zbierane wczesną wiosną pozostałości traw po okresie zimowym. Są pozbawione azotu, ale dostarczają glebie materię w postaci węgla organicznego.
- Liście drzew zbierane jesienią – tego materiału jest pod dostatkiem szczególnie w miastach. Akcja „Liść”, czyli zgrabianie opadłych z drzew liści i pakowanie ich do foliowych worków, jest z jednej strony wyrazem naszego oderwania od świata przyrody, lecz z drugiej – okazją do pozyskania olbrzymich ilości mulczu przez tych, którzy rozumieją, na czym polega zamknięty obieg materii w przyrodzie.
- Tektura falista, szara, niezadrukowana – ten rodzaj mulczu budzi sporo kontrowersji. Jedni twierdzą, że zawiera on zbyt wiele zanieczyszczeń, inni uznają go za świetny i ekologiczny materiał celulozowy, idealny do zagłuszania chwastów. Moim zdaniem użycie niezadrukowanej tektury sprawi, że nasza gleba oraz żyjące w niej grzyby i dżdżownice będą nam wdzięczne i odpłacą się zwielokrotnionymi plonami.
- Słoma – uważam ją za mulcz potencjalnie dużo bardziej niebezpieczny niż tektura. Jeżeli podczas uprawy zbóż stosowano chemiczne środki ochrony roślin, to ich pozostałości będą też obecne w słomie. Jeśli więc zamierzacie używać jej jako mulczu we własnym ogrodzie, sięgajcie wyłącznie po słomę pochodzącą z gospodarstw certyfikowanych ekologicznie.
- Zrębki z gałęzi drzew liściastych – to materiał preferowany przez większość permakulturowych ogrodników. Ułatwia regenerację gleby i zapewnia ochronę przed erozją, wspiera rozwój grzybów i dżdżownic. Materiał ten uważam za korzystny dla środowiska, jeżeli wytwarzamy go lokalnie z cienkich gałęzi otrzymywanych z plantacji biomasy, produktywnych żywopłotów czy gałęziówki zebranej z własnego lasu i rozdrobnionej za pomocą lekkiego sprzętu, takiego jak ogrodowe rębaki elektryczne czy sieczkarnie starego typu.
- Sosnowe igliwie, zrębki i kora z drzew iglastych – to cenne źródło materiału do mulczowania, ale zazwyczaj wymaga odpowiedniej obróbki neutralizującej toksyczne związki zawarte w żywicy. W bardzo wilgotnym środowisku, przy gliniastym podłożu i deficytach tlenu takie składniki mogą zakwaszać glebę oraz uwalniać szkodliwe dla niektórych roślin i życia glebowego substancje będące produktami rozkładu żywic. Dlatego ten rodzaj nieprzetworzonego mulczu stosuje się zwykle do ściółkowania wokół roślin preferujących niskie pH gleby, takich jak rośliny iglaste, wrzosy czy magnolie.
- Zużyte podłoże po uprawie grzybów – np. boczniaków, które rosną na balotach słomy. Przerobiona przez grzybnię słoma stanowi świetny materiał do ściółkowania w ogrodzie.
- Glony słodkowodne, rzęsa wodna i wodorosty – mało kto sięga po ten rodzaj materii organicznej, a szkoda. Nie ma bowiem nic bardziej produktywnego niż niewielka sadzawka, do której osypują się liście drzew, lub rzeka, której woda zawiera zbyt dużo biogenów (azotanów i fosforanów najczęściej spływających z pól uprawnych po każdym większym deszczu). Olbrzymie ilości rzęsy wodnej, wodorostów oraz glonów można regularnie wybierać z takich ekosystemów wodnych za pomocą siatki i układać pod drzewami, krzewami lub innymi roślinami jadalnymi. Oczyszczamy w ten sposób ekosystemy wodne, a glebie dostarczamy cenne składniki pokarmowe i minerały.